ODWIEDZAJCIE 1D-ONE-STEP-TO-HELL.BLOGSPOT.COM

CZYLI MÓJ KOLEJNY BLOG Z OPOWIADANIEM O 1D!

ZAPRASZAM! ♥

czwartek, 28 czerwca 2012

Chapter 5

Długo nie mogłam zasnąć. Dręczyło mnie to, że chłopcy coś ukrywają. W dodatku było to nowe miejsce; brakowało mi mojej pościeli i piżamy. Musiałam spać w rzeczach pożyczonych od dziewczyny Liama - Danielle (miła dziewczyna, ten to ma szczęście). Nie żeby coś, oczywiście wszystko to doceniam i jestem im bardzo wdzięczna, potrzebuję tylko czasu, by się przyzwyczaić. A propo domu, przydałoby się zadzwonić do rodziców... Ciekawe tylko jak, skoro telefon mam rozładowany, a numeru nie pamiętam. Może któryś z chłopaków ma taki sam telefon z ładowarką? Muszę zapytać.


Wstałam o 8:00. Mimo krótkiego snu byłam wypoczęta. Ubrałam się i poszłam przygotowywać śniadanie. Mój pierwszy dzień w pracy, trzeba się trochę postarać. Miałam tylko nadzieję, że wszyscy jeszcze śpią. Trochę zajęło mi robienie posiłku, bo w kuchni panował totalny chaos i nie mogłam niczego znaleźć. 


Pierwszy zjawił się Niall, a po nim cała reszta. Zjedli kulturalnie (czyli rozwalając wszystko wokół siebie) wszystko, co było na stole, ale nie wiem, czy się najedli. Gdy ostatni z nich (oczywiście niedożywiony Niall) skończył śniadanie, zabrałam się za sprzątanie. Westchnęłam cicho, gdy przypomniało mi się, że czekają mnie dzisiaj zakupy. Nie cierpię tego.
 - Wiesz co? - zaczął Harry, gdy myłam naczynia - Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie, jeśli w dzisiejszych zakupach towarzystwa dotrzyma ci Zayn.
 - Co? Czemu? - omal nie wypuściłam talerza z rąk.
 - Bo zachowujesz się przy nim jak zaszczuty kotek. - uśmiechnął się krzywo i kontynuował - więc może kiedy poznacie się lepiej... - nie dokończył, tylko poszedł poinformować Zayna o swoim genialnym pomyśle. Zaszczuty kotek, hm? Ciekawe jak on by się zachowywał przy człowieku, który patrzy na ciebie wzrokiem psychopatycznego zabójcy. Gorzej być nie może. Nie wystarczy, że czuję się beznadziejnie przez to, że płacą za mnie? Harry wrócił, gdy skończyłam sprzątać, wcisnął mi do ręki kartę kredytową i kazał wychodzić, bo Zayn już jest gotowy.

 - Tylko nie przejmuj się kasą! - dodał, gdy byłam już przy drzwiach. Przewróciłam tylko oczami. Nie no, jasne. Dopiero by mnie znienawidzili, gdybym wydała ich wszystkie pieniądze. Jak tylko mi się uda, to oddam im co do grosza. Wmurowało mnie w ziemię, gdy zobaczyłam, że mamy jechać motorem. Wolałabym już polecieć na turbo-ananasie albo na miotle. Albo przejść się na piechotę, nawet jeśli mój towarzysz nie chciałby rozmawiać. Przeczołgam się nawet w kanałach, tylko nie każcie mi na to wsiadać. W ostatniej chwili złapałam rzucony do mnie kask. Mogę się założyć, że to był zamach na moje życie!
 - Wsiadasz, czy będziesz gapić się , jakbyś pierwszy raz widziała motor? - zapytał oschle Zayn. Może mogę za nim biec? Chłopak chyba tracił cierpliwość, bo odpalił maszynę i zaczął gazować. Władowałam się niepewnie za nim. Za nic w świecie go nie obejmę. Przez całą drogę trzymałam się siedzenia od spodu i jakoś szło, nawet gdy najechaliśmy na kamień i omal nie spadłam. Już widzę jak będą wyglądać te zakupy: ja monotonnie przeglądająca ubrania i on rzucający mi mordercze spojrzenia. Oddałam mu kask, gdy byliśmy na miejscu.
 - Poradzisz sobie sama, czy mam z tobą wszędzie chodzić? - zapytał. Nawet na mnie przy tym nie spojrzał. Powiedziałam, że sama dam sobie radę. Mamy się tu spotkać za 3 godziny (dla mnie to bardzo dużo, jeśli chodzi o zakupy). Ruszyłam do pierwszego lepszego sklepu. Byliśmy w ogromnym centrum handlowym, ale ludzi nie było zbyt wiele (dla mnie lepiej, mniej świadków jeśli zrobię coś głupiego). Zgarnęłam kilka kolorowych bluzek i poszłam do przymierzalni. Przy trzeciej koszulce miałam dylemat. Była śliczna, z małym kotkiem na środku, cena też nie była wysoka, ale miałam wrażenie, że debilnie w niej wyglądam. Nagle drzwi się otworzyły.
 - O matko, przepraszam, nie wiedziałam, że jest zajęte. - powiedziała dziewczyna. Przyjrzała mi się i dodała - Ładnie ci w tej bluzce. Jestem Madison, ale mów mi Maddie. - przedstawiła się. Interesujące miejsce poznania, ale ja tak mam. Przyciągam oszołomów.
 - Vicky. - podałam jej rękę. Zaoferowała się, że będzie mi doradzać przy kupowaniu. Szybko złapałyśmy wspólny język. To dziwne, zważywszy na moją nieśmiałość. Dzięki niej (Maddie, nie nieśmiałości) miałam mnóstwo ciuchów, za które zapłaciłam minimalną cenę. Ta to umie się targować. Kiedy przymierzałam różne rzeczy, dziewczyna czekała cierpliwie, ciągle nucąc jakąś piosenkę. W końcu nie wytrzymałam.
 - Co śpiewasz? - zapytałam z przymierzali, oddając jej jedną bluzkę, a biorąc spodnie. Nie chciałam powiedzieć jej wprost, żeby się zamknęła. Lepiej zająć ją rozmową.
 - One Direction. - powiedziała z namaszczeniem. Aha. Nic mi to nie mówi.
 - Czyli?
 - CZYLI?! To najsławniejszy boysband na świecie, piątka najprzystojniejszych chłopaków pod słońcem, miliony fanek marzą by ich chociaż zobaczyć, a ty nie wiesz kim są? - odpowiedziała urażona. Rany, trudno zrozumieć, że ja nie interesuję się pop-kulturą, a większość czasu poświęcałam na naukę i czytanie książek. Poza tym, nie obchodzą mnie komercyjne gwiazdki z ego większym niż Ocean Spokojny. Z uprzejmości poprosiłam ją o szczegóły.
 - Za dużo by mówić... Kto wie, może kiedyś ich spotkam? Tyle mieszkam w Londynie, a nigdy mi się to nie udało. - powiedziała ze smutkiem. Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłam. Miałam jeszcze godzinę, a obeszłyśmy już wszystkie sklepy z ubraniami (wszystkie tańsze sklepy). Szybko poszło. Madison zaciągnęła mnie jeszcze do sklepu odpowiadającemu polskiemu Empikowi. Chciała zobaczyć, czy jest płyta tego jej zespołu, ale nic nie znalazłyśmy. Zauważyłam, że przy regale z książkami kręcił się Zayn. To dobrze, może namówię go do wcześniejszego powrotu. Przy okazji może zajdziemy do jakiegoś spożywczego, bo lodówka zaczynała świecić pustkami (ciekawe przez kogo...). Oglądałam płyty bez większego zainteresowania, kiedy poczułam, że Maddie ściska mnie za ramię.
 - O mój Boże. - powiedziała ze łzami w oczach.
 - Co się stało? - zapytałam. Wyglądała jakby zobaczyła ducha. Albo UFO. Może Statek Matka po mnie przyleciał?
 - One... Direction... On tam jest... O Boże... - mamrotała, po czym szybko zaczęła ciągnąć mnie między półkami. Nawet nie wiem, gdzie ona ich/ jego wypatrzyła. Zatrzymała się przy... Zaynie. Że niby on..? Co takiego?! To chyba jakiś głupi żart. Może go z kimś pomyliła? Pewnie, już myślałam, że trafiłam na względnie normalnych chłopaków, a okazuje się, że to... Brak mi słów. Chociaż... Może tylko Zayn jest w tym zespole? Reszta wydawała się być zwyczajna. Niczym się nie wyróżniali, nie licząc wesołego usposobienia i tego, że mieszkali razem...
 - Cześć, mogę prosić o autograf? - zaczęła Madison. Chłopak się odwrócił i, gdy mnie zobaczył, autentycznie się przeraził, jednak natychmiast to zamaskował. Patrzyłam na niego ze złością. Oczywiście robiłam to dyskretnie, żeby moja nowa koleżanka się nie zorientowała. Musiałam jeszcze zrobić im kilka zdjęć, Zayn ją przytulił na pożegnanie i rzucił mi błagalne spojrzenie. Mam jej nic nie mówić, spoko. Niech no ja ich tylko dorwę później.



Wymieniłyśmy się numerami telefonów i Maddie musiała już iść. Strasznie podniecała się tym autografem. Ja nic nie mówię, w końcu o gustach się nie dyskutuje. Usiadłam przy fontannie. To chyba była ta rzecz (zespół, nie fontanna), której nie chciał wyjawić mi Niall. Tylko skąd wiedział, że ich nie znam? Nie mogę się na nich wściekać, reszta przecież chciała mi powiedzieć, ale on im nie pozwalał. Chciał, żebym polubiła ich za charakter. Nie wydawali się zepsuci i zadufani w sobie. Pozory mylą, ale chyba nie aż tak. Wybaczę im, ale będą musieli mi wszystko wyjaśnić. Popatrzyłam na zegarek: miałam jeszcze 30 minut. Postanowiłam przejść się wokół budynku. Po tych deszczowych dniach wreszcie wyszło słońce. Krążyłam bez celu po różnych dróżkach. Zawędrowałam do jakiegoś ślepego zaułka. Pełno porozbijanych butelek, swąd zgnilizny i papierosów. Chciałam zawrócić, ale wtedy jakiś koleś złapał mnie za ramiona i przyparł do ściany. Czuć było od niego alkohol. Oj, niedobrze...
 - Co taka ładna dziewczyna robi w tak mrocznym miejscu jak to? - zapytał, plując mi przy tym w oko. Obleśny typ. Zaczęłam się nerwowo rozglądać.
 - Tylko spróbuj krzyknąć, a wtedy... - i wyciągnął nóż i przyłożył mi go do gardła. Bez paniki. Gdzie są jacyś ludzie?! Nie ma tu kamer? Jedną ręką nadal trzymał narzędzi, a drugą zaczął mnie dotykać, tam gdzie nikt nie ma prawa tego robić. Byłam już na skraju załamania. Umysł zaczął podsuwać mi najczarniejsze scenariusze. Próbowałam się wyszarpnąć spod jego dotyku, ale wtedy przejechał mi nożem po policzku. Krew zaczęła powoli sączyć się z rany. Spływała mi wzdłuż szyi i potem niżej, aż zniknęła w dekolcie. Ten zboczeniec śledził jej trasę, oblizując się przy tym obscenicznie. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Ja to mam jakiegoś strasznego pecha. Chyba nigdy nie będzie mi dane zaznać choć odrobiny szczęścia. Zawsze coś się psuje. Może to ze mną jest coś nie tak? Facet był już bardzo blisko. Nogi się pode mną ugięły, kiedy zaczął dobierać się do moich spodni. Zaczął odpinać pasek gwałtownymi ruchami, a potem szarpnął za rozporek...
________
G'day!
Jak widzę, szantaże mi nie wychodzą, ale spoko, macie odcinek. Dedykuję go Caroline ;D, bo lubię jej komentarze, bo są długie xD (Zuza, o tobie też pamiętam ;p Coś ci obiecałam i zamierzam specjalnie dla ciebie dać pewien wątek <3). 

Mam nadzieję, że podobają Wam się moje wypociny (ten odcinek mi się podoba, jestem w swoim żywiole ^^), ale mam teraz poważną fazę zwątpienia. Cóż.. Obserwatorów nie przybywa, komentarzy też (wiem co mówię)... Chyba moje marzenie o stworzeniu bloga dla wielu osób się nie spełni ;< Pomożecie mi? Proszę ;D
Dobra, to tyle ode mnie, next... pojawi się 17.07 (może 16. ale musicie mi dać wtedy porządnego kopa w komentarzach, bo pewnie będę padnięta xD). Może uda mi się napisać trochę rozdziałów do przodu ;] Od razu mówię, że zaległości na wszystkich blogach nadrobię po powrocie.

Miłych wakacji! Nie myślcie o szkole, przeżyjcie zakończenie i będzie dobrze!
'Widzimy się' za 3 tygodnie xxx

czwartek, 21 czerwca 2012

Chapter 4

Opowiedziałam Niall'owi moją historię. Nadal byłam zażenowana po tym, jak go "pięknie" przywitałam z patelnią. Dopiero po jakimś czasie mi przeszło i się rozluźniłam. Chłopak obrócił wszystko w żart, a ja wolałam się dostosować. W końcu nic się nie stało, tylko zaatakowałam właściciela w jego własnym domu, drobiazg. Rozmawialiśmy jakieś 40 minut, a on w tym czasie zdążył pochłonąć 4 kanapki (które ja zrobiłam), 2 paczki chipsów i teraz kończył duże opakowanie żelek. Ciekawe czy zawsze tyle je. Nie zdążyłam go o oto zapytać, bo ktoś wyhamował z piskiem przed domem. Niall musiał im napisać SMS'a, że znowu jestem wśród żywych,bo wpadli do domu z prędkością światła. To znaczy, pewnie by wpadli, gdyby nie utknęli w drzwiach (tak to jest, jak się czterech pcha naraz).
 - Ja przywitam się z nią pierwszy! - krzyknął któryś z nich, ale reszta zaczęła się z nim kłócić. To chore, że chcą się witać akurat ze mną, jakbym była kimś sławnym czy coś. Bo chyba chodzi o mnie, prawda? Wreszcie udało im się uspokoić na tyle, by przejść przez drzwi, ale zaraz potem zaczęli biec w moją stronę. Myślałam, że mnie staranują, ale i tak nie miałam gdzie uciekać. Niall próbował ich zatrzymać, ale został brutalnie popchnięty przez swojego kolegę z lokami. Co za kędziory, o stary. Po chwili ten z lokami i jakiś w koszulce w paski rzucili się na mnie w grupowym uścisku (raczej ścisku, bo ledwo oddychałam). Poczułam się trochę osaczona, ale nic nie zrobiłam. Traktowali mnie jak dobrą znajomą, a nie intruza z ulicy, co było dziwne, ale miłe. No, może nie wszyscy tak o mnie myśleli, bo w przejściu stał jakiś ciemny typ i patrzył na mnie z byka.
 - Dajcie jej trochę przestrzeni, ona nawet was nie zna! - krzyknął kolejny  nich. To chyba był ten, który otworzył nam drzwi, gdy Niall.. no cóż, uratował mi życie. Chłopak chyba ich zawsze doprowadza do porządku (o ile to możliwe). Taki szeryf. Dwójka niechętnie mnie puściła.
 - Oh, milady, przepraszamy za to wylewne powitanie, al martwiliśmy się o ciebie.  - odezwał się ten pasiasty. - Jestem Louis. - dodał, po czym podał mi rękę. Męskie powitanie, to mi się podoba. Po nim podszedł ten z kędziorami i powiedział, że nazywa się Harry. Gdy puszczał moją rękę (też przywitał się po męsku), mrugnął do mnie. Tik nerwowy? Więcej witaminek, chłopie. Później przedstawił się szeryf - Liam. Ostatni z nich, ten cichociemny, nie był zainteresowany prezentacją, ale dostał w ramię od Liama, więc mruknął pod nosem krótkie "Zayn" i rzucił mi kolejne niemiłe spojrzenie, czym zarobił jeszcze jedno uderzenie. Odwrócił się i wyszedł. Myślałam, że to już koniec powitań, ale niespodziewanie podszedł do mnie Niall z wyciągnięta ręką. Wyszczerzył się jak idiota.
 - A ja jestem Niall. - oznajmił, jakby to była największa tajemnica świata, a gdy podałam mu rękę, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. No dobra... To było dziwne. Reszta nie zwróciła na to uwagi, bo rozeszli się do swoich zajęć. Jakieś 5 sekund później odezwał się Harry.
 - Ej, skoro ukradli ci walizkę, to znaczy, że nie masz ubrań, prawda? - przytaknęłam - To wiesz co? Zabieram cię na wielki shopping, teraz, zaraz. - i ruszył do wyjścia, ale zatrzymał go Liam.
 - Nie tak szybko. Przecież ona nadal wygląda na wykończoną. - powiedział. Pocieszyłeś mnie, chłopie.
 - Ale przyda jej się trochę rozrywki, nie sądzisz? - Dla niego zakupy to rozrywka? Rany.
 - Hej ona to słyszy. - odezwałam się wreszcie - Poza tym, mówiłam, że nie mam kasy.
 - Spokojnie, kochana, to akurat dla nas nie problem. - uśmiechnął się półgębkiem. Zaczynam się go bać. Liam wyszedł i wcisnął mi do ręki szklankę wody i jakieś tabletki. Wspominałam coś o braku zaufania? A co jeśli to jakaś tabletka gwałtu? Popatrzyłam pytająco na Nialla, jedyną osobę, której tu w miarę ufałam. W dodatku wyglądał na takiego, który nie skrzywdził by nawet biedronki. Liam prychnął pod nosem widząc moje wahanie, ale nic nie powiedział. Blondyn pokiwał głową, więc uznałam, że raczej nic mi nie grozi.
 - Liaaaaam... - odezwał się z Louis kanapy - Kiedy obiad i czemu musimy tyle czekać? - zapytał. Zgłosiłam się na kucharkę. Przynajmniej tak im się odwdzięczę, poza tym uwielbiam gotować. Skierowałam się do kuchni. Uznałam, że najlepiej zrobić spaghetti, bo to mi najlepiej wychodziło. To, że lubię gotować, nie znaczy, że mam bogaty repertuar. Udało mi się nawet nie nabrudzić. Szłam zawołać chłopaków, ale po drodze natknęłam się na Zayna. Biła od niego taka nienawiść, że nie odważyłam się odezwać. Niall, który pojawił się niedługo później, popatrzył na przyjaciela zdezorientowany. Ten nic nie powiedział, tylko wrócił do swojego pokoju.
 - On zawsze taki jest? - zapytałam. Nadal nie mogłam zrozumieć jego zachowania. Co ja mu zrobiłam?
 - W sumie to nie... Nie przejmuj się nim, przejdzie mu. - chyba widział, że nie daje mi to spokoju. Poszedł zawołać resztę, a oni natychmiast zjawili się przy stole, mało mnie nie taranując. Znowu. Pod tym względem byli do siebie podobni. Czułam się trochę dziwnie, bo w końcu jestem obca w ich domu. Będę musiała znaleźć pracę i jak najszybciej się wyprowadzić.
 - No chyba sobie żartujesz! - tak zareagował Liam, gdy po obiedzie mu o tym powiedziałam. - Możesz mieszkać u nas tak długo, jak tylko chcesz, nawet możesz być tu do końca życia. - widząc moją sceptyczną minę, zaczął dalej wyjaśniać. - Rozmawialiśmy już o tym z chłopakami i nie mają nic przeciwko.
 - Nawet Zayn? - zapytałam podejrzliwie.
 - No... Przyzwyczai się. - odezwał się po chwili wahania. - Z resztą, sama zobaczysz. - i zaczął drzeć się, że jest "narada wojenna". Zjawił się cały skład i  chłopak zaczął przemówienie.
 - Słuchajcie, Vicky - nawet podobała mi się ta wersja mojego imienia. Taka angielska. - twierdzi, że musi się wyprowadzić i znaleźć pracę. Co wy na to? - i od razu usłyszałam 3 głośne sprzeciwy ze strony chłopaków. Zaczynam ich coraz bardziej lubić. Ale to i tak dziwne. Niby czemu tak bardzo zabiegają o moje towarzystwo? Tylko Zayn siedział cicho.
 - Ale i tak muszę znaleźć pracę, tak? No właśnie, a lepiej będzie jak będę miała do niej blisko, więc mieszkanie w centrum mnie satysfakcjonuje. - argumenty wymyślane na poczekaniu coś mi nie wychodzą...
 - Mam pomysł! - krzyknął Harry i wszyscy popatrzyli na niego. Chyba nie często zdarzały mu się jakieś propozycje. - Możesz pracować u nas. Jeśli chcesz, oczywiście. - reszta mu przytaknęła. No chyba się przesłyszałam.
 - Niby co miałabym robić? - zapytałam z powątpiewaniem.
 - No... Nie wiem, sprzątać, gotować... - powiedział już mniej pewnie. Super, zostanę ich niańką! - Prooooszę. Dzięki temu będziesz miała i pracę i dom, a do tego towarzystwo pięciu fajnych chłopaków. - wyszczerzył się. No dobra, to będę miała gdzie mieszkać w zamian za sprzątanie, ale... muszę mieć trochę kasy, żeby kupić sobie chociaż... no takie rzeczy, których chłopaki na pewno mieć nie będą. Hm... może coś dorywczo? Dobra, głupia jestem? Przecież tak nie można... Popatrzyłam na ich twarze. Wszyscy (no, większość, Zayn zachował poker face'a) wpatrywali się we mnie z miną małego kotka proszącego o mleko. Jestem taka słaba.
 - No dobra, ale pamiętajcie, że nie jestem waszym murzynem. Kiedy mogę zacząć?
 - Kiedy chcesz, możesz od jutra, dzisiaj jeszcze musimy pokazać ci dom. - oznajmił Louis i zaczął prezentację chaty. Salon, kuchnia, kilka innych pokoi. Weszliśmy po schodach.
 - Tu jest mój pokój. - zaczął, otwierając drzwi. Taak. Wszędzie na dole tak czystko, a w pokoju syf. Pozerzy, przecież to widać, że nie dbają o porządek. No, może nie wszyscy. Później był pokój Harrego, Liama, Nialla (taak, to on miał plakat Justina Biebera na szafie...), a następnie Zayna. Pokój tego ostatniego już widziałam, gdy zabłądziłam w poszukiwaniu łazienki.
 - A ty będziesz spać tutaj. - powiedział Louis, wskazując na ostatnie drzwi. Czyli mam pokój obok łazienki i na przeciwko Zayna. Cudnie.



Przez następne kilka godzin opowiadali mi trochę o sobie, o tym co lubią robić, o czym marzą itd. Nie chcieli tylko powiedzieć jak się poznali i czemu mieszają razem (gdybym się dowiedziała, to pewnie musiałabym zginąć).
Wieczorem, gdy wszyscy już powinni spać, zeszłam na dół do kuchni po coś do picia. Czułam się tu nadal obco, ale to chyba normalne. Przechodząc obok pokoju Nialla, usłyszałam, że z kimś rozmawia.
 - Musisz jej o tym powiedzieć. - to był chyba głos Liama. - Vicky powinna wiedzieć w co się pakuje.
 - A co jeśli zmieni zdanie? Pomyśl, ona lubi nas takich jakimi jesteśmy, po co to teraz psuć? - chłopak mówił tonem polityka. Co oni ukrywają (w sensie chłopcy, nie politycy)?
 - Jak chcesz, ale potem może być za późno i ty będziesz jedynym winnym. - stwierdził i chyba wstał. Szybko schowałam się do swojego pokoju. Wcale nie podsłuchiwałam, ale cóż... Czym jest to coś, co ma zniszczyć mi życie? Dlaczego on ma przede mną tajemnicę, myślałam, że można mu ufać...
________
Cześć ^^
    Rozdział jest wcześniej (brawa xD) i dedykuję go Basi - BasieQ, bo mnie prosiła o to, by był wcześniej i wgl za całokształt xD
Tak właściwie to jestem w szoku, boooo... mam 8 obserwatorów! A komentarzy i wejść też jest duużo! ;O Dzięki <3 Cóż, oby tak dalej ;]    Hm... Powiem tak: następny rozdział może być w przyszłym tygodniu, jeśli.. przebijecie 10 komentarzy, ok? Bo wyjeżdżam 30.06, a wracam 16.07, więc jeśli nie, to kolejny dopiero jak wrócę. Nic na to nie poradzę, nie mam dostępu do neta. 

   W rozdziale macie już więcej chłopaków. Jak myślicie: co dalej? Co ukrywa Niall? Piszcie! ;D (ahh i nie mam nic przeciwko długim komentarzom, kocham je czytać!).
 
To tyle, pozdrawiam ;>

piątek, 8 czerwca 2012

Chapter 3


Podprowadził mnie pod drzwi i nacisnął dzwonek. Niewiele mogłam zobaczyć, ponieważ było ciemno jak w... nocy. Usłyszałam czyjeś marudzenie za drzwiami.
 - Rany, Niall, ostatni raz wpuszczam cię do domu po twoich nocnych wypadach do restauracji. Następnym razem będziesz spał na wycieraczce. - zamek szczęknął i po chwili oślepiło mnie światło z wnętrza.
 - Jezus Maria, co się stało?! - zapytał chłopak w drzwiach. Niall powiedział mu coś cicho, po czym wprowadzili mnie do środka. Teraz to już całkowicie czuję się jak kaleka. To poniżające, nie mogłam po prostu umrzeć?
 - Co jej się stało? - ponowił pytanie chłopak, który nam otworzył, kierując mnie przy tym po schodach na górę.
 - Liam, nie teraz. Powiedziała mi tylko tyle, że ukradli jej wszystko i że od 3 dni mieszkała w parku bez jedzenia. - Niall pokręcił głową. Czułam się zażenowana obecną sytuacją, ale z braku innych możliwości musiałam zaakceptować to co miałam. Liam zostawił nas przy drzwiach do jakiegoś pokoju.
 - Rozgość się. Przez jakiś czas będziesz mieszkać w moim pokoju, a teraz kładź się do łóżka. - chłopak wpuścił mnie do środka. Nie przyglądałam się wystrojowi wnętrza, będzie na to jeszcze czas. Teraz usiłowałam walczyć ze snem. Niall gdzieś poszedł, a ja skorzystałam z rady i położyłam się, uprzednio ściągając mokre od deszczu spodnie (TYLKO spodnie. Poza tym, mokry dżins jest ciężki, niewygodny i... mokry). Na granicy świadomości zarejestrowałam, że ktoś wszedł do pomieszczenia i przykrył mnie kocem. Super, ciekawe jak im się teraz odwdzięczę.


*
Nie mam pojęcia ile spałam, ale czułam się o niebo lepiej. Nie otwierałam oczu, bo czułam, że nie jestem sama, a lepiej na początku zorientować się co mnie czeka. Nie pamiętałam za bardzo tego co działo się wcześniej.
 - Niall, musimy jechać. - usłyszałam obcy głos, dochodzący z lewej strony. - Nie możesz ciągle tu siedzieć, przecież Liam mówił, że gorączka jej spadła i nie ma obaw.
 - Nie wiem, nie chcę jej zostawić samej. A jeśli się obudzi i nie będzie wiedziała, gdzie jest? Poza tym, ona śpi już 20 godzin, może trzeba zadzwonić po lekarza? - jego głos dochodził z dość bliskiej odległości. Chyba nie gapił się na mnie przez cały czas? Niech mnie ktoś zastrzeli...
 - To napisz jej jakąś kartkę i chodź. Inaczej stracimy szansę. - powiedział tamten ktoś i poszedł. Niall chyba skorzystał z propozycji kolegi (ilu ich tu jest?!) i zaczął coś pisać. Po jakimś czasie opuścił pomieszczenie. Leżałam nieruchomo jeszcze chwilę, a gdy usłyszałam dźwięk odpalanego silnika, otworzyłam oczy. Momentalnie tego pożałowałam, bo słońce było wyjątkowo jasne. Pokój był niebiesko-biały, a meble jasne. Czyżby na szafie wisiał plakat Justina Biebera? Robi się coraz ciekawiej. Sięgnęłam po zgiętą kartkę, leżącą na szafce nocnej. 
"Droga Mickey - no kurde, musi nazywać mnie imieniem myszy, chodzącej w samych bokserkach na szelkach? Lecimy dalej. - Nie wiem, czy pamiętasz cokolwiek z tamtej nocy, - jak to brzmi... - ale to nieistotne. Żebyś nie przeżyła zawału, gdy wrócimy, to od razu uprzedzam, że jest nas tu 5 chłopaków. Musiałem z nimi jechać, ale za maksymalnie godzinę powinienem wrócić, choćby kazali mi się czołgać. Łazienka jest na prawo od mojego pokoju, czyste ręczniki w jednej z szafek, kuchnię szybko znajdziesz. Czuj się jak u siebie w domu. Liczę, że jak wrócę, opowiesz mi swoją historię. Więcej nie mogę napisać, bo zaraz wyciągną mnie stąd siłą. Niall xx" Podsumowując: trafiłam do jakiegoś męskiego akademika z 5-cioma chłopakami, o których nic nie wiem; nikt nie wie, gdzie jestem, a w dodatku cudem przeżyłam. Pięknie. Swoją drogą, to musiałam być ostro niepoczytalna, żeby zgodzić się bez wahania na propozycję obcego faceta, który potem zaciągnął mnie do siebie do domu. 


Skierowałam się do łazienki. Przy okazji weszłam do czyjegoś pokoju, zapominając, że miałam iść w prawo. O mało nie krzyknęłam, gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Włosy poskręcane w dzikie fale, resztki tuszu do rzęs na policzkach, sińce pod oczami. Powinnam trafić do cyrku. Wzięłam prysznic, a później pozostała kwestia tego, w co mam się ubrać. Przemknęłam szybko do pokoju, a ponieważ znowu zabłądziłam, musiałam biec korytarzem jeszcze raz, cały czas w strachu, że ktoś wróci. Weszłam do poprawnego pomieszczenia. Moje spodnie leżały na krześle złożone i wyprasowane. Ja chyba śnię, ktoś je wyprał! Jeden problem z głowy. Za to moja koszulka nie nadawała się do niczego. Postanowiłam zaryzykować i przeszukać szafę chłopaka. Wzięłam zieloną koszulkę z napisem "Free hugs", może nie będzie zły. Gdy się obrałam, odezwał się mój żołądek. Cóż... Skoro dostałam pozwolenie, to czemu nie skorzystać? Zeszłam na dół po schodach.  Przeszłam przez salon (omal nie zabijając się na widok ogromnego telewizora), przeszłam przez jakąś klitkę, która chyba służyła za schowek na buty (albo trupy. Nigdy nic nie wiadomo), aż wreszcie trafiłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki z przypadkowymi produktami (omijając krewetki, bo jakoś nie ufam czemuś, co mieszkało w oceanie). Wzięłam jedzenie i wróciłam do salonu. Otworzyłam okno, żeby trochę przewietrzyć pomieszczenie i włączyłam TV. Leciał jakiś głupawy talk-show, a ja zastanawiałam się, co zrobię, gdy przybędą właściciele domu. Jestem strasznie nieśmiała w stosunku do obcych, a okoliczności poznania jakoś mi nie pomagają. 


Ktoś cicho zapukał do drzwi, a ja omal nie zakrztusiłam się kanapką. Po chwili dźwięk ustał, ale przy oknie usłyszałam czyjś urywany oddech. Włamują się? Co teraz? Wolałabym schować się pod łóżko, ale przecież nie mogę. Pobiegałam do kuchni i pierwszym, co wpadło mi w ręce, była patelnia. Może chociaż ogłuszę złodzieja. Ukryłam się tak, bym mogła widzieć intruza, ale on mnie nie. Chyba był początkujący, bo ledwo dawał radę wspiąć się po ścianie. Po co ja otwierałam to okno? Wreszcie wgramolił się na parapet i mogłam mu się przyjrzeć. Był tego samego wzrostu co ja, miał kaptur i ciemne okulary, ale nie był ubrany na czarno. Pewnie dla zmyłki. Musiał być niewiele starszy ode mnie, ale.. to nadal złodziej. Tak mi się wydaje. Podeszłam do niego najciszej, jak się dało. Stał tyłem, więc miałam szansę. Uniosłam patelnię nad głowę, a wtedy on... odwrócił się. Gdy mnie zobaczył, z patelnią gotową do ciosu, zaczął przeraźliwie piszczeć (co z niego za facet?), czym mnie tak wystraszył, że też zaczęłam drzeć ryja. Po paru sekundach przestaliśmy, a ja cofnęłam się o kilka kroków. Obserwowaliśmy się przez chwilę, po czym on zaczął się śmiać. Tak, rechotał jak dzika świnia, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież w każdej sekundzie mogę go spacyfikować patelnią! On jednak nic sobie z tego nie robił i tarzał się po dywanie, ciągle się śmiejąc. No i z czego rżysz?! Może i wyglądam jak córka Frankensteina, ale to nie jest powód do śmiechu. Wreszcie chyba się zorientował, że nie wiem, o co chodzi, bo wstał, otrzepał się, podniósł ręce w poddańczym geście, po czym ściągnął okulary i kaptur...
 - Hej, spokojnie, to ja, Niall. - powiedział, a ja z wrażenia upuściłam prowizoryczną broń. Jestem żałosna. - Przepraszam, że cię wystraszyłem, ale zapomniałem kluczy, a myślałem, że jeszcze śpisz... - przerwał, bo zaczęłam uderzać głową o ścianę. Fajnie się zaczyna. Niech mnie ktoś utopi. Wzięłam głęboki wdech.
 - Jeny, tak mi głupio. Przepraszam za tamto i... cóż, dziękuję za wszystko. - powiedziałam, a po chwili znów mogliśmy się śmiać.
__________
Witaaajcie!
Rozdział jest szybciej (tsa, byłby szybciej, ale ciężko mi znaleźć czas na tygodniu. Dobra, jestem za leniwa, ojj tam xD). Taaak, dedykuję go ForbiddenRose, bo uwielbiam jej komentarze (i to własnie dlatego rozdział jest szybciej xd i jasne, że chcę, żebyś poleciła mojego bloga, skoro chcesz, ja nie mam nic przeciwko) ^^  
Wohooo, dzięki za komentarze, reakcje, obserwatorów i wejścia. Nie wiecie jak mnie to cieszy!
Dobra, nie przedłużam, pamiętajcie - kibicować dzisiaj Polsce! Niech koko koko euro spoko będzie z Wami! xxx