ODWIEDZAJCIE 1D-ONE-STEP-TO-HELL.BLOGSPOT.COM

CZYLI MÓJ KOLEJNY BLOG Z OPOWIADANIEM O 1D!

ZAPRASZAM! ♥

niedziela, 23 czerwca 2013

EPILOG

Włączcie sobie muzykę dla efektu.
I czytajcie notkę pod postem ;)
____________

Minęło 6 lat.


Skończyłam studia rok temu, uzyskując tym samym magistrat. Byłam z siebie niesamowicie dumna. Od roku znowu mieszkam w Polsce, w moim małym rodzinnym domku, mam pracę na stanowisku kierownika działu fotografii w miejskiej gazecie. Niby nic wielkiego, ale jest to dosyć satysfakcjonujące. Jeśli chodzi o Nialla... Rozstaliśmy się po 4 latach związku. Nasze drogi po prostu się rozeszły; on miał coraz aktywniejsze życie w miarę jak zespół zyskiwał popularność, a ja uczyłam się, rozbudowywałam portfolio, itd. W końcu zrozumieliśmy, że już się wcale nie widujemy, a związek zaczynał ranić nas oboje. Rozstanie było naszą wspólną decyzją podjętą po przemyśleniu i przedyskutowaniu. Może zwyczajnie nie byliśmy sobie pisani. Natomiast Maddie nadal jest z Zaynem. Zrezygnowała dla niego ze studiów i podróżowała z całym One Direction po świecie. Cieszę się, że im się udało. Kiedy byłam w Londynie, rozmawialiśmy z Niallem (najczęściej przez Skype) prawie codziennie, nawet po rozstaniu. Jednak im więcej czasu mijało, tym nasz kontakt bardziej się ograniczał. Teraz to były tylko krótkie rozmowy raz na 2 tygodnie lub rzadziej. Czasami dostałam pocztówkę z pozdrowieniami. W końcu któregoś dnia zadzwoniła moja mama i poprosiła, bym wróciła, ponieważ tata zachorował, a on nie dawała już sobie rady z utrzymaniem domu. Przez telefon nie chciała nic zdradzić, ale wyczułam, że to coś poważnego, bo inaczej nigdy by mnie nie poprosiła o zrezygnowanie z marzeń i tego całego wielkomiejskiego życia. Dobrze się złożyło, że został mi tydzień do ukończenia studiów. Gdy tylko odebrałam dyplom, natychmiast się spakowałam i kupiłam bilet na najbliższy lot do Polski. Chciałam wcześniej poinformować o tym chłopaków i przyjaciółkę, ale nikt nie odpowiadał na moje telefony. Kiedy tylko przekroczyłam próg rodzinnego domu, mama wpadła mi w ramiona. Ciągle płakała i wypowiadała niezrozumiałe słowa. Dopiero po paru minutach uspokoiła się na tyle, by być w stanie opowiedzieć mi, co się dokładnie wydarzyło. Okazało się, że jakieś 5 miesięcy wcześniej u taty wykryto złośliwą odmianę guza mózgu. Zmiany postępowały w umiarkowanym tempie, ale gdy tata został prawie całkowicie sparaliżowany, mama postanowiła zadzwonić po mnie. W dzień poprzedzający mój przyjazd tata został zabrany do szpitala, ponieważ zaczęły się problemy z oddychaniem.

Kiedy opowieść dobiegła końca, byłam równie zapłakana jak moja mama. Postanowiłyśmy pojechać do szpitala, by sprawdzić, jak miewa się tata. Mama wyznała, że czekała z tym na mnie, ponieważ sama nie byłaby w stanie (kontaktowała się telefonicznie z lekarzem prowadzącym). 

Doskonale ją rozumiałam.

Na miejscu lekarz poinformował nas, że są przerzuty w większości organów wewnętrznych i już raczej nie da się z tym nic zrobić. 

Dał tacie maksymalnie 2 tygodnie życia.

Mama już nie była w stanie nawet płakać. Po prostu usiadła na szpitalnym krześle w poczekalni i tępo wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Później jej przeszło, nawet uśmiechnęła się, gdy tata na chwilę odzyskał przytomność. Otaczałyśmy go cierpliwą opieką przez cały czas; praktycznie mieszkałyśmy w szpitalu. W międzyczasie próbowałam dodzwonić się do Maddie- mojej jedynej przyjaciółki- ale nadal nikt nie odbierał...

Miesiąc później tata zmarł.

Dzień przed pogrzebem wreszcie zadzwoniła Maddie. Kiedy tylko usłyszałam jej głos, rozpłakałam się, mimo że obiecałam sobie, że będę silna. Oczywiście wszyscy bardzo przejęli się moją sytuacją, chociaż niewiele mogli zrobić. Jednak dobrze było wiedzieć, że nadal mam w nich wsparcie.

Dzień pogrzebu był straszny.

Każda utrata bliskiej osoby jest bardzo wstrząsającym przeżyciem, a co dopiero kiedy umiera ktoś tak ważny jak ojciec. Starałam się być silna, głównie ze względu na mamę. Podczas mszy jakoś sobie poradziłyśmy, jednak na cmentarzu, kiedy trumna była spuszczana w głęboki dół... w mamie coś pękło. Zaczęła przeraźliwie szlochać i wykrzykiwać imię taty. A ja stałam obok, całkiem bezradna.

Ogarnęła mnie okropna pustka.

Moja babcia- matka taty- podeszła do mojej mamy i mocno ją przytuliła. Teraz płakały we dwie. Poczułam, że ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla wraz z Maddie. Mieli smutne i współczujące miny. Na ich widok puściły wszelkie bariery. Przytuliłam ich oboje i nawet nie zwróciłam uwagi na moment, gdy łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Tak wiele mieszanych uczuć przetoczyło się przez moją głowę, że sama nie wiedziałam, jak mam się czuć. Była to rozpacz, tęsknota, ból i smutek spowodowane odejściem ojca,, ale też radość i szczęście, że po tak długim czasie moi przyjaciele przyjechali tylko po to, by mnie wesprzeć w tak trudnej chwili. Pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo pomogła mi ich obecność. Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała tam stać przez cały czas sama, z mamą rozpaczającą zaraz obok. Niewykluczone, że załamałabym się całkowicie. Jednak dzięki obecności Maddie i Niallera dałam radę, znalazłam w sobie dość siły, by jednak żyć dalej. To tylko ich zasługa.

Nie zostawiłam mamy po stracie ojca.

Zamieszkałam na stałe w Polsce, tak jak powinno być. Nastoletni wybryk w pogoni za marzeniami całkowicie odmienił moje życie. Dziwny zbieg wydarzeń na pewno nie był przypadkiem.

Nie wierzę w przypadki.

Spotkanie One Direction widać było mi pisane, jednak w jakim celu- nie mam pojęcia. Mogę jedynie zgadywać, że było to związane z poznaniem mocy prawdziwej przyjaźni. Ale to tylko moje gdybanie. Może kiedyś się tego dowiem. Moja niewiarygodna przygoda z Londynem trwała 5 lat. Skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że żałuję podjętych decyzji. Dzięki temu zdobyłam najlepszych przyjaciół na świecie, z którymi mam co prawda ograniczony kontakt, ale co jakiś czas dostaję przynajmniej kartkę z pozdrowieniami z różnych stron świata i długi list. Kto wie, może kiedyś przyjmę wreszcie jedno z zaproszeń i odwiedzę chłopaków w jakimś egzotycznym miejscu. Przyszłości nie da się przewidzieć i chyba nawet nie chcę tego robić. Jest tylko jedna rzecz, której jestem pewna- ta przyjaźń ma szansę trwać wiecznie i wszystkich nas uszczęśliwiać. A na razie- w ramach zapełnienia cichej pustki- idziemy z mamą przygarnąć jakiegoś uroczego kotka.
Ewentualnie dwa.

THE END.
_______
Hiya.
Sorry za opóźnienie, ale w szkole do ostatnich dni mam coś do roboty. Jeszcze tydzień.

Też macie wrażenie, że Epilog jest najlepszym, co do tej pory napisałam? HUH.
Dedykacja dla ostatniego postu na tym blogu leci do mojej najukochańszej i niezastąpionej TINY, która miała w dodatku urodziny 17.06 (taki mój spóźniony prezent)! Dziękuję za wszystko! <3 Zwłaszcza za to, że dzięki Tobie usłyszałam Green Day na żywo! *_____*

Wam również - mojej najlepszej publiczności - dziękuję za wsparcie i miłe słowa. Cieszę się, że w choć małym stopniu podobały Wam się moje wypociny.


Cóż, nie wiem, co mogę jeszcze napisać... Wiele zawdzięczam temu blogowi. Dzięki niemu poznałam wiele wartościowych osób i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ale nie poznałabym One Direction, gdyby nie Emma, więc czytajcie ludzie jej bloga (mimo że ona nie czyta mojego, ale co tam i tak ją kocham xD).

Aha, dla tych których być może to interesuje- wycieczka do UK udała się i było przezajefajnie! Mam nadzieję, że każda z Was kiedyś zobaczy Londyn <3

Teraz bardzo proszę, żeby kaaaażdy, kto kiedykolwiek czytał mojego bloga zostawił jakiś komentarz, nawet krótki. Tak na pożegnanie, co? Napiszcie, czy podobała Wam się dziwna historia stworzona przez takiego szajbusa jakim jestem ja. Proszę

Jeszcze raz dziękuję za czytanie! Jesteście najlepsi :D

Cheers xxx

poniedziałek, 27 maja 2013

Chapter 28

Ej, czaicie, że to ostatni odcinek ;O Czytajcie pogrubioną notkę pod postem.
____________
Słyszałam, że pierwszy sen w nowym miejscu jest bardzo ważny i wiele mówi o przyszłości. No cóż, albo nigdy nie dowiem się, co będzie za jakiś czas,. albo umrę, bo kompletnie nie pamiętam, co mi się śniło. Na szczęście była niedziela i nie musiałam szykować się do pracy. Postanowiłam trochę poukładać moje rzeczy (i tak pewnie niedługo wszystko będzie latać po całym pomieszczeniu...). Pamiętałam, że mamy zaproszenie na "noc filmową" do chłopaków, więc nie mogłam zatracić się całkowicie w sprzątaniu. Na zegarku była 14. Spałam dosyć długo, aż dziwne. Przydałoby się pomyśleć o obiedzie. W mieszkaniu było strasznie cicho; zaczęłam się martwić, że ktoś porwał albo zabił Maddie (za dużo filmów, zdecydowanie). Poszłam to sprawdzić. Uchyliłam drzwi pokoju koleżanki. Było spokojnie. Rozejrzałam się: Maddie siedziała na łóżku, w piżamie, szczerzyła się jak debil do telefonu. Chyba mam omamy wzrokowe... Czy ona się rumieni (waćpanno, jagódki ci pokraśniały)?
 - Z kim piszesz? - zapytałam, a co ona podskoczyła lekko i prawie wrzuciła telefon za łóżko.
 - Z nikim. - odpowiedziała krótko, a po chwili jej urządzenie zawibrowało. Odczytała wiadomość i cicho zachichotała.
 - Właśnie widzę. - powiedziałam przyglądając się jej podejrzliwie. 
 - Piszę z... ee... kolegą. - przewróciłam oczami i wyszłam. Stwierdziłam, że jeśli będzie chciała, to mi powie. Zabrałam się za robienie obiadu. Żeby się za bardzo nie przemęczyć, postanowiłam zrobić makaron z serem. W międzyczasie zadzwonił Niall (mój chłopak, uhuh!), by przypomnieć mi, że dzisiaj mamy do nich przyjść. Jakżebym mogła zapomnieć? Namawiał mnie, żebym przyszła już teraz, bo inaczej umrze z tęsknoty, ale zmuszona byłam odmówić. Musiałyśmy się przygotować i zjeść. Po 15 minutach obiad był gotowy. Maddison wyszła ze swojego pokoju z kamienną twarzą. Zachowywała się dziwnie, ale postanowiłam to ignorować. Jej wzdychanie do makaronu również. 

Koło 17. zaczęłyśmy się zbierać i po godzinie byłyśmy już w domu chłopaków. Przywitali się z nami i zaprowadzili do salonu, gdzie była już Danielle. Przywitałyśmy się z nią, po czym zajęłyśmy miejsca. Chłopcy przynieśli mnóstwo jedzenia i kazali nam wybrać jakiś film. Mieli ich strasznie dużo, więc wybór był trudny, a głosy podzielone. Tym razem nie było żadnych horrorów, z czego niezmiernie się cieszyłam. W końcu wybrałyśmy 2 komedie i film sensacyjny. Chłopcy zajęli miejsca (Nialler oczywiście siedział obok mnie, dzięki czemu oglądanie stało się jeszcze przyjemniejsze). Louis z Harrym ciągle wszystko komentowali i mówili, co będzie dalej (muszą być totalnymi no-life'ami, skoro znają na wyrywki wszystkie dialogi z tych filmów).

Przed ostatnim filmem (o dziwo nikt nie spał) Maddie poprosiła, żeby ktoś zaprowadził ją do toalety (dałabym sobie głowę uciąć, że ona doskonale znała rozkład pomieszczeń). Zayn od razu zgłosił się na ochotnika. Louis oznajmił, że nie będziemy na nich czekać z kolejnym filmem i włączył odtwarzanie. Teraz była kolej sensacji, więc wszyscy się wczuli (niektórzy aż za bardzo).
 - Dawaj! Uderz go! Złam mu nogi! - rozkazywał Harry.
 - Nie bądź ciota, wstawaj! To tylko wstrząs mózgu! - wtórował mu Lou. Muszę zapamiętać, żeby nie chodzić z nimi do kina...

Wszyscy byli tak zaaferowani toczącą się akcją, że nie zwrócili uwagi, że kogoś brakuje. Maddison nadal nie wróciła, Zayn również. Podświadomie zaczęłam coś podejrzewać, ale nie chciałam popadać w paranoję. Postanowiliśmy poszukać ich po filmie, bo niedługo miała być ostateczna walka. 


Do sprawdzenia sytuacji zostałam oddelegowana z Niallerm. Poszliśmy na piętro; wszędzie było cicho i ciemno. Tylko w pokoju Zayna paliło się światło. Nie miałam pojęcia, co to mogło oznaczać. Może pokazuje Maddie swoją kolekcję znaczków? Nialler otworzył drzwi (mógł zapukać, ale chyba pojęcie "prywatność" jest mu obce).
 - Zayn, wszystko w porz... - urwał i zaczął gapić się przed siebie. Przepchnęłam się obok niego, by zobaczyć, co go tak zaskoczyło. Kiedy zobaczyłam, o co chodzi, byłam w lekkim szoku, ale chyba to cały czas podejrzewałam. Zayn z Maddie siedzieli na łóżku i patrzyli na nas zdezorientowanym wzrokiem (Niall musiał im przerwać). Od razu domyśliłam się, co robili, bo mieli rozczochrane włosy i poprawiali ubrania, a na ich twarzach malowały się radosne uśmiechy (choć usilnie starali się to ukryć). Prawie wyrwało mi się ciche "awww", ale się powstrzymałam. Zamiast tego wyciągnęłam Nialla z pokoju i zamknęłam drzwi. Zeszliśmy na dół. Reszta natychmiast chciała wiedzieć, co stało się ze zgubami.
 - Lepiej będzie, jeśli sami to powiedzą. - powiedziałam. Niall opisał mi ich najbliższą trasę koncertową, przez co zrobiło się strasznie późno. Zawołałam Maddison, a ona zeszła na dół razem z Zaynem. Szli za ręce, czyli wszystko było już jasne. W drodze powrotnej kazałam Maddie wszystko opowiedzieć. Zayn nas odwoził, więc trochę się wtrącał do historii. W skrócie cała opowieść wygląda tak, że najpierw zaczęli ze sobą pisać, a dzisiaj wreszcie stali się parą. Byłam niesamowicie szczęśliwa z tego powodu. Kiedy dotarłyśmy do domu od razu poszłam się myć i spać, bo byłam zmęczona, a jutro musiałam wstać do pracy. Zasypiając myślałam nad tym, co przyniesie przyszłość. Niall pojedzie z zespołem w trasę... Trochę bałam się tej rozłąki, ale byłam pewna, że przetrwamy. Zaczynało też do mnie docierać, jak diametralnie zmieniło się moje życie w tak krótkim czasie. Nie wiedziałam, co będzie za jakiś czas, ale musi być dobrze.
_________
Dobry!
Wiem, wiem, znowu spóźniona, przepraszam. Ale staram się.
Wiem też, że mam ogromne zaległości na niektórych blogach, ale postaram się to nadrobić.

To już ostatni odcinek. Tak jakoś wyszło. Dziękuję za wszystkie komentarze, to naprawdę pomagało mi przez cały proces tworzenia <3
Dodam jeszcze EPILOG. I teraz coś dla Was:
Jeśli do piątku 31.05 pojawi się tu 60 komentarzy (potrzebuję naprawdę mocnego kopa) - Epilog wstawię w sobotę, 1.06. Natomiast jeśli nie - będziecie musieli poczekać pół miesiąca, bo wyjeżdżam 2.06 (do UK, ok, chwalę się :D) i będzie z tym trochę zachodu. Wszystko w Waszych rękach :)
Tylko bez nabijania, proszę xD Żeby nie było, że jedna osoba napisze 10 komentów, ok? :D


Jeszcze jedno - obiecałam, że pomogę więc... jeśli chcecie, lajkujcie, to dla adminki bardzo ważne -> facebook.com/fanclubofmusicisourpassion <-

I oczywiście zapraszam na mojego drugiego bloga, który niedługo ruszy z kopyta
>>>> http://1d-one-step-to-hell.blogspot.com/ <<<<

czwartek, 9 maja 2013

Chapter 27

Obudziłam się z niepokojącym uczuciem, że zaraz coś się wydarzy. Po chwili przypomniałam sobie, że dzisiaj jest dzień, w którym się przeprowadzam. Wczoraj wieczorem tłumaczyłam Niallowi, dlaczego to jest konieczne, ale nie wydawał się zbyt przekonany. Stwierdziłam, że czas zamknąć ten rozdział w życiu i ruszyć dalej. Wyjść na prostą, zacząć coś nowego. Dobra, to przesada, przecież nie jadę do Chin, nie biorę ślubu, ani nie umieram. To nie jest koniec świata. Ubrałam się i poszłam do kuchni, by zrobić śniadanie. Później zamierzałam się spakować i pójść do pracy, tak żeby wieczorem wziąć tylko rzeczy i przenieść je do nowego domu. Plan wręcz doskonały.
Chłopcy byli strasznie pobudzeni przy jedzeniu (chociaż nic im nie dosypałam). Ciągle się śmiali i dokuczali sobie nawzajem. Kolejny szalony posiłek w domu One Direction. Czy też raczej- mój ostatni szalony posiłek w domu One Direction. Od kiedy ze mnie taka pesymistka? Pewnie nie raz wproszą się do mnie na obiad, bo sami ledwo umieją ugotować makaron. Tak, to pocieszająca myśl, będę się jej trzymać.


Pakowałam się krócej niż przypuszczałam; cały czas musiałam uważać na godzinę, żeby nie spóźnić się do pracy. Pakowałam ostatnie rzeczy, kiedy usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju.
 - A więc to tak. - odezwał się. - Ty serio masz zamiar nas zostawić. - powiedział Harry oskarżycielskim tonem. Przewróciłam oczami.
 - Harry. Tłumaczyłam to wczoraj Niallowi, więc to teraz powtórzę. - westchnęłam. - Wszystko, co dla mnie zrobiliście, było naprawdę miłe i do końca życia będę wam za to wdzięczna... Ale tak nie może być. I tak ta sytuacja jest wystarczająco dziwna. Jak to wygląda dla postronnego obserwatora? Dziewczyna z ulicy, która nie ma gdzie się podziać, bo została całkowicie wykiwana, nagle zostaje znaleziona przez członka jednego z najsławniejszych boysbandów na świecie. Piosenkarz postanawia wspaniałomyślnie ją przygarnąć, choć nic o niej nie wie i jej nie zna. Potem dziewczyna zaprzyjaźnia się ze wszystkimi, dostaje ubrania i pracę, aż w końcu związuje się z gościem, który ją znalazł. Takie rzeczy nie zdarzają się nawet w bajkach. - skończyłam swój monolog, a Harry milczał długą chwilę. Cisza dłużyła się w nieskończoność.
 - Ale będziemy się widywać, prawda? - wreszcie zapytał z nadzieją w głosie. Uśmiechnęłam się lekko.
 - No pewnie, kiedy tylko będziecie chcieli. - to mu chyba wystarczyło, bo wyszedł szczęśliwy, jak szczeniak, który właśnie dostał nową zabawkę do zepsucia. Wrzuciłam do pudła ostatnie drobiazgi, po czym zeszłam na dół. Pożegnałam się z chłopcami i poszłam do pracy. Czułam się dziwnie, tak jakbym później miała spuścić w toalecie ukochaną rybkę, albo musiała oddać komuś kawałek mnie. Pokręcone uczucie.

Rzuciłam się w wir pracy i udało mi się przestać myśleć o czekającej mnie zmianie. Czas mijał jednak nieubłaganie szybko i nim się obejrzałam wybiła godzina 19. Wykonałam wszystkie potrzebne czynności, zamknęłam księgarnię i ruszyłam do domu. Weszłam do kuchni i oniemiałam. Stali tam wszyscy domownicy (ubrali się na czarno, jakby ktoś umarł) i szczerzyli się, jak krowa do koniczyny.
 - Przygotowaliśmy pożegnalną ucztę, specjalnie dla ciebie. - oznajmił z dumą Louis. Podziękowałam im, nadal będąc w szoku. Jedzenie nie było spalone i nie był to sam makaron. Naprawdę się postarali.


Przez cały czas rozmawialiśmy, a chłopcy zmusili mnie do przysięgi, że o nich nie zapomnę i będę do nich wpadać. Zayn dodał, że Maddie też jest mile widziana (no jasne, hmm...). Trochę to było dziwne, zważywszy na to, że Niall był moim chłopakiem, więc raczej nie miałam jak o nich zapomnieć (nawet jeślibym chciała. Ale nie chcę, oczywiście).

Po posiłku zaczęłam przenosić kartony z mojego pokoju do samochodu chłopaków, a oni mi w tym pomagali. Cały czas marudzili, że mogłabym zostać, a oni nie musieliby wtedy się męczyć. Wszystkie pudła zajęły tyle przestrzeni, że zostały tylko miejsca dla pasażera i kierowcy, więc Niall zgłosił się na ochotnika, by prowadzić (zamordowałby resztę wzrokiem, gdyby tylko ośmieliliby się zaprotestować). Kiedy wszystko było już gotowe, przyszedł czas na pożegnanie. Chłopcy wyściskali mnie, jakbyśmy mieli nigdy więcej się nie zobaczyć. W oczach Harry'ego pojawiły się nawet łzy (serio, stary? Bądź facetem! Ponoć chłopaki nie płaczą).
 - Hazz, ale wiesz, że ja nadal będę mieszkać w tym mieście? - odezwałam się. Chłopak chlipnął głośno.
 - Wiem, ale chciałem dodać tej scenie trochę dramaturgii. Przegiąłem? - walnęłam go lekko w ramię, a on się roześmiał, po czym mnie przytulił. Strasznie długo to trwało. I trwałoby pewnie jeszcze dłużej, gdyby Nialler znacząco nie chrząknął.
 - Stary, lubię cię, ale pamiętaj, że to moja dziewczyna. - ostrzegł. Zaczęłam się z nich śmiać, a następnie wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Chłopcy stali na chodniku 
z szerokimi uśmiechami na twarzach i machali białymi chusteczkami.
 - Rany, co za idioci. - powiedzieliśmy z Niallem równocześnie, przez co zaczęliśmy się znowu śmiać. 

W moim nowym domu byliśmy kilka minut później. Maddison strasznie ucieszyła się na mój widok (a może na widok Nialla, który bądź co bądź nadal był jej idolem). Wnieśliśmy wszystkie pudła (trwało to teraz dłużej, bo zabrakło taniej siły roboczej w postaci reszty chłopaków), a później rozpakowaliśmy większość. Niall rozejrzał się po moim pokoju.
 - Hm... Dużo masz tu miejsca. Może też tu zamieszkam? - zastanawiał się. Ze śmiechem wypchnęłam go z pomieszczenia. 
 - Jedź już. Chłopcy pewnie za tobą tęsknią. 
 - Wyganiasz mnie? Jeszcze nie sprawdziłem lodówki... - popatrzył smutnym wzrokiem na kuchnię. - Dobra. Ale po jutrze wpadniecie do nas po południu? Liam wspominał, że ma przyjść też Danielle, a ty na szczęście niedzielę masz wolną, więc nie masz wymówki. - uśmiechnął się. Z radością przyjęłam zaproszenie. Następnie pożegnałam się z chłopakiem. Na odchodnym jeszcze się odwrócił.
 - Jedzenie było zamówione! - po czym ruszył z piskiem opon. Zaśmiałam się. No tak, więc to od nich jechał ten wóz dostawczy, który mało nie rozjechał mnie na pasach. Dobrze wiedzieć. Dołączyłam do Maddie, która siedziała na kanapie i oglądała jakiś film.
 - Witaj w domu. - powiedziała i zrobiła mi miejsce obok siebie.
__________
No cześć.
8 komentarzy pod poprzednim :)
Jak widzicie opowiadanie zbliża się do końca, ale to nieuniknione. Nie chcę robić z tego jakiegoś tasiemca.
8 komentarzy pod poprzednim :)
Sorry za zwłokę, ale staram się.
Dzięki za 8 komentarzy pod poprzednim :)

ZAPRASZAM NA MÓJ DRUGI BLOG
>>>> http://1D-one-step-to-hell.blogspot.com/ <<<<

niedziela, 21 kwietnia 2013

Chapter 26

Z niecierpliwością odliczałam czas do końca zmiany. Godzinę przed zamknięciem sklepu zaczęłam się już zbierać, żeby później nie tracić cennych sekund (klientów już i tak nie było). Podczas pakowania ostatnich rzeczy do torebki, usłyszałam dzwonek oznajmiający, że ktoś przyszedł (a jednak!). Wyszłam z zaplecza. 
 - Dzień dobry, w czym mogę... - zaczęłam, ale urwałam w połowie zdania, bo nowym klientem okazał się być Niall. - Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona, mimowolnie się uśmiechając.
 - Ciebie też miło widzieć, Mickey. - odpowiedział wesołym tonem. - Już nie mogłem wytrzymać w domu, więc pomyślałem, że wpadnę i zobaczę miejsce, w którym pracujesz. - zaczął się rozglądać i sprawdzać okładki książek (przy okazji prawie przewrócił cały regał).

Kiedy zegar wybił godzinę 19., byłam oficjalnie wolna. Szybko zabrałam torebkę i zamknęłam księgarnię. Szliśmy niezbyt szybkim tempem, rozmawiając i ciesząc się lenia pogodą. Niall prowadził mnie około 15 minut w to swoje "niezwykle urokliwe miejsce". Gdy dotarliśmy do odpowiedniego budynku, zauważyłam, że wszyscy czekali już pod wejściem. Maddison i Danielle zaciągnęły się powietrzem (niczym wiekowy palacz marihuany), kiedy zauważyły, że idziemy z Niallem trzymając się za ręce, ale po chwili otrząsnęły się z szoku, zaczęły piszczeć i rzuciły się nam na szyje z gratulacjami. Chłopcy przywitali nas mniej entuzjastycznie, wytykając przy tym spóźnienie. Po chwili byliśmy już w środku. Specjalnym miejscem okazało się być Milkshake City. Naprawdę odpowiednie miejsce na świętowanie. Jednak dla mnie mogłaby to być nawet piwnica, krakersy i woda- liczył się sam fakt. Prawdę mówiąc, Milkshake City trochę mnie niepokoiło. Wszędzie było różowo, na ścianach wisiały obrazy celebrytów i najsławniejsze dzieła malarzy przerobione na krowy, a kelnerki miały na sobie łaciate uniformy i wrotki. Ktoś musiał mieć niezły problem z krowami, by stworzyć takie miejsce. Podjechała do nas jedna z kelnerek.
 - Witam w Milkshake City. Jestem Debbie i będę was dzisiaj obsługiwać. - oznajmiła. Podała nam menu. - Muuuuuuuusicie spróbować naszych nowych koktajli bananowych. - dodała. Zastanawiałam się, ile musieli jej płacić za muczenie na klientów. Zapisała nasze zamówienia i odjechała w stronę lady. Kiedy tylko znalazła się poza zasięgiem słuchu, Niall zaczął się śmiać, a po nim wszyscy po kolei głośno rżeli prawie przy tym płacząc (jakiś efekt domina). Spoważnieliśmy dopiero wtedy, gdy nasza mucząca kelnerka przyniosła zamówienia. Ledwo mogłam się powstrzymać od śmiechu, musiałam być już cała czerwona na twarzy. Zayn nie dał rady, ale zamaskował to kaszlem (cienias). Debbie wróciła na swoje miejsce, a my ponownie wybuchnęliśmy niepohamowanym chichotem. Uspokoiliśmy się na dobre w momencie, kiedy Nialler smutnym głosem oznajmił, że jego lody całkowicie się rozpuściły i musi jeść papkę. Z resztą u mnie nie było lepiej - "Rajska Wyspa" zamieniła się w Atlantydę i tylko kawałki owoców panicznie próbowały wydostać się na powierzchnię.
 - Za Vicky i Niallera. - zaczął Liam unosząc szklankę z sokiem. Wszyscy zrobili to samo. Posypały się kolejne życzenia, a później mogliśmy zająć się naszymi lodami. Podczas jedzenia chłopcy zachowywali się dosyć... głośno, a ja z dziewczynami próbowałam rozmawiać. Dokładniej- Maddie i Dan próbowały wyciągnąć ze mnie wszystkie szczegóły odnośnie Nialla. Dla siebie zachowałam momenty nieporozumienia, żeby niepotrzebnie nie komplikować całej sprawy. Musiałyśmy przerwać konwersację, bo chłopcy zaczęli rzucać w siebie nawzajem papierkami. Czekałam, aż w powietrze wyleci jedzenie. To by było ciekawe, chociaż niezbyt odpowiedzialne, w końcu to jedzenie. Ale Niall pewnie by na to nie pozwolił...
 - Przepraszam państwa. - przy naszym stoliku pojawił się wąsaty facecik w czarnym garniturze w białe łaty. Widziałam po minach chłopaków, że jego ubiór niezmiernie ich bawi, ale umieli się powstrzymać. Na razie. - Dostałem kilka skarg na wasze zachowanie i muszę prosić was o opuszczenie tego lokalu. - oznajmił poważnym tonem. Potulnie wyszliśmy z budynku, uprzednio przepraszając. Już nigdzie nie można się trochę pobawić (pomijając rzucanie przedmiotami. Chociaż może to wszystko przez to, że Harry trafił jakąś starszą panią kulką z serwetki...). Oczywiście cała sytuacja wywołała kolejne salwy śmiechu (chyba pobiliśmy rekord w ilości śmiechu). Ruszyliśmy przed siebie w dobrych nastrojach, nie przejmowaliśmy się niczym. Słońce już prawi zaszło i robiło się coraz chłodniej, ale na szczęście miałam na sobie ciepły sweter (przezorny zawsze ubezpieczony). Nie to co Maddie, która ubrała koszulkę na ramiączkach. Nawet kolorowa chusta jej nie pomagała, mimo to dziewczyna nic nie okazywała (twarda sztuka, ciekawe ile wytrzyma...). Danielle miała rękaw 3/4, ale szła tak blisko Liama, że nic więcej nie było jej potrzebne. Każde z nas zagłębiło się w jakąś dyskusję, przez co szliśmy w mniejszych grupkach. Nie wiem kiedy, Zayn podszedł do Maddison i założył jej na ramiona własną kurtkę. Po chwili rozmawiali w najlepsze, nie zwracając uwagi na otoczenie. Przekonałam się o tym dosłownie, kiedy parę minut później usłyszałam głośny dźwięk.
 - Oh, pani wybaczy. - powiedział Zayn. Zaraz po zderzeniu z latarnią. Wcale nie skupił się na tym, co zrobił. Cóż... Coś jest na rzeczy. Ale nie będę się w nic wtrącać, w końcu przyjdzie odpowiedni czas.

Odprowadziliśmy cała grupa najpierw Danielle, a później Maddie, po czym skierowaliśmy się do domu. Zaczęło docierać do mnie, że planowałam jutro przenieść większość rzeczy do mieszkania, które mam dzielić z Maddison. Teraz stało się to jeszcze trudniejsze. Jednak postanowiłam odłożyć myślenie o tym na później, a teraz cieszyć się miłym wieczorem...
___________
Elooo
Krótki, nudny i z poślizgiem.
Nie pozostaje mi nic więcej, jak tylko błagać o wybaczenie i zrozumienie.

Powodzenia dla wszystkich gimnazjalistów, którzy piszą od wtorku testy. Nie martwcie się, nie będzie tak źle. Nie ma się co stresować, nauczyciele wyolbrzymiają i straszą Was niepotrzebnie. Keep calm :D

Na koniec... SURPRISE (tak trochę w ramach przeprosin).
Dodałam prolog na mojego drugiego bloga.
Zapraszam:
>>>>> http://1d-one-step-to-hell.blogspot.com/ <<<<<


Adijos xx

next: 4-5.05 mejbi wcześniej.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Uhm.

Witam. Tu Ivy.
Ja w takiej sprawie...

Nie no, spoko, nie usuwam, ani nie zawieszam bloga, tamto to był taki "żarcik" na prima aprilis, ale uwielbiam Was, że się tak przejęliście <3

W każdym razie, piszę po to, żebyście nie myśleli, że Was olewam czy coś. Zależy mi na Was, dlatego postanowiłam napisać.
Na 100% nie dodam odcinka dzisiaj i nie jestem pewna, czy wyrobię się na następny weekend, chociaż się postaram. Chodzi po prostu o to, że kwiecień to ostatni miesiąc ostrej harówki, w maju mam luzy, bo są matury, więc nadrobię wszystkie zaległości. No a poza tym, blog nie jest całym moim życiem i muszę wybierać jakieś priorytety (co nie znaczy, że to nie jest dla mnie ważne, po porostu muszę mieć jakąś średnią na koniec).
A póki co możecie wpadać na blogi, które mam w zakładce "Wasze blogi", bo są naprawdę godne polecenia.

Mam nadzieję, że mi wybaczycie i zrozumiecie.

Do zobaczenia w następnym odcinku, a jeśli chcecie, to piszcie do mnie na twitterze, asku i gg, ja nie gryzę :D

Kocham Was, miłego tygodnia ;)

Ivy.



PS Na serio Was kocham i dziękuję za wszystkie komentarze ♥

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Chapter 25

 - Chyba muszę podziękować Louisowi... - zaczęłam, kiedy (po dość długiej, ale jakże przyjemnej) chwili siedzieliśmy na łóżku i rozmawialiśmy na różne tematy (między innymi wyjaśniliśmy sobie dokładnie całe nieporozumienie). Nawet nie zwracałam uwagi na burzę za oknem, choć jeszcze niedawno panicznie się jej bałam.
 - Tak, ja też. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że on jako pierwszy się we wszystkim połapał? - zastanowił się Niall, spoglądając na mnie kątem oka.
 - Cały czas będę upierać się przy opcji, że Lou jest czarownicą. - oznajmiłam i zaczęliśmy się śmiać. Dopiero teraz zniknęło całe napięcie i nasza niepewność. Wcześniej zachowywaliśmy się nienaturalnie i wręcz dziko względem siebie nawzajem. Nawet tego nie zauważyłam. Na szczęście teraz wszystko jest jak trzeba (a nawet lepiej).
 - Dobra, chodź, powiemy chłopakom. - odezwał się po chwili Niall, łapiąc mnie za rękę i podnosząc z łóżka.
 - O czym?
- No jak to o czym, o nas. - oznajmił, całując mnie przy tym krótko. Uśmiechnęłam się szeroko.
 - Po co mówić im teraz? Zachowajmy to dla siebie, przynajmniej kilka dni. Taki nasz mały sekrecik, okej? - poprosiłam. Było coś magicznego w świadomości, że tylko my wiemy o tym, że jesteśmy razem (to brzmi tak pięknie). Chłopcy pewnie i tak niedługo sami się zorientują, a póki co niech żyją w nieświadomości.
 - Dobra, jeśli chcesz. W takim razie chodź coś zjeść. - Niall jest chyba najmniej konfliktową osobą, jaką znam. Otworzył drzwi... Do środka wpadła cała reszta zespołu. Wylądowali na podłodze z głośnym jękiem. To chyba znaczy, że wszystko słyszeli i z tajemnicy nici. Jednak byłam zbyt szczęśliwa, by się na nich gniewać, czy robić im wyrzuty. Chłopcy szybko doprowadzili się do porządku, i już po chwili każdy z nich nas wyściskał, składając gratulacje i życząc wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia (może to jakieś proroctwo?). Nawet nie kryli się z tym, że podsłuchiwali. Razem z Niallem podziękowaliśmy Louisowi za wszystko, co dla nas zrobił.
 - Trzeba to uczcić! - wykrzyknął Harry po kilku minutach. Wszyscy przystali na jego propozycję. Zayn zaproponował, żeby zaprosić Maddison i Danielle, na co wszyscy chętnie się zgodzili. Jednak pozostała jedna kwestia: pora dnia. Właściwie to nocy.
 - Chłopaki, ale zdajecie sobie sprawę, że dochodzi 11 w nocy? - zapytałam.
 - Serio? Jak ten czas leci... - Louis wyglądał na trochę zawiedzionego.
 - W takim razie odłóżmy to na jutro po południu, kiedy wrócimy ze studia. A póki co- dobranoc. - pożegnał się Liam, a za nim reszta. Również postanowiłam zbierać się do spania, ale zanim wyszłam, pożegnał się jeszcze z Niallem (nie przepuszczam żadnej okazji, żeby być koło niego).

 - Vicky, kochanie, słonko wstało, żeby cię zobaczyć, obudź się! - usłyszałam czyjś głos nad uchem, a po chwili moje zamknięte jeszcze oczy zostały zbombardowane przez promienie słoneczne. Zabiję.
 - Harry, czy ty masz jakiś problem? Daj mi spać. - powiedziałam do poduszki.
 - Co ty taka marudna od rana? Powinnaś być radosna, wstać o 7. i zarażać wszystkich swoim chorym entuzjazmem, jak pewien blondas, który zdaje się, że jest teraz twoim chłopakiem. - oznajmił Harry wesołym głosem.
 - I budziłeś mnie tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - wzmianka o Niallu trochę mnie ocuciła, ale nie na tyle, żebym wstała. Jednak gdyby to on tu przyszedł...
 - Nie, chciałem, żebyś zeszła na dół i zobaczyła coś arcyzabawnego. Więc chodź. - zabrał mi kołdrę i zaczął ściągać mnie na nogę z łóżka.
 - Lepiej śpij z otwartymi oczami, bo kiedyś się za to zemszczę... - zagroziłam, kiedy przez jego nieprzemyślany plan wylądowałam na podłodze. Przynajmniej dywan złagodził trochę upadek. Podniosłam się i poszłam za Harrym, który kazał mi być cicho, a jednocześnie ponaglał mnie scenicznym szeptem (chłopak nigdy nie będzie ninja). 

Stanęliśmy w progu kuchni. Nie musieliśmy się wcześniej skradać, bo Niall był tak zaabsorbowany robotą, że chyba zapomniał o całym otaczającym go świecie. Stał przy szafce i chyba szykował śniadanie. Ubrany był tylko w spodnie dresowe i różowy fartuszek w prosiaczki (i to według Harry'ego było arcyzabawne? To było megaurocze i tak męskie...). Bujał się we wszystkie strony, wymachując tyłkiem na prawo i lewo, śpiewając przy tym na cały głos.
 - Oh Mickey, you're so fine, you're so fine, you blow my mind! Hey Mickey!*
 - Cześć, Niall. - odpowiedziałam, na co on gwałtownie się odwrócił, zaskoczony. Jednak po chwili się rozpromienił, kiedy tylko zobaczył, że to ja (mam nadzieję, że to na mój widok się ucieszył, a nie na Harry'ego, który właśnie konał ze śmiechu). Podszedł do mnie i przytulił na powitanie (jak ja mogłam bez tego wcześniej funkcjonować?).
 - Przygotowałem śniadanie. - oznajmił dumnie.
 - Oo, to miłe. Co jemy? - zapytałam, siadając przy stole.
 - Płatki z mlekiem. - wyszczerzył się, stawiając przede mną miskę. - Tylko mleko się skończyło. - W tym momencie Harry parsknął śmiechem i prawie udławił się sokiem (prawie, bo zdążył wszystko wypluć na wchodzącego do kuchni Zayna, co jeszcze bardziej powiększyło jego głupawkę).

Po niesamowicie pożywnym śniadaniu (suche płatki i sok pomarańczowy) zaczęłam zbierać się do pierwszego dnia w pracy. Chłopcy obiecali, że gdy skończą pracę w studio, zrobią zakupy, a o 19. przyjadą po mnie do pracy i pójdziemy w "magiczne miejsce", by uczcić początek mojego związku z Niallem. Danielle i Maddie zostały już zaproszone, chociaż nie znały powodu. Będą miały niezłą niespodziankę...

Kiedy byłam już prawie gotowa do wyjścia, pojawił się Liam, a zaraz za nim Nialler. Będzie pogadanka edukacyjno-uświadamiająca?
 - Słuchajcie, sądzę, że lepiej od razu ustalić pewien szczegół, żeby później nie było kłopotów. - zaczął Liam, a my z Niallem wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia. - Chcecie, żeby wszyscy- czyli fani, prasa i inni- wiedzieli o was, czy wolicie poczekać? - zapadła głucha cisza. No tak, całkiem zapomniałam o tej stronie bycia z Niallem. Czekałam, aż któryś z nich coś powie, ale to chyba miało nigdy nie nastąpić.
 - Niall? - wolałam, żeby to on zadecydował, w końcu to on tu jest sławny.
 - Sam nie wiem. - odezwał się cicho. W tym czasie Liam się ulotnił, dając nam porozmawiać w samotności. - Niektóre fanki mogą być zazdrosne; robić wiele przykrych rzeczy...
 - Jeżeli tylko to cię martwi, to nie widzę potrzeby ukrywania tego. - podeszłam do niego i przytuliłam.
 - Vic, nie chcę, żebyś cierpiała. - Mocniej mnie uścisnął. Jego słowa dosłownie rozwaliły mnie na łopatki. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
 - Dam sobie radę. Poza tym, nie chcę, żebyście okłamywali fanów z mojego powodu. Jeśli chcesz, żeby wiedzieli, to im powiedz, w końcu się przyzwyczają. - stwierdziłam. Owszem, trochę mnie to wszystko przytłaczało, ale do póki wszyscy będziemy trzymać się razem, nic nie będzie w stanie mnie złamać. Spojrzałam mimochodem na zegarek.
 - O rany, zaraz się spóźnię! - spanikowana, szybko odsunęłam się od chłopaka, zabrałam torebkę i pobiegłam do księgarni. Na miejsce dotarłam dwie minuty przed czasem, chociaż wiele mnie to kosztowało, bo na drodze było mnóstwo kałuż po wczorajszej burzy i nie byłam w stanie wszystkich wyminąć.

Przez większość dnia było spokojnie, przychodziło niewielu klientów, a ja już prawie całkowicie opanowałam obsługę kasy fiskalnej (oczywiście mój szef musiał mi długo wszystko tłumaczyć, ale misja się powiodła). Mogłam bezkarnie czytać książki, chociaż moje myśli bezustannie krążyły wokół pewnego osobnika z błękitnymi oczami. Wręcz odliczałam godziny do wieczora...
___________
* słuchajcie tej piosenki i przeczytajcie cały tekst: KLIK

Eloo.
Życzyłabym Wam Wesołych Świąt, ale trochę już trochę późno... Tak czy siak- spełnienia marzeń!
Musicie jakoś przeboleć to, że odcinek jest dodany z takim poślizgiem. Nie będę przepraszać, bo wiem, że zrobiłam wszystko, by dodać go jak najszybciej. Od czwartku do soboty miałam próby i śpiewałam na Triduum, czyli jakieś 12 godzin w każdym dniu, więc sami rozumiecie.
Tak czy inaczej, serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze.
ALE.


Mała prośba- nie pytajcie, kiedy dodam next, bo data jest napisana pod każdym rozdziałem (małą czcionką) i od niedawna po prawej stronie w bocznej kolumnie na samej górze. A jeśli macie jakieś pytania to śmiało piszcie na asku, albo na twitterze, które również podane są po prawej stronie.

Wbijajcie jeszcze tutaj >> show-me-the-lovee.blogspot.com <<
A jeśli chodzi o Wasze blogi, to jak najszybciej postaram się nadrobić zaległości, bo jak już wspominałam- ostatnio brakowało mi czasu.

PS Cały czas zastanawiam się nad usunięciem bloga i obawiam się, że nastąpi to dosyć szybko. Piszę to, żebyście nie byli zaskoczeni.
BEST APRIL FOOL EVER. IVY BOSS.
Mam taką zasadę: co zacznę, muszę doprowadzić do końca. Ale jesteście kochani, że tak się przejęliście. Czekam na zemstę xD

Adijos x

next: 13-14.04

niedziela, 17 marca 2013

Chapter 24

Osoba, która zapukała, miała niesamowite wyczucie czasu. Musiała mnie odwiedzić, kiedy prawie podjęłam ważną decyzję. A raczej utwierdziłam się w fakcie, że muszę przestać myśleć o Niallu w sposób inny, niż jako o koledze. Okej, może przyjacielu (to jest elastyczna granica). Znowu usłyszałam pukanie. No tak, zapomniałam o gościu.
 - Wejść. - powiedziałam tylko. Drzwi się uchyliły. Natychmiast usiadłam na łóżku wyprostowana jak struna.
 - Um... Hej. - zaczął Niall. Stłumiłam nerwowy chichot. 
 - No witaaaaj... - jestem żałosna. Co się ze mną działo?! Chłopak nie zwrócił uwagi na moje "dziwne" powitanie. Wyłamywał sobie ciągle palce. Stresował się? Ciekawe czym.
 - Ja... Pomyślałem, że skoro wyjeżdżasz, to muszę przyspieszyć pewne sprawy i powiedzieć ci coś, co miałem wyznać... cóż, w swoim czasie. - oznajmił. Nadal stał przy drzwiach, tyle że zamkniętych. Teraz pewnie powie mi, że mnie nienawidzi i że zniszczyłam jego życie.
 - Tak? - zapytałam. Na bank wygarnie mi, że jestem denerwująca i pewnie żałuje, że mnie wtedy spotkał. Że wolałby, żebym o tym wszystkim zapomniała i już nigdy nie zawracała mu głowy. Równie dobrze mogę umrzeć.
 - Bo ten... Cholera, jesteś taka dziwna i inna... - nieźle się zaczyna. No już, mów, że ci przeszkadzam i daj mi się w spokoju poużalać nad własnym losem- ...ale tak naturalna i prawdziwa, że... Rany. Podobasz mi się, Mickey, i chciałbym wiedzieć, czy istnieje choć maleńka szansa, że czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie. - Czy mi się zdaje, czy on właśnie powiedział to, co powiedział? A może znowu mam te omamy, jak na London Eye? Byłoby nieciekawie, bo po raz kolejny przeżyłabym rozczarowanie jak stąd do Australii. Jednak ta nadzieja i coś jeszcze w jego oczach... Tego nie byłabym w stanie sobie wyobrazić. Teraz moja mina musiała wyglądać tak: szeroko otwarte oczy i szczęka obijająca się o podłogę. Chwila. Powinnam coś powiedzieć. Wszystko zależy ode mnie. Muszę mu powiedzieć, że... no właśnie. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Może powinnam rzucić się na niego i pocałować, jak bohaterki jakichś łzawych romansideł? Nie, to odpada. Myśl, idiotko, myśl!
 - Ja... - urwałam. O ludzie, gorzej być nie może.
 - Huh, tak myślałem. Spoko, nic nie mów; rozumiem, że jestem dla ciebie tylko kolegą, niby czemu miałabyś mnie lubić inaczej. Przepraszam za najście i... zapomnijmy o tym. - odwrócił się i wyszedł. WYSZEDŁ! Nie, to niemożliwe. Przecież... nic nie zauważył? Poza tym, on naprawdę coś do mnie czuje (i nie jest to nienawiść ani nic takiego)? Jakim cudem? Załóżmy, że to wszystko jest prawdą. Właśnie to zniszczyłam, mimo że nic się nawet nie zaczęło. Jestem beznadziejna. Już chyba lepiej było się na niego rzucić. Na zewnątrz rozległ się  pierwszy grzmot. Choć równie dobrze mogło to być moje łamiące się serce. Pogoda adekwatna do mojego nastroju. Jeżeli za parę minut nie umrę, to nie wiem, co zrobię. Może zaciągnę się do wojska. Podeszłam do okna. Deszcz spływał po szybie, ciągle błyskało, coraz głośniej grzmiało, wiatr wyginał drzewa, a ja stałam jak ostatnia kretynka i nie wiedziałam, co robić.

Ktoś zapukał do drzwi.
Zapłonęła we mnie ogromna nadzieja.
 - Proszę! - powiedziałam z trudem. Cały czas powstrzymywałam się od płaczu (teraz mógłby to być płacz radości).
 - Możesz mi do cholery powiedzieć, co się właśnie stało?! - do pokoju wszedł Louis, a płomień wewnętrznej nadziei zgasł tak szybko, jak się pojawił. - Dlaczego Nialler zamknął się w pokoju, nie chce nikogo widzieć, tylko słucha Biebera? A ty stoisz w oknie i wyglądasz, jakby przejechał cię czołg? - podszedł do mnie i zmusił do popatrzenia na niego. Chyba zobaczył rozpacz w moich oczach, bo natychmiast zmienił nastawienie i mnie przytulił. To był ten impuls, który wyzwolił ze mnie wodospad łez. Zaczęłam nieskładnie opowiadać, co się stało. Kiedy skończyłam, on... zaczął się śmiać. Natychmiast się od niego odsunęłam, powstrzymując chęć kopnięcia go w twarz.
 - Co w tym śmiesznego? - zapytałam oschle.
 - Musisz mnie kiedyś nauczyć mówić po polsku. - uniosłam brwi. - Wszystko opowiedziałaś w swoim języku, tak myślę, a ze mnie żaden poliglota, więc chyba musisz mi to teraz przetłumaczyć. - Wszystko jasne. To pewnie przez emocje, chociaż sama już nie wiem. Kiedy jestem w emocjonalnym dołku, nie umiem myśleć po angielsku (za trudne zadanie- płakać i myśleć po angielsku jednocześnie). Skróciłam mu opowieść do minimum. Nie mam pojęcia, dlaczego tak mu ufałam (pewnie rzucił na mnie jakąś klątwę, czy coś).
 - Dlaczego mu po prostu nie powiedziałaś, że jesteś w nim zakochana? - zapytał po wysłuchaniu.
 - Bo... Czekaj, niby skąd to wiesz? - popatrzyłam na niego podejrzliwie (może serio jest wiedźmą?).
 - Słuchaj, gdybym nie był pewien, to bym nie namawiał Nialla od jakiegoś czasu do powiedzenia ci prawdy. Ty non stop się na niego patrzysz maślanymi oczami, a on dzieli się z tobą jedzeniem i nic nie mówi, kiedy nazywasz go "Niall", chociaż nam by się już dawno choć raz dostało, bo on woli "Nialler". Jeśli to nie jest miłość, to nie wiem, jak to nazwać. - podsumował. Lekko mnie zatkało. Jeżeli jest choć pół procenta szansy, że Lou ma rację (a raczej ma, bo Niall inaczej nie przychodziłby do mnie do pokoju i nie mówił, tego co powiedział), to w takim razie Niall powinien był dać mi trochę czasu, a później pozwolić mi dojść do głosu. Ale jak zwykle wszystko moja wina. Westchnęłam z frustracji.
 - Lou... To co ja mam teraz zrobić? - było jasne, że to ja muszę działać. Niewiarygodne, że prosiłam kogoś o pomoc- zwykle wolałam sama podejmować decyzje. Jednak sytuacja nie była w żadnym stopniu zwyczajna.
 - Jak to: co? Idź do niego i mu wszystko wytłumacz. A później żyjcie długo i szczęśliwie, dziękując wujkowi Tommo za pomoc. - odpowiedział pewnym tonem, jakby to było jedyne możliwe wyjście. Skoro on tak w to wierzy... Wzięłam głęboki wdech.
 - Dzięki, Louis. Dobry z ciebie przyjaciel. - posłałam mu uśmiech i ruszyłam do pokoju Nialla. Przy drzwiach zaczęłam się strasznie denerwować, ale nim zdążyłam stchórzyć, zapukałam do jego pokoju. Z wnętrza dochodziła tylko cicha muzyka. Zapukałam głośniej.
 - Idź sobie. - usłyszałam tylko. Na dźwięk tego głosu moje serce mocniej zabiło. Nigdy do tego nie przywyknę.
 - Nie pójdę, dopóki nie porozmawiamy. - oznajmiłam zdeterminowanym głosem.
 - Dobra, wejdź. - ton jego głosu nie był zły ani zimny. Był raczej... smutny? Nie czekając na dalsze zaproszenie, weszłam do środka. Nie było zbyt jasno, w końcu zbliżał się wieczór, a burza wcale nie pomagała (pomijając błyskawice). Niall siedział na łóżku z gitarą i grał razem z piosenką, która wydobywała się z jego odtwarzacza.

"Don't you worry, cause everything's gonna be alright..."*

Pocieszający tekst. Mam nadzieję, że zaprawdę tak będzie. Chłopak nawet nie podniósł na mnie wzroku.
 - Niall? - spróbowałam cicho zwrócić jego uwagę. Nic. - Niaaaaller? - liczyłam, że to pomoże. Faktycznie, nigdy go tak nie nazwałam, ale skąd miałam wiedzieć, że tego nie lubi? Nie narzekał. Nie przyniosło to żadnych efektów. Nadal brzdąkał jakieś akordy na gitarze. Usiadłam obok niego na łóżku i przyłożyłam rękę do strun na gryfie.
 - Ej no! - oburzył się, ale zamilkł, kiedy zobaczył, że znajdowałam się dosyć blisko. Wreszcie odłożył instrument i popatrzył na mnie wyczekująco. Dalej, raz się żyje. Przecież on mi już to powiedział. Teraz tylko pozostało mi wyjaśnić sprawę i... "żyć długo i szczęśliwie", jak radził Louis. Czysta formalność.
 - Wtedy w moim pokoju... - chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam. - Nie dałeś mi dojść do głosu. Gdybyś mi pozwolił, powiedziałabym pewnie coś w rodzaju: oh wow, ale mnie zaskoczyłeś, nie wiem, co powiedzieć. A później zaczęłabym gadać jakieś głupoty, jak zwykle kiedy się stresuję. Jednak wiesz, co bym w końcu powiedziała? Powiedziałabym: ja też cię lubię Niall. Bardzo cię lubię i nie wiem, czy nie jest to coś więcej. A później... - nie dokończyłam. Ale mam bardzo dobre usprawiedliwienie. Nialler (muszę go tak częściej nazywać, to naprawdę ładnie brzmi) mi to uniemożliwił, zbliżając się do mnie. Bez ostrzeżenia mnie pocałował. W sumie następne słowa były zbędne. W międzyczasie wyszeptał tylko "przepraszam", a potem wrócił do przerwanej czynności. Chyba faktycznie mamy szansę, by żyć długo i szczęśliwie...
___________
* piosenka "Be alright" naszego joł ziomala Justysia Biebera, of course.

ELO!
1. CHOLERA, jak na kogoś, kto nie umie pisać takich wątków, chyba nie schrzaniłam tego tak bardzo? Powiedzcie, że nie, bo mi będzie smutno ;c
2. Tyle komentarzyyy *_* Szczerze - wątpiłam, że to się uda xD Ale dziękuję Wam baardzo mocno! Nawet nie wyobrażacie sobie, jaką miałam minę czytając te wszystkie miłe słowa. Aż chce się pisać :D (baj de łej: moja siostra powiedziała, że powinnam mieć ok. 60 komentarzy, przy tylu obserwatorach i wejściach, ale co ona tam wie.. prawda? ;>)
3. Ugh, wiem, że nie dodaję rozdziałów zbyt często, ale serio- dodawane są regularnie co 2 tygodnie. Nie jestem robotem, więc wiecie. Ale staram się noooo T^T
4. Jeszcze raz dziękuję ♥ i... kurde, powiedzcie mi, co myślicie o tym rozdziale, bo żyję w niepewności i mam wrażenie, że Wam się nie spodoba ;c (co z tego, że mi się podoba, ja się tym rozdziałem jarałam od początku bloga, bo to jest... ee.. Nicky moment? okej, NICKY FOREVER xD) 
TRZYMAJTA SIĘ, 
POZIOMKI!

PE ES Wbijajcie tutaj: ho-run.blogspot.com. Świetny blog, serio Wam mówię! Sto razy lepszy od mojego, aye :D

next: 30-31.03 (ewentualnie trochę szybciej, ale shhh ^-^)

niedziela, 10 marca 2013

Chapter 23

Na początku pomyślałam, że to zwykła awaria i powinnam poszukać latarki. Jednak zdążyłam tylko dojść do korytarza wejściowego, kiedy za oknem usłyszałam dziwny hałas. Moja bujna wyobraźnia natychmiast się uaktywniła. Obejrzane dzień wcześniej horrory wydały mi się dziesięć razy straszniejsze (nawet ten kiczowaty i nudny). Dźwięk z zewnątrz przypominał piłę mechaniczną, ale przecież to było zbyt irracjonalne. coś uderzyło o okno z głośnym plaskiem, po czym zjechało w dół zostawiając za sobą podłużną plamę. Jakieś cienie zaczęły się zbliżać, dźwięk piły być coraz głośniejszy. Kiedy postacie były już przy drzwiach, mogłam usłyszeć ich warczenie. Nie miało to żadnego sensu, więc albo się czegoś przez przypadek naćpałam, albo mam jakąś psychozę. Jednak to wszystko było tak realistyczne, że powoli zaczęła ogarniać mnie panika. Dlatego nie oglądam horrorów zbyt często. Zauważyłam, że klamka się rusza; coś zaczęło uderzać w okna. Drzwi zaczęły się powoli uchylać i po chwili czarna postać weszła do środka, a za nią kolejne dwie. Byłam już na skraju wytrzymałości, sparaliżowana ze strachu. Nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Lekko się obróciłam i zobaczyłam potwora ze świecącymi oczami.
 - Bu! - powiedział, a wtedy ja wydałam z siebie bardzo dziewczęcy pisk i czym prędzej pobiegłam schodami na górę (chciałam schować się pod kołdrę, tam na pewno by mnie nie dopadły).
 - Co jest, kur... - usłyszałam, kiedy byłam już na samej górze, a po chwili wpadłam na Nialla, którzy chyba jeszcze nie całkiem się obudził. Jednak w opiekuńczym odruchu natychmiast mnie przytulił, a ja zaczęłam płakać (melodramatyczne zachowanie, któż by się tego po mnie spodziewał). Na dole usłyszeliśmy szmery, więc Niall wziął mnie za rękę i zaciągnął na dół, by rozeznać się w sytuacji. Z nim czułam się trochę pewniej, ale nadal byłam roztrzęsiona. Czarne postacie rozmawiały ze sobą szeptem i nie słyszały, że się zbliżamy. Podeszliśmy od tyłu wystarczająco blisko, by mieć jednego z nich na wyciągnięcie ręki, a wtedy Niall złapał jednego z nich za głowę i... ściągnął mu czapkę. Wyciągnął telefon z kieszeni (nadal trzymając zaskoczonego gościa) i poświecił mu prosto w twarz, odwracając go w moim kierunku. Harry. Z umalowanym na czarno ryjem.
 - Heeej, Vicky... - powiedział, głupio się szczerząc. - Wiedziałem, że w głębi te horrory cię przeraziły. - oznajmił i wyglądał, jakby spodziewał się braw i nagród. Reszta też ściągnęła swoje stroje. Stali z głupimi minami i chyba nie wiedzieli, co robić.
 - Styles, jesteś idiotą. - powiedział Niall (wyglądał, jakby naprawdę się o mnie martwił). - Nie mogłeś załatwić tego w jakiś mądrzejszy sposób, zamiast przyprawiać ją o zawał? - rzucił oskarżycielsko.
 - No ja... - chłopak chyba nadal nie przemyślał swojego planu. Odwróciłam się i poszłam szybkim krokiem do swojego pokoju, słysząc jeszcze, jak Niall coś im tłumaczył podniesionym głosem. Nie spodziewałam się, że chłopaków stać na aż tak podły numer (jednak muszę przyznać, że nieźli z nich aktorzy). Miałam sobie za złe, że straciłam zimną krew, ale chyba nie miałam innej opcji. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit, a po paru chwilach wróciło światło (pewnie włączyli bezpieczniki...). minęły kolejne minuty, nie słyszałam już żadnych głosów z dołu (mam nadzieję, ze to dobry znak i się nie pozabijali nawzajem). Ktoś zapukał do moich drzwi, jednak się nie odezwałam.
 - Ekhm... Mogę? - nie zdążyłam nic powiedzieć, a Harry był już w pokoju. Wzięłam jedną z poduszek i rzuciłam w jego stronę. Usunął się w bok, a poduszka uderzyła w ścianę.
 - Ja... Chciałem cię przeprosić. W sumie to nie przemyślałem tego... - miał roześmiane oczy i zawziętą minę. - Reszty chłopaków nie wiń, przekupiłem ich. Więc... wybaczysz mi?
 - Jesteś mało wiarygodny. - powiedziałam, utrzymując poważny wyraz twarzy. Kiedy już całe napięcie ze mnie opadło, uznałam tę sytuację za niezwykle zabawną; miała też jakieś plusy (w końcu Niall się za mną wstawił), jednak nie mogłam tego tak od razu pokazać Harry'emu. Musi wiedzieć, że czasem trzeba myśleć. Chłopak nad czymś intensywnie się zastanawiał, po czym podszedł bliżej, usiadł na łóżku obok mnie, położył mi swoje dłonie na ramionach i popatrzył mi głęboko w oczy. Zaczęłam czuć się nieswojo (on mnie czasami mocno przeraża).
 - Przepraszam cię, moja najukochańsza przyjaciółko. - powiedział dobitnie. Ta sytuacja nie mogłaby być dziwniejsza.
 - Dobra, wybaczam ci, ale żeby mi to było ostatni raz. - kiedy tylko wypowiedział te słowa, Harry wydał z siebie radosny okrzyk i dosłownie rzucił się na mnie w niedźwiedzim uścisku (czyli jednak może być dziwniej...).
 - Dziękuję! Liam by mnie zabił, gdybyś była na nas zła, bo on wcale nie chciał tego robić, ale ja mam swoje sposoby. - dodał jeszcze. Później zeszliśmy razem na dół. Liam, Zayn i Louis wylewnie mnie przeprosili (zwalając całą winę na Harry'ego, jakby sami nie mieli mózgów i nie mogli przemyśleć konsekwencji).


Następnego dnia dostałam e-mail, że moje podanie o pracę zostało pomyślnie rozpatrzone, więc umówiłam się jeszcze tego samego dnia na rozmowę z właścicielem księgarni. Był to miły pan po czterdziestce, który kochał książki i znał chyba milion tytułów. Ustaliliśmy, że będę pracować od 13:00 do 19:00, w soboty od 14:00 do 17:00, a niedziele mam wolne. Zgodził się nawet zmienić te godziny, kiedy zacznę studia. Całe pomieszczenie było dosyć duże, ale doskonale zagospodarowane, więc panowała ciepła i przytulna atmosfera. Wynegocjowałam satysfakcjonującą pensję i mogłam zaczynać od jutra.

Po udanym spotkaniu zadzwoniłam do Maddie, żeby jej powiedzieć, że niedługo będę mogła się do niej wprowadzić.
 - Niedługo, czyli kiedy? - zapytałam.
 - Nie wiem, za miesiąc? - wolałabym nie zostawiać chłopaków (zwłaszcza Nialla), ale wiedziałam, że powinnam.
 - Czemu tak późno? Ja już jestem spakowana i od jutra zaczynam przewozić rzeczy. Nie chcesz chyba, żebym mieszkała sama w tak ogromnym domu? - trochę przesadzała, z jej poprzednich opowieści wynikało, że jest tam salon, sypialnia, kuchnia i łazienka tylko dla dwóch osób. W sumie to nie byłoby takie złe, chłopcy pewnie czuliby się beze mnie swobodniej...
 - Okej... Daj mi jakieś 3 dni, okej? - w końcu jeśli będą chcieli się ze mną spotkać, to nie będą mieli tak daleko. Maddison musiała kończyć, a ja miałam jeszcze kawałek drogi do domu. W dodatku zaczynało padać... Przyspieszyłam kroku, a żeby jakoś zabić czas zadzwoniłam do rodziców, bo bardzo dawno z nimi nie rozmawiałam.

Podczas obiadu wyjaśniłam wszystkim, jak się sprawy mają. Nie byli zachwyceni, że chcę ich zostawić jeszcze w tym tygodniu, ale po długiej dyskusji zrozumieli mój tok myślenia (co nie znaczy, że się z tym zgadzali). 
Kiedy wszyscy skończyli jeść, posprzątałam wszystko i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie robiłam nic konkretnego, po prostu leżałam na łóżku, patrzyłam w sufit i myślałam nad swoim życiem, które tak bardzo się zmieniło. Towarzyszyły mi jedynie dźwięki padającego deszczu i ciche grzmoty, co oznaczało, że niedługo będzie burza.
Po jakimś czasie usłyszałam ciche pukanie do drzwi...
__________
Joł joł xD
Niedziela się jeszcze nie skończyła, więc rozdział jest na czas! :D

TAK BARDZO JARAM SIĘ TYM, CO BĘDZIE W NASTĘPNYM, ŻE CHYBA ZARAZ WYBUCHNĘ! #spojler
Mogę przyspieszyć pisanie, jeśli hm.. dacie mi 30 komentarzy. Wiem, że to w cholerę dużo, ale powinniście dać radę. Jeśli nie, to rozdział pojawi się w standardowym terminie (za 2 tyg.).

Adijos x

next: 23-24.03

niedziela, 24 lutego 2013

Chapter 22

Kiedy weszliśmy do salonu, okazało się, że byliśmy ostatni, a wszyscy siedzieli już zniecierpliwieni. Wcisnęłam się na kanapę między Harrym a Louisem, a Niall usadowił się na fotelu, skąd miał lepszy dostęp do przekąsek (zwęglonego popcornu... chłopcy się postarali). Liam siedział z Dan (żeby tak jeszcze interesował ich film..), a Zayn z Maddie okupowali drugi fotel. Horror wybierał Harry; patrzył na mnie z cwaniackim uśmieszkiem, jakby myślał, że będę się bać. Niedoczekanie, horrorów się nie boję (w trakcie oglądania, później to co innego). Na dzisiaj były przewidziane 3 filmy. Akcja rozkręcała się powoli, a ja z nudów zaczęłam zgadywać, co się stanie.
 - Zaraz wpadnie do rowu. - po chwili bohaterka leżała już w dole. - A teraz przyjdzie jakiś koleś z dziwnym narzędziem. - i faktycznie po paru sekundach wyłonił się z mgły drwal z piła mechaniczną.
 - To nie fair, oglądałaś to! - krzyknął oskarżycielsko Harry.
 - Nie, po prostu mam mózg i zdarza mi się go czasem używać. - odpowiedziałam, po czym zostaliśmy grzecznie uciszeni (o ile grzecznym można nazwać rozkaz: "Zamknąć jadaczki, plotkary!") przez Louisa. Wytrzymałam bez komentarza do końca filmu i pół następnego. Wtedy Liam i Danielle poszli spać (to oficjalna wersja, ale ja wiem, że Liam za chwilę po prostu by się popłakał ze strachu, więc potrzebował pocieszenia). Zayn i Maddison przysypiali w kurczowym uścisku (uroczy widok, szkoda, że oboje chrapali).
 - Patrzcie, teraz z szafy wypadną zakrwawione zwłoki. - oznajmiłam, a kiedy trup wylądował na ziemi, zaczęłam się śmiać. Wtedy dostałam w twarz popcornem.
 - Ej, nie po oczach! - ostrzegłam Nialla.
 - Dobra. - rzucił jeszcze raz, tym razem trafiając w moje ramię.
 - Naprawdę się nie boisz? - zapytał Harry ze zdziwieniem, zabierając rzucony przez kolegę popcorn.
 - Nie. - pokręciłam głową. Skupiłam się na oglądaniu (mimo że Harry miał niepokojący wyraz twarzy, jakby go coś bolało. Albo ciężko nad czymś myślał). Kiedy skończył się drugi film, Louis usypiał z głową (ciężką i kanciastą) na moich kolanach, a Harry pozostawał przytomny i ciągle sprawdzał, czy się nie boję, a Niall kończył jeść, patrząc na ekran przytępionym wzrokiem. Ostatni film był chyba najsłabszy i najnudniejszy, w połowie mało nie zasnęłam (moja głowa robiła się coraz cięższa i z każdą chwilą była coraz bliżej ramienia Harry'ego). Kiedy kolejny raz poczułam na twarzy koszulę kolegi, stwierdziłam, że pora iść spać. Było grupo po 2. w nocy, a w pokoju zostałam tylko ja i Harry oraz nadal śpiący Louis. Zgodnie (pomijając marudzenie Lou) rozeszliśmy się do swoich pokoi. Ciemność trochę zaczęła mnie przerażać, wolałam też nie zbliżać się do okna (to przez tego drwala z piłą mechaniczną). Oczywiście nie panikowałam, ale ostrożności nigdy za wiele. Szybko przygotowałam się do snu, zgasiłam światło, w tempie gnającej gazeli wróciłam do łóżka i zasnęłam.


Gdy rano się obudziłam, słońce już dawno było na horyzoncie. Niemożliwe, bym po raz kolejny zaspała, przecież miałam nastawione 2 budziki. Wzięłam telefon do reki. Było po 11., a oba alarmy były wyciszone. Na szafce spostrzegłam jakąś kartkę.


Najlepsza, najukochańsza,najdroższa przyjaciółko, Victorio! - zaczyna się ciekawie. Pewnie coś chcą. - Nie chcieliśmy się budzić, więc wyłączyłem twoje budziki. - sprawa wyjaśniona. - Rano zadzwonili z telewizji i powiedzieli, że nasz jutrzejszy wywiad został przeniesiony na dzisiaj, więc musieliśmy czym prędzej jechać do studia. Emisja ma się odbyć o 12. na kanale 5, lecimy na żywo. Jakbyś chciała, to wiesz, co robić.
xoxo Hazza
PS Nadal nie wierzę, że te horrory cię nie przeraziły; ja nie mogłam dzisiaj spać przez większość nocy. Ale shh, nie mów chłopakom ;)
Dlaczego Harry tak się spoufala? To chyba nie jest normalne. Pewnie prędzej czy później się dowiem...
Ubrałam się i zrobiłam szybkie śniadanie, po czym włączyłam telewizor. Była punktualnie 12, więc tan ich wywiad zaraz miał się zacząć. 

Na początku mówili o swojej nowej trasie, która miała się zacząć za miesiąc; później o paru innych rzeczach związanych z ich karierą: o nowych piosenkach, teledyskach, płytach i tym podobnych.
 - A teraz pytanie, na które z pewnością czekają wszystkie wasze wielbicielki. - zaczął prowadzący. - Którzy z was mają dziewczyny, a którzy są do wzięcia? - zapytał. - Dobra, zajęci ręka w górę. - zgłosił się tylko Liam. - A teraz single. - pozostali podnieśli ręce (to była jakaś trzecia opcja, że koleś o to pytał..?), Zayn trochę się wahał.
 - Macie kogoś na oku? - dociekał prowadzący. Wydawało mi się to trochę nie na miejscu, przecież to ingerencja w ich życie prywatne, nawet jeśli są sławni.
 - Nie spieszy mi się. - odpowiedział Louis z uśmiechem.
 - Póki co skupiam się na śpiewaniu. - oznajmił Harry.
 - Ekhm, nie? - wydukał Niall w formie pytania.
 - Nas pytasz? - widać prowadzący wychwycił jego niezdecydowanie. Niall powinien brać lekcje aktorstwa (chociażby ode mnie), a tak teraz musi jakoś wybrnąć.
 - Nie, po prostu sam nie wiem... - odpowiedział cicho.
 - O, czyli jednak ktoś jest? Kto to? Znamy ją? Jest sławna? Długo się znacie? Może to jest on a nie ona? - chłopak aż skurczył się wewnętrznie pod naporem pytań. 
 - Nialler nic więcej nie zdradzi. - na pomoc przyszedł mu Zayn. Dziennikarz na chwilę się zasępił, ale zaraz odzyskał rezon.
 - W takim razie pozostaje mi życzyć szczęścia. - tak, mi też. Wcale nie jestem smutna, ani nic. No skąd. - A ty Zayn? Masz kogoś na oku? 
 - Tak, ale szczegółów nie zdradzę. - oznajmił szybko.
 - To skoro jesteśmy już przy dziewczynach. Powiecie nam kim ona jest? - na ekranie pokazało się moje zdjęcie. Chłopcy byli chyba tak samo zaskoczeni jak ja. Pewnie nie uzgodnili wersji dla dziennikarzy.
 - To... dobra przyjaciółka zespołu. - zaczął Niall. Przyjaciółka. Tylko lub aż. 
 - Właśnie. Znaliśmy się jeszcze przed X-factorem. - powiedział Zayn.
 - To znaczy: Louis ją znał. - poprawił go szybko Liam.
 - Znałem? - zapytał Lou, ale Liam skarcił go spojrzeniem.
 - Tak, to stara przyjaciółka Louisa, która teraz przyjechała go odwiedzić i przy okazji lepiej się poznaliśmy. - dodał Harry. Prowadzący miał nawiedzioną minę, bo chyba oczekiwał jakiegoś skandalu (na przykład: dziewczyna z ulicy, w wyniku dziwnych zdarzeń i wypadków znalazła się w Londynie, teraz u nich pracuje, żeby móc u nich mieszkać, a przy okazji się z nimi zakumplowała). Dziennikarz popatrzył na zegarek i oznajmił, że czas antenowy się kończy. Poprosił chłopaków o zaśpiewanie jednej piosenki na koniec, a potem się pożegnali.

Żeby zająć myśli, poszłam przygotować obiad. Chłopcy wrócili, ponarzekali na prowadzącego wywiad i zajęli się swoimi sprawami (czyli robili rozróbę w salonie). Po kolacji Harry nagle oznajmił, że czegoś zapomniał ze studia i musi tam jechać natychmiast. Zabrał ze sobą wszystkich chłopaków, oprócz Nialla, którzy podobno źle się poczuł i poszedł spać. Pół godziny po ich wyjeździe w domu zrobiło się całkowicie ciemno, jakby ktoś odłączył prąd...
_________
Guten Abend xD
szpanuję niemieckim, kujon i szwab, mwahhah xD
Trochę wali mi na dekiel, ale co tam.
Jak rozdział? Strasznie dużo dialogów, nie lubię tak T^T No i taka sieczka, zauważyłam, że mam okropny problem, bo już w tym rozdziale miałam zacząć wprowadzać mój ukochany wątek, ale potem wpadł mi do głowy jeden pomysł (ten co będzie w następnym odcinku na początku), a później jeszcze ten wywiad... No cóż, przynajmniej blog będzie dłużej trwać.
Za dużo gadam...
To tak, dziękuję za polecenie mojego bloga ♥ poziomki wbijajcie tutaj >>> show-me-the-lovee.blogspot.com <<<

I baaaardzo Was proszę, komentujcie, bo teraz pracuję nad dwoma blogami i strasznie potrzebuję jakiegoś kopa. A trochę smuci mnie fakt, że jest tyle wejść, 45 obserwatorów, a liczba komentarzy ledwo przekracza 10 (dobre i to,  no ale.. ;) ). Jak i również dziękuję tym, którzy komentują i wywołują wyszczerz na moim ryju xD

PIS JOŁ <3

next: 9-10.03  

czwartek, 7 lutego 2013

Chapter 21

Kiedy tylko się obudziłam, poczułam, że coś mnie przygniata. Dosyć mocno. Lekko uchyliłam powieki, żeby rozeznać się w sytuacji. Ktoś leżał w poprzek mnie, na moich brzuchu i z twarzą zwisającą poza krawędź łóżka. Nie wiem, który kloc ośmielił się naruszyć moją strefę prywatną i zdegradować mnie do poziomu poduszki, ale nie mam zamiaru okazywać litości. Zastanawiające, że w nocy nie poczułam, jak ten osobnik bezczelnie się na mnie położył. Przynajmniej nie miałam kaca (jestem Polką, 5 drinków to dla mnie nic), jedyny plus. Spróbowałam się ruszyć, ale próba się nie powiodła. Zebrałam się w sobie i jakimś cudem udało mi się zepchnąć chłopaka na podłogę. Wylądował z głośnym łoskotem, ale się nie obudził. Zaczął chrapać, jak zepsuty traktor, z twarzą skierowaną w stronę dywanu. Byłam już prawie pewna, że wiem, kto to, ale podniosłam dla pewności jego głowę ze włosy (jestem okrutna i nie mam skrupułów, wiem). Oczywiście- Louis, któż by inny. "Odłożyłam" jego twarz na miejsce (chciałam ją po prostu upuścić, ale to by było zbyt brutalne, zwłaszcza, że Lou był kimś w rodzaju mojego przyjaciela) i oparłam się pokusie dorysowania mu wąsów markerem. Zamiast tego przebrałam się w przywiezione rzeczy (jestem z siebie dumna, zapakowałam do torby dżinsy i T-shirt) i poszłam do kuchni. Było wcześnie rano, więc nie spodziewałam się tam nikogo zastać. Nalałam sobie soku do szklanki (wczoraj pani Styles kazała nam czuć się jak u siebie, ale mimo to dziwnie się czułam) i skierowałam się do stołu. Wcześniej nie zauważyłam, że siedział tam Zayn. No, może nie tyle "siedział", co spał z opuszczoną głową. Postanowiłam posiedzieć i pogapić się na niego. Może zrobi coś niekonwencjalnego, albo powie jakąś ciekawą sentencję, która dzięki mnie stanie się mottem życiowym wielu ludzi? Nie takie rzeczy się zdarzały.

Po godzinie stwierdziłam, że powinniśmy się już zbierać do wyjazdu, a jeszcze nikt nie wstał. Zayna obudziłam jako pierwszego, chociaż jego kumple mieliby niezły ubaw, gdyby zobaczyli, że "lekko" się opluł, przy spaniu (tylko na tyle go stać, niestety). Dałam mu jeszcze szklankę wody (kacyk męczy...) i poszłam szukać reszty. W korytarzu minęłam się z panią Styles, która powiedziała, że zaraz zrobi nam śniadanie.


Całą drogę powrotną myślałam o przyszłości... O tym jak powiedzieć chłopakom, że mam zamiar jak najszybciej się wyprowadzić, znaleźć pracę i oddać im całą kasę. Naprawdę nie czułam się dobrze z myślą, że oni za mnie płacą. Mogą być sobie sławni i nawet spać na forsie, ale ja mam swój honor. Nie byłam nawet pewna, czy pozostanie w Anglii to dobry pomysł. Przecież Polska to moja ojczyzna, tam mam dom i rodzinę... Chłopaków i Maddie znam bardzo krótko. Owszem, dogadujemy się i bardzo ich lubię (jednego za bardzo), ale przecież oni pewnie wyjadą w trasę i o mnie zapomną, a Maddison szybko znajdzie nowych znajomych na studiach. Jeszcze gorzej będzie, jak się okaże, że gazety wymyśliły sobie o mnie jakieś plotki i wyszłam na jakąś naciągarę. To będzie pierwsze, co zrobię, gdy wrócimy - sprawdzę co piszą w internecie (w ostatnim czasie wcale nie używałam komputera). Poczułam, że ktoś dźga mnie łokciem w bok.
 - Jesteśmy. - powiedział Harry pogodnym tonem. Wysiadłam z samochodu. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nie mam torby. Podeszłam do Harry'ego.
 - Um, chyba zostawiłam torbę w twoim domu... - oznajmiłam. Ten tylko wskazał głową coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Niall idzie w naszym kierunku, szczerząc się i... wymachując moją torbą.
 - Dziękuję. - powiedziałam z wdzięcznością, odbierając zgubę, kiedy już znalazł się obok nas.
 - Cóż za szczęście, że Nialler akurat zauważył twoją torbę, kiedy wychodził, nieprawdaż? - odezwał się Louis, który pojawił się znikąd. - Taki przypadek...
 - Sam mi ją wcisnąłeś do rąk w samochodzie. - sprostował Niall, patrząc dziwnie na przyjaciela. Ten tylko uderzył się dłonią w czoło.
 - Jesteś kretynem. - stwierdził i odmaszerował do domu. Blondyn tylko wzruszył ramionami i odszedł, a kiedy oboje zniknęli, popatrzyłam na resztę (nawet nie wiedziałam, skąd i kiedy przyszli, ale byłam pewna, że wszystko słyszeli) i w jednej chili zaczęliśmy się śmiać. Chyba nikt nic nie rozumiał z tej sytuacji, ale to nie było przeszkodą. Maddie i Danielle tez z nami były, bo chłopcy mieli za mało wrażeń i wymyślili noc horrorów, na który one również były zaproszone. 


Po obiedzie (czyli zamówionej pizzy) chłopcy zajęli się swoimi sprawami (grali w Fifę, albo dopingowali grających), a dziewczyny zaczęły rozmawiać. W tym czasie ja postanowiłam sprawdzić portale plotkarskie. Trochę monotonne zajęcie, ale musiałam wiedzieć.
W ciągu tych kilku tygodni rzadko pokazywałam się w towarzystwie chłopców. Oni byli zajęci sprawami show-biznesu, a ja jakoś nie lubiłam wypadów do monopolowego po zakupy na kilka kolejnych dni (dawałam Liamowi listę i razem z którymś z kolegów kupowali co trzeba). Oczywiście jakieś plotki ze mną w roli głównej były. Raz twierdzili, że jestem zaginioną siostrą Louisa, później, że wzięłam ślub z Harrym, prześladowałam chłopaków, szantażowałam ich, albo byłam ich nowym managerem (nawet nie zastanowiło ich, że mogę być za młoda). Na szczęście nie wiedzieli, jak mam na imię, chociaż pojawiały się opcje Elizabeth, Grace i Lucy. Ktoś słyszał też mój akcent i wszystkie portale zgodnie twierdziły, że jestem z Rosji lub Czech. Widać wiedzą o mnie więcej niż ja sama.

Korzystając z okazji, sprawdziłam jeszcze oferty pracy. Nie uzgadniałam z Maddie, kiedy mamy się wprowadzić, ale musiałam mieć kilka pierwszych rat z góry. Znalazłam jedną ciekawą propozycję - stanie na kasie w jakiejś księgarni. Było niedaleko i dobrze płacili, więc nie czekając na większą zachętę, wysłałam email z potrzebnymi danymi.
 - Co robisz? - usłyszałam czyjś głos za sobą. Serce mi przyspieszyło, nie wiem, czy to dlatego, ze mnie wystraszył, czy to dlatego, no... że to on.
 - Przeglądałam oferty pracy... - zaczęłam. Nie tak wyobrażałam sobie poinformowanie któregokolwiek z chłopaków o moich niedalekich planach.
 - Po co? - zapytał zdziwiony Niall. Nie miałam pojęcia, jak mu to wyjaśnić, więc postanowiłam nie owijać w bawełnę.
 - Przecież nie będę u was wiecznie mieszkać. Jestem wam strasznie wdzięczna za pomoc, zwłaszcza tobie - chciał coś powiedzieć, mimo to mówiłam dalej - ale tak nie można. Wy niedługo pewnie będziecie mieć jakąś trasę, a ja zaczynam studia... - przerwałam, bo chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
 - Ale chyba będziemy się widywać, prawda? - zapytał niepewnie. Zdaje mi się, czy on naprawdę się tym martwił?
 - Jeśli tylko będziecie chcieli to oczywiście. - odpowiedziałam neutralnym tonem. Jednak nie jestem taka zła w ukrywaniu emocji. Zwłaszcza jeśli jest to chora i nieuzasadniona do końca radość. 
 - To kiedy chcesz nas opuścić? Bo jak coś, to wiesz, my cię nie wyganiamy. - Nie mogę zacząć szczerzyć się jak psychol, bo go odstraszę. Postanowiłam zmienić temat.
 - Właściwie po co tu przyszedłeś? - dyskretne zagranie, pewnie się nawet nie zorientował.
 - W sumie to... Liam zaszył się w pokoju z Dan, Zayn uczy Maddie grać w Fifę, a Hazza z Lou przygotowują jedzenie na noc horrorów. Więc przyszedłem sprawdzić, co u ciebie. - uśmiechnął się. - I miałem ci powiedzieć, żebyś zeszła zaraz na dół, bo chłopaki chcą włączać pierwszy film, jak tylko zrobią przekąski.
 - Dobra, daj mi 5 minut i zaraz zejdę. - powiedziałam, po czym wyłączyłam komputer.
 - Spoko, poczekam. - zaoferował się Niall. Dobra, on mnie kiedyś wykończy. Zebrałam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki, wziąć szybki prysznic i przebrać się w piżamę. Kiedy wyszłam, chłopak nadal siedział w pokoju. Razem zeszliśmy do salonu, gdzie wszystko i wszyscy byli już gotowi do oglądania filmów...
_________
Aye.
Kocham Was, dlatego rozdział jest 2 dni wcześniej i dłuższy o całe 3 strony A5. Korzystam z końcówki ferii. Może w podziękowaniu jakieś komentarze? Ja się nie obrażę xD

Dedyk dla Baśku, za wszystko ^-^

Dobra, co myślicie o rozdziale? Miałam zakończyć w momencie, kiedy weszli do domu, ale co tam, mało się działo, więc dałam więcej. A w następnym rozdziale wreszcie rozkręcę wątek, na który czekam praktycznie od początku, mwahaha :D
Aha, po prawej na górze macie ankietę, to ten, ja nie zabraniam klikać xD

Baj baj ;)

next: 23-24.02

środa, 30 stycznia 2013

Chapter 20

Wszystko wyglądało jak trzeba. Wynajęta sala była przystrojona balonami i wstążkami; goście byli uśmiechnięci i pełni energii. Gemma z Felixem stali przy wejściu do budynku i jeszcze raz dziękowali wszystkim za przybycie, odbierali gratulacje, życzenia, a także prezenty. Dopiero kiedy kazali wszystkim usiąść do stołu, zauważyłam, że zebranych osób nie jest tak dużo, jak można było się spodziewać. Z mojej pobieżnej oceny wynikało, że byli rodzice młodej pary, rodzeństwo, jakaś bliższa rodzina i garstka znajomych. Goście panny młodej mieli niebieskie kwiatki przyczepione szpilkami, a ci od Felixa - czerwone. Wszystkich było mniej więcej po równo. Impreza zaczęła się od podania jedzenia. Stół był ogromny, zastawiony przeróżnymi przekąskami, w kącie stała nawet fontanna z czekoladą, do której na samym początku pobiegły jakieś dzieci i Niall z Harrym. Spodziewałam się, że sala główna też będzie ozdobiona na biało, tak jak korytarz, ale tu zostałam zaskoczona, gdyż panowały granatowe i czarne odcienie, wszystko wyglądało jak w jakimś klubie dla VIP'ów. Zamiast tradycyjnej orkiestry grającej hity biesiadne, był DJ, konsola i kolorowe światła. Każdy gość miał swoje przydzielone miejsce przy stole (nawet Maddie, więc przypuszczam, że Zayn musiał wcześniej kontaktować się z Gemmą). Przypadło mi miejsce koło jakiegoś starszego, siwiejącego pana imieniem Marley i kobiety w średnim wieku, która nazywała się Monica. Jedyną znaną mi osobą w pobliżu był Zayn, ale nie mogłam wdać się z nim w twórczą dyskusję, ponieważ Marley zaczął opowiadać mi o swojej młodości, wplatając w to pochwały dla tutejszego jedzenia. Kiedy większość ludzi już skończyła posiłek i ruszyli na parkiet, ja wiedziałam już, jak leczyć kamienie nerkowe, co jeść, żeby nabawić się wrzodów żołądka, jakie sknery są z dzisiejszych lekarzy i że sałatka warzywna jest za słona. DJ zachęcał wszystkich do tańca, a ja rozejrzałam się spanikowana, w poszukiwaniu ratunku od historyjek Marleya, który jak na złość nie nadchodził. Starszy pan zauważył moje zachowanie i błędnie je zinterpretował, przez co następne 3 piosenki przetańczyłam właśnie z nim. Na moje szczęście leciały póki co rytmiczne, skoczne piosenki (bo jeszcze nikt nie zdążył zasnąć pod stołem w upojeniu alkoholowym i wszyscy byli jeszcze pełni sił). Marley nieźle wymiatał na parkiecie, ale na jego miejscu byłabym trochę ostrożniejsza. Po odtańczeniu ponownie zaproszono nas do stołu. Podali nam jakąś dziwną zupę, która zdecydowanie lepiej smakowała niż wyglądała. Kolor zupy przypomniał Marleyowi anegdotkę o tym, jak to w wojsku karmili ich tylko i wyłącznie grochówką, a później temat zszedł na szczury i ich dominację nad chomikami, ale jakoś nie potrafiłam się skupić. Na moje szczęście DJ zapowiedział zabawy; kilku śmiałków się zgłosiło (w tym Zayn), zrobili z siebie pośmiewisko przy tropieniu butelki szampana i szukaniu skarbów przy wskazówkach "ciepło-zimno". Trochę to trwało, ale wszyscy świetnie się bawili. Później klimat trochę się zmienił, przygaszono światła, puszczono spokojniejszą muzykę... Mimowolnie i podświadomie szukałam wzrokiem Nialla (oczywiście dyskretnie, żeby nikt więcej tego nie widział). Może udałoby mi się jakoś telepatycznie do niego dotrzeć i zmusić, żeby ze mną zatańczył (mimo że nie jestem ekspertem w dziedzinie tańca towarzyskiego czy jakiegokolwiek innego). Siedział po drugiej stronie stołu, lata świetlne ode mnie. Całą wolną piosenkę przesiedziałam więc obserwując innych. Kilka następnych numerów było bardziej skocznych, do jednego z nich zaprosił mnie Harry. Owszem, przyjęłam zaproszenie - i tak przez większość czasu się wygłupialiśmy. Zbliżała się północ, byłam już potwornie zmęczona, chociaż przecież tak nie imprezowałam i wypiłam tylko jednego drinka (dobra, może 4), bo miał ładny kolor - jasnoniebieski... O północy był oczepiny. Państwo młodzi rzucali welon i muszkę. Nie wiem, czy Gemma zrobiła to specjalnie, ale welon wylądował w rękach Maddie, która niesamowicie mocno się ucieszyła. Muszkę natomiast złapał... Marley. No cóż, w końcu miłość możliwa jest chyba w każdym wieku. Później znowu odbyło się kilka zabaw, ponownie był tańce do wesołych piosenek, a ja już zaczynałam tracić nadzieję. DJ, jakby czytał w moich myślach, puścił wolną piosenkę (kojarzyłam ją,trwała ok. 10 min.) i powiedział, że każdy ma wyjść na parkiet. Może to jakiś znak? Zauważyłam, że Niall wstał, więc przestałam się rozglądać. Trzymałam kciuki, żeby szedł do mnie.
 - Zatańczysz ze mną? - usłyszałam po chwili. Louis. No jasne.
 - Pewnie - powiedziałam zrezygnowana. 
 - Co ty taka smutna? - zapytał po krótkim czasie. Rozejrzałam się po sali - Niall stał przy fontannie z czekoladą, jakżeby inaczej. 
 - Tak jakoś... - odpowiedziałam tylko na pytanie chłopaka. 
 - Uśmiechnij się, wszystko się uda, zobaczysz. - uśmiechnął się tajemniczo, a kiedy zobaczył moje wątpiące spojrzenie, dodał "Zaufaj mi." i mrugnął. Nie wiem, co takiego ma się udać, ale niech mu będzie.  Kątem oka zauważyłam, że Danielle wyciągnęła Nialla do tańca. To mogłam być ja, ale jak widać nie jest mi to dane. Tańczyłam z Louisem może 2 minuty, kiedy podszedł do kogoś i powiedział "Odbijany". Znalazłam się więc w innych rękach. Podniosłam wzrok, żeby zobaczyć, kto będzie miał to szczęście , tańczyć ze mną i dostąpić wątpliwego zaszczytu zmiażdżenia palców przez moje ruchy. Kiedy zobaczyłam z kim tańczę, momentalnie się zestresowałam jeszcze bardziej, przez co nadepnęłam mu na nogę. 
 - Przepraszam. - powiedziałam szybko. W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy śmiech Nialla gdzieś koło mojego ucha. Mam nadzieję, że nie czuł, jak bardzo się trzęsę, chociaż on też wydawał się być spięty. Do końca piosenki wyłączyłam myślenie całkowicie, ale to nie uchroniło mnie od deptania chłopaka. Chyba powinnam podziękować Louisowi, chociaż nie mam pojęcia, skąd wiedział. Piosenka była tak spokojna, że prawie zasnęłam z głową na ramieniu Nialla. Może to przez zmęczenie, albo przez te drinki... Pewnie przez jedno i drugie. Kiedy piosenka dobiegła końca (niestety), Niall zauważył  że ledwo kontaktuję, więc zawołał resztę i zapytał, czy ktoś chce już wracać. Zgłosił się tylko Zayn i Maddie, a Louis znowu do mnie mrugnął (cwaniak jeden). mieliśmy wracać do domu Harry'ego, gdzie mieliśmy już przygotowane łóżka (niektórzy materace, bo trochę nas było). Samochód prowadził Niall, który zarzekał się, że nic nie pił. Autem lekko kołysało, przez co oczy zamykały mi się ciągle, aż w końcu poddałam się i nie próbowałam już ich otwierać, nawet kiedy byliśmy już na miejscu i trzeba było wysiadać. Słyszałam, jak Niall mówi do Zayna, że zasnęłam (bo siedziałam z przodu). Ten w odpowiedzi powiedział tylko "To chyba wiesz, co robić" i byłam pewna, że wywrócił oczami. Po chwili poczułam, że ktoś (dobra, wiem, że to Niall, bo lekko uchyliłam powieki, żeby się przekonać) mnie podnosi. Ostatnim co zapamiętałam, była ładnie pachnąca pościel i usta blondyna na moim czole...
_________
Siemaaaa!
Wita was Ivy Ziemniak, który uwielbia Księżyc, nosi okulary i chodzi o 2 w nocy... nieważne gdzie xD Rozdział dedykuję Marcie, za to, że przeżyła ze mną 48h w jednym pokoju razem z dwoma innymi osobami.. Bla, bla, bla, sorry, że tyle o tym gadam, ale jestem nakręcona, bo to był jeden z najlepszych wyjazdów w moim życiu.

Żeby nie było, że nie czytam Waszych komentarzy, bo czytam je dziesiątki razy: WIEM, że rozdziały są krótkie (7 stron A5), WIEM, że dodaję rozdziały rzadko. Ale co 2 tygodnie to dla mnie akurat. Staram się dodawać notki regularnie, poza jakimiś szczególnymi wypadkami jak dzisiaj. Bo wyjechałam na ferie i wgl. A z liceum jest tak, że trochę bardzo wymagają, więc wiecie. Ale dziękuję, że tu jesteście, wspieracie mnie i komentujecie. ♥

PIS JOŁ. ;3

next: 9-10.02

wtorek, 15 stycznia 2013

Chapter 19

Od samego rana czuć było inną atmosferę. Wszyscy krzątali się po domu od 8:00 (kto by pomyślał, że chłopcy potrafią tak szybko zwlec się z łóżek?). Ślub był o 15:00, ale trzeba było poświęcić jeszcze 2 godziny na dojazd do rodzinnego miasta Harry'ego - Cholmes Chapel. Żeby przedwcześnie nie pokazać chłopakom naszych sukienek, Danielle powiedziała, że możemy przygotować się u niej w domu (Maddie też tam miała być, ale tylko Zayn o tym wiedział). O 12:00 mieli po nas przyjechać i razem pojechać na ślub. Droga do domu Dan nie była długa, ale kiedy niesie się sukienkę i wszystkie potrzebne (podobno) gadżety i ulepszenia, strasznie się ciągnie.

Danielle miała niewielkie mieszkanie blisko centrum. Był to dosyć wysoki blok. Z zepsutą windą. A ja musiałam wejść na 7. piętro. Bo przecież nie może być łatwo. 
Kiedy znalazłam się już w środku, Danielle z Maddison już tam były i wszystko przygotowały  Podczas szykowania się, miałyśmy niezły ubaw (zwłaszcza ja, kiedy rozsypałam- przez przypadek- wszystkie kosmetyki i prawie stłukłam lustro). Najpierw Danielle umalowała Maddie, a potem się zamieniły rolami. Kiedy obie były już gotowe, popatrzyły na mnie (wzrokiem myśliwego). Nawet nie miałam na sobie sukienki (nadal wolę ubrać garnitur). Dopadły mnie i zmusiły do przebrania. Zakazały przy tym patrzeć w lustro, żebym chyba umarła na zawał, kiedy zobaczę siebie po "metamorfozie".
Krzątały się wokół mnie, jakby to była ich życiowa misja. Cierpliwie to znosiłam (chociaż pozory mylą). Po jakimś czasie (doprawdy nie wiem, ile to trwało, bo te wszystkie minuty strasznie się dłużyły) obie odsunęły się ode mnie i zaczęły przyglądać efektom. One tak ślicznie wyglądały w sukienkach... Całe podekscytowane kazały mi zamknąć oczy i stanąć przed lustrem.
 - Dobra, możesz patrzeć. - pozwoliła Maddie, a ja otworzyłam oczy. Doznałam szoku, bo rzadko kiedy całkiem się maluję, zwykle tylko rzęsy. Poza tym, pierwszym i ostatnim razem, kiedy ubrałam sukienkę był pogrzeb mojej sąsiadki 10 lat temu, także...

 - Nadal wolisz iść w spodniach? - zapytała Danielle podejrzliwie. Oczywiście, że wolę spodnie, ale nie rozczaruję jej tak bardzo.
 - Nie, dziękuję wam. - powiedziałam, potem było zbiorowe przytulenie, jak w każdym filmie. Posprzątałyśmy wszystko, a później włączyłyśmy TV i oglądałyśmy jakieś kreskówki, pijąc herbatę i rozmawiając.


Punktualnie o 12:00 zadzwonił dzwonek do drzwi. Danielle kazała mi i Maddie zostać w salonie, a sama poszła otworzyć. Rozległy się pochwały i dźwięki aprobaty. Dan dziękowała, a później kazała nam podejść. Najpierw wyszłam ja. Chłopcy zaczęli patrzeć na mnie jak słoń na malowane wrota.
 - Jeej, Vicky, jak ty uroczo wyglądasz. - pierwszy odezwał się Louis. Dzięki, ale i tak wolę ubrać dres. Chłopak zaraz potem walnął Nialla łokciem. - Prawda, Nialler?
 - No oczywiście, że tak. - powiedział i spuścił wzrok, lekko się uśmiechając. Może jednak sukienka to nie taki zły wybór?

 - Dobra, a teraz kolejna niespodzianka. - Zayn przerwał ciszę. - Patrzcie z kim ja idę na wesele. - jego głos był dumny i radosny. W tym momencie pojawiła się Maddie, Zayn od razu podszedł i ją przytulił, zanim ktokolwiek zdołał przetrawić ten fakt. Później jednak się ocknęli i pochwalili kreację dziewczyny.  Oczywiście sami chłopcy też nie wyglądali źle, mieli ładne garnitury, które pasowały do ich stylu.

Zebraliśmy wszystkie niezbędne rzeczy i zeszliśmy na dół. Sądziłam, że chłopcy będą mieli ze sobą sztab ochroniarzy i limuzynę (w końcu są bogaci, nikt im nie zabroni), ale miłym zaskoczeniem były 2 zwykłe samochody. No, może nie takie zwykłe. Jednym z nich było białe Porsche Cayenne Turbo, a drugim szare Maserati Kubang (nauki taty nie poszły w las, ciągle pamiętam mnóstwo modeli samochodów i jeszcze umiem je rozpoznać). Podzieliliśmy się po 4 do każdego auta. Pierwszy jechał Liam z Danielle, Zaynem i Maddie, a ja wsiadłam do drugiego pojazdu , który prowadził Louis. W dodatku dostałam miejsce obok kierowcy, cóż za zaszczyt (wolałabym kierować, ale nie mam jeszcze prawa jazdy, więc nikt by mi nie pozwolił).

Droga minęła nam szybko i spokojnie (to jakaś nowość... jeśli teraz nic się nie zdarzyło, to później na 100% będzie jakaś akcja). Byliśmy przed czasem, ale dzięki temu Harry zdążył przywitać się z rodziną i przedstawić mnie i Maddison. Pani Styles okazała się być naprawdę miłą osobą i ciągle się uśmiechała (już wiem, po kim Harry to odziedziczył), ojczym chłopaka również serdecznie nas powitał. Kiedy skończyliśmy się witać, zostaliśmy jeszcze poczęstowani ciastkami (Niall najbardziej się z tego ucieszył). Po chwili w kuchni ukazała nam się panna młoda. Miała na sobie długą, białą suknię z delikatnymi ozdobami. Naprawdę ładnie wyglądała.
Po ogólnym zachwycie i krótkiej wymianie zdań, wraz z przedstawieniem postaci (tudzież mnie i Maddie), udaliśmy się samochodami do kościoła (tym razem "przez przypadek" siedziałam obok Nialla). Usiedliśmy w ławkach, w tle rozległ się marsz weselny, a Gemma powolnym krokiem wkroczyła do środka. Obserwowałam pana młodego. Wyglądał na jakieś 25 lat, miał brązowe włosy i ciemne oczy. Niczego sobie facet (obiektywna ocena), ale teraz widziałam, że ledwo stał na nogach. Nazwałabym go Bob. Pasuje mu.
Ślub minął dosyć szybko, Bob okazał się mieć na imię Felix, ale dla mnie to zawsze już będzie Bob.

Zaraz po uroczystości i zdjęciach grupowych przez kościołem, pojechaliśmy na wesele...
_______
Haaai.
Ja i moja tendencja do rozpisywania się pozdrawiamy.
Dziękuję Klaudii i Tiny (mam nadzieję, że wiecie za co xD).
Także dziękuję Wam za komentarze. A w następnym będzie meeeelaaaanż. Wszyscy spodziewają się jakieś wielkiej akcji... Żebyście się nie zdziwili xD

Miłych ferii/ oczekiwania na ferie.
Cheers xxx

next: pod koniec miesiąca. ok. 30.01