ODWIEDZAJCIE 1D-ONE-STEP-TO-HELL.BLOGSPOT.COM

CZYLI MÓJ KOLEJNY BLOG Z OPOWIADANIEM O 1D!

ZAPRASZAM! ♥

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Chapter 18


Naszą wycieczkę po sklepach zaczęłyśmy od wizyty w Starbucks. Każda z nas wzięła po kawie i usiadłyśmy przy jednym z wolnych stolików. Zaczęłyśmy rozmawiać o różnych rzeczach, aż w końcu przypomniałam sobie słowa Maddie z naszej porannej rozmowy telefonicznej.
 - Co chciałaś mi powiedzieć? - zapytałam ją.
 - No cóż... Ja... - razem z Danielle zachęciłyśmy ją spojrzeniem. - Wygląda na to, że chyba też... muszę kupić sobie sukienkę, bo Zayn chciał, żebym z nim poszła na to wesele. - Mało nie zakrztusiłam się kawą, kiedy usłyszałam jej słowa.
 - Serio? Jak to? - chciałam wyciągnąć od niej jakieś informacje.
 - Wtedy jak mnie odprowadzał, dałam mu swój numer, tak na wszelki wypadek, jak on to określił, a potem napisał do mnie po kilku dniach i tak jakoś wyszło, że rozmawialiśmy dosyć często... - powiedziała i opuściła wzrok na swoją filiżankę. Albo mi się wydawało, albo Maddie się zarumieniła. Po tym zaczęłyśmy mówić z Dan, że się z tego cieszymy i że to wspaniała wiadomość (ale nie powiedziałam jej, że Zayn uważa ją za "kogoś specjalnego", niech sam jej to powie). Następnie dokończyłyśmy nasze napoje i ruszyłyśmy na podbój sklepów. Oczywiście nie było łatwo znaleźć odpowiednią sukienkę, taką, która podobałaby się nam trzem. Danielle jako pierwsza znalazła dla siebie strój: śliczną beżową sukienkę z paskiem w talii. Zachęcone tym nabytkiem skierowałyśmy się do kolejnego sklepu. Jednak po zrobieniu pełnego obchodu, nie znalazłyśmy nic wartego uwagi, ale nie poddawałyśmy się. W którymś z kolei sklepie wreszcie się udało- Maddison znalazła dla siebie odpowiednią sukienkę. Była zwiewna i błękitna, idealnie harmonizowała się z kolorem jej oczu. Zostałam tylko ja. Nadal uważałam, że mogę iść w dżinsach, ale dziewczyny starały się wybić mi ten pomysł z głowy (byłam gotowa iść na kompromis i założyć garnitur, ale zabroniły mi nawet tak myśleć). 

Kiedy byłam już tak wykończona poszukiwaniami, że zgodziłabym się na sukienkę z worka po ziemniakach, Danielle podstawiła mi pod nos kawałek zielonego materiału. Przyjrzałam mu się dokładnie. Wydawało mi się, że przemawia do mnie ludzkim głosem (widać byłam bardziej zmęczona niż krowa po porannym joggingu przez pole ziemniaków). Przymierzyłam sukienkę, Maddie i Dan się pozachwycały tym, jak wyglądam; zapłaciłam i odetchnęłam z ulgą. Wreszcie wolność!

Mój zegarek wskazywał, że jest już piąta po południu (czas na tradycyjną angielską herbatę). Mam nadzieję, że chłopcy zrobili sobie coś do jedzenia. Na wszelki wypadek wstąpiłyśmy po drodze do pizzerii i kupiłyśmy 6 dużych pizz (oby Niall nie był głodny, bo wtedy nawet on się tym nie naje). 

Danielle zaparkowała swoje auto (zacnego mustanga shelby z '67 roku). Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, rzucił się na mnie jakiś ciężki osobnik. Przewrócił mnie na ziemię (silna bestia, nie ma co), a wtedy zauważyłam jego rozbiegane niebieskie oczy i rozczochraną blond fryzurę. Szarpał mnie za ramiona (oczywiście nie mocno, niech by tylko spróbował), ciągle krzycząc: JEEEŚĆ!. Rodzice zawsze powtarzali mi, że zwierzęta trzeba karmić najpierw, czemu więc chłopcy nie nakarmili Nialla?
 - Masz i zostaw Vicky w spokoju. - Dan rzuciła mu pudełko z pizzą, dzięki czemu szybko się od niego uwolniłam. To było chyba najdziwniejsze powitanie w całym moim życiu. Rozłożyłam resztę pudełek z pizzą na stole w salonie i poszłam do kuchni po jakieś napoje. W tym czasie Niall zjadł już prawie całą pizzę, a chłopcy wraz z Maddie i Danielle zabrali się za pozostałe. Kiedy wróciłam, ledwo utrzymując 8 pełnych szklanek (inteligencja rządzi), na stole nie było już prawie nic (zostały tylko puste pudełka i talerze). Popatrzyłam tęsknym wzrokiem na okruchy, a potem obdarzyłam oskarżycielskim spojrzeniem obecnych w pokoju ludzi. Oczywiście nikogo nie ruszyło to, że zostałam o suchym pysku. Wszyscy wgapiali się w telewizor, jakby pierwszy raz go widzieli. Usiadłam na kanapie i topiłam smutki w soku pomarańczowym. Po paru sekundach pod moim nosem pojawił się talerz. A na nim duży kawałek pizzy. Obróciłam głowę w stronę właściciela, który patrzył na mnie, zachęcając do wzięcia "prezentu" i uśmiechał się nieśmiało.
 - Pomyślałem, ze zostawię dla ciebie... - powiedział cicho Niall. - I przepraszam za to głupie "powitanie". - W tym momencie odebrało mi mowę.
 - Dzięki. - wykrztusiłam wreszcie i wzięłam talerz. Kiedy inni usłyszeli, ze ktoś się odezwał (udawali, ze oglądają, żeby nie musieć się tłumaczyć za pizzę), spojrzeli w naszą stronę, a potem rozległy się głosy niesamowitego zdziwienia. No co, wielkie rzeczy, chłopak podzielił się jedzeniem, nie widzę powodów do zdziwienia.
 - Czy on właśnie... oddał jej pizzę? - zapytał z niedowierzaniem Zayn.
 - Wow, Vicky, czuj się wyjątkowa. - powiedział Harry, a Louis dziwnie się uśmiechnął i przybił 'piątkę' z Maddison. Mam wrażenie, że o czymś nie wiem. Chciałam zapytać o to Nialla, ale on już nie zwracał na nich uwagi, tylko oglądał Sponge Boba w TV. Wzruszyłam ramionami i zignorowałam ich porozumiewawcze spojrzenia. 

Później chłopcy chcieli zobaczyć nasze sukienki (tylko moją i Danielle, widać nie wiedzieli, że Maddie idzie z Zaynem), ale powiedziałyśmy im, że to niespodzianka. Z trudem się zgodzili. Cóż, nikt nie mówił, że życie będzie sprawiedliwe.

Tak mijał dzień za dniem, w istnej rutynie i monotonii dnia (o ile to możliwe z tymi szajbusami pod jednym dachem), aż w końcu nadeszła długo wyczekiwana sobota, która w kalendarzu oznaczona była, jako "ślub Gemmy"...
______
Hejooo...
Jestem, co prawda z lekkim poślizgiem, ale zawsze :D
Po pierwsze to rozdział dedykuję @GlassHeart97. Dz-dzięki za polecenie mojego bloga! (jak tylko znajdę chwilę to zarzucę ci komenta pod 11) <3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, a w razie jakichkolwiek wątpliwości macie mojego aska, tt i gg ;)
Aha, czytelniczko, która mi umierała na asku: jak widzisz, Zayn zaprosił Maddie na melanż u Gemmy, więc kto wie, co między nimi będzie ^^
Dobra, nie przedłużam.

HAPPY NEW YEAR, POZIOMKI!

next: 12-13.01

poniedziałek, 24 grudnia 2012

"X-mas story" - ONE-SHOT (dodatek do bloga)

Znajdujemy się na przedmieściach Londynu. Spacerując wzdłuż głównej ulicy możemy zauważyć, że święta tuż-tuż. Wszystkie domy są pięknie przystrojone światełkami i wszelkiego rodzaju ozdobami. Śnieg skrzypi nam pod butami. Aż chce się wzdychać. Jeden budynek ładniejszy od drugiego, aż... chwila moment. Jeden dom nie jest ani trochę świąteczny. Czyżby właściciele zapomnieli o tym szczególnym czasie radości i miłości? Trzeba to sprawdzić. Nad drzwiami nie wisi jemioła, ani śladu bombek i innych charakterystycznych rzeczy. Podchodzimy bliżej. Nawet ścieżka wejściowa nie jest odśnieżona. Co tam się stało? Wchodzimy. Zaraz po przekroczeniu progu, słychać okrzyki i krzątaninę. Czyli domownicy żyją! Idziemy do kuchni.
 - Zayn, podaj mi cukier! - krzyczy chłopak, który stoi przy stole. Zawzięcie analizuje notatki książki kucharskiej i próbuje oddzielić jajka. Ciasto wyczuwam.
 - Harry, dodawałeś już cukier! - odpowiada Zayn znad gotującej się potrawy. Obok smaży się ryba. Tylko oni są w kuchni.
 - Nie dodawałem! - bo jak to mówią: skleroza nie boli. Zayn odpuszcza i rzuca kilogramem cukru w swojego kolegę. Ten się tego nie spodziewa, więc nie łapie, tylko dostaje paczką w głowę  a jej zawartość ląduje mu we włosach i wszędzie w okolicy.
 - Zabiłbym cię, gdybyś nie był jedyną osobą, umiejącą gotować w tym domu. Oprócz mnie, oczywiście. - Harry zaczyna sprzątać rozsypany cukier. Dobra, od patrzenia na ich poczynania, mam ochotę walnąć się w czoło, więc chodźmy dalej. Mijamy chłopaka ubranego w kurtkę, który z naręczem światełek wychodzi na zewnątrz. Nim zajmiemy się później. Idąc za dźwiękiem rozmowy, docieramy do salonu, gdzie dwóch innych ubiera choinkę. Drzewko wygląda, jakby było kupowane na ostatnią chwilę. Jeden z chłopaków krytycznie ogląda łyse gałązki.
 - Niall, mówiłem ci, że kupowanie choinki w Wigilię to głupi pomysł. - ale blondyn nie reaguje, tylko w najlepsze zjada cukierki, które pewnie były przeznaczone na choinkę (wnioskuję po tym, że każdy miał przywiązany sznureczek na końcu).
 - Nie jedz tego, to na święta! - upomina go kolega.
 - Dobra, dobra, wyluzuj. - odkłada słodycze i rozgląda się po pokoju. Po chwili z kąta przyciąga ogromny karton. Zaczynają ubierać wybrakowane drzewko. Zaczynają od światełek, które ledwo trzymają się na słabych gałązkach. Potem kolej na bombki i łańcuchy. Po godzinie choinka nie wygląda już jakby przeżyła wojnę. Teraz tylko pokazuje, że przejechał ją traktor, a to już coś. Przyjaciele patrzą z podziwem na swojego dzieło.
 - Jeszcze gwiazda na czubek. - mówi ten pierwszy. Patrzą na górę. Drzewko jest dosyć wysokie.
 - Podsadź mnie. - proponuje Niall.
 - Chyba jesteś głodny. - kolega patrzy na niego z niedowierzaniem.
 - No dawaj, tak będzie najłatwiej. - i już po chwili blondyn siedzi na ramionach kolegi, próbując umieścić gwiazdę tam, gdzie jest jej miejsce.
 - Liam, podejdź bliżej, bo nie sięgam. - po paru minutach i trzech prawie-upadkach, gwiazdka lśni na szczycie. Chłopcy przybijają sobie żółwiki i zaczynają sprzątać wszystko, co zostało. W tym czasie ktoś próbuje otworzyć drzwi wejściowe. Zobaczmy, kim jest owa osoba. Drzwi się otwierają i ukazuje nam się drobna dziewczyna, szczelnie ubrana w czapkę i szalik tak, że prawie nie widać jej twarzy. Ze sobą wnosi dwie po brzegi wyładowane torby. Wnosi je do kuchni, patrząc umęczonym wzrokiem na Harry'ego, który kończy robić ciasto. Teraz wlewa masę do blaszki.
 - Kupiłam wszystko, co chciałeś. - mówi dziewczyna dobitnie. Chłopak dopiero teraz ją zauważa. Dziwne, przecież ona dyszała mu nad uchem, chcąc zademonstrować zmęczenie.
 - Brukselkę i groszek też?
 - Też. Wszystko.
 - Złota dziewczyna z ciebie, Vicky. Teraz to rozpakuj. - szczęka jej opada i zaciska pięści , ale zabiera się, by wykonać polecenie. W połowie drogi do lodówki obraca się nagle, ze śledziami w rękach.
 - Właśnie. Czemu Louis wisi na rynnie? - pyta obojętnym tonem. Zayn patrzy na nią zdziwiony znad ryby, a Harry zostawia wszystko i wybiega na podwórko.  Po chwili pojawia się cała reszta.
 - Louis, co ty tam robisz?! - pyta przerażony Liam.
 - Wiszę sobie, a nie widać?! - odpowiada zdenerwowany wisielec. - Zdejmijcie mnie stąd! - chłopak jest zaplątany w światełka, a nad nim unosi się plastikowy Mikołaj. Zayn biegnie w tylko sobie znanym kierunku, a po chwili wraca z drabiną. Akcja ratunkowa przebiega pomyślnie i po paru minutach Louis jest już na ziemi ściskany przez kolegów.
 - Poddaję się. Sami to sobie wieszajcie. - wraca do domu. Na zewnątrz zostaje ekipa od choinki.
 - Damy radę? - pyta Liam.
 - No pewnie! - odpowiada mu Niall, wchodząc na drabinę. Nie chcę na to patrzeć, wrócimy tu, gdy skończą. 

Jesteśmy znowu w kuchni. Harry wstawił już ciasto do piekarnika i zabiera się za robienie kolejnej potrawy, a Zayn uporał się z rybą i przegląda teraz książkę kucharską. Cóż, tu chyba wszystko jest w porządku. Może sprawdźmy reakcję Vicky na choinkę? Wróćmy do salonu. Dziewczyna stoi przed drzewkiem z rozdziawioną szczęką i szeroko otwartymi oczami. No cóż, przynajmniej jest oryginalnie. Na pewno nikt nie ma w domu takiej ozdoby.
 - Pozwolić im coś zrobić bez pomocy... - mruczy do siebie Vicky. Zaczyna przewieszać bombki i ściągać niektóre rzeczy (jak na przykład udko kurczaka i czyjś but). Dziewczyna męczy się i ciągle coś do siebie mówi, wyzywając chłopaków, ale w końcu kończy, a efekt jest... imponujący. Teraz nikt nie pomyli już ich choinki z jakimś krzakiem ze śmietnika. Vicky zasługuje na soczek! Akurat podczas podziwiania do pokoju wpadają Liam z Niallem, cali w śniegu, z czerwonymi policzkami i nosami.
 - Hej, Mickey, podoba ci się nasza choo.. Co ty z nią zrobiłaś?! - Niall wygląda jakby miał się rozpłakać. Ale potem zauważa udko, więc zabiera je w ramach nagrody pocieszenia i odchodzi z uniesioną głową. Liam patrzy na zegarek.
 - Kurczę, za 2 godziny zaczną się schodzić goście! - razem z Victorią zaczynają szybko nakrywać stół, a Niall dołącza do pomocy. Harry z Zaynem wnoszą gotowe dania, oczywiście te, których nie trzeba podgrzewać. Po chwili rozlega się dzwonek do drzwi, ale nikt nie musi otwierać, gdyż gość sam wpuszcza
 się do środka. Jest to dziewczyna z długimi, kręconymi, rudymi włosami i w hipisowskim ubraniu.
 - Maddie! - wita ją Vicky. 
 - Hej! Pomyślałam, że wpadnę wcześniej i wam pomogę. Patrz, co mam! - wyciąga z torby mały krzaczek. Jemioła. Vicky słabo się uśmiecha i zaprasza koleżankę do salonu. Tam czeka ją wylewne powitanie ze strony chłopaków. Następnie Maddie przyczepia jemiołę do żyrandola niedaleko stołu.

Kiedy zostaje 15 minut do Wigilii, wszystko jest już prawie gotowe. Vicky liczy nakrycia, żeby dla nikogo nie zabrakło, a Niall stoi koło niej i pazernym wzrokiem patrzy na jedzenie.
 - Vicky, Nialler... - Louis woła ich śpiewnym głosem, a kiedy oboje podnoszą wzrok na kolegę, ten tylko pokazuje do góry i głupio się uśmiecha. Spojrzenia dwójki idą we wskazanym kierunku.
 - O nie. - wymyka się dziewczynie i chce się odsunąć.
 - O tak. Nie chcesz chyba ominąć tradycji, co? - pyta Louis oskarżycielskim tonem, a potem zaczyna śpiewać. - Kiss me underneath the mistletoe, 

Show me baby that you love me so o o...* - Niall i Vicky patrzą na siebie dziwnym wzrokiem i palą buraka. To tylko jemioła, przecież nikt nie każe wam brać ślubu! Po chwili Victoria zbiera się w sobie i cmoka chłopaka w policzek. Nie ma czasu na reakcje (Louis robi tylko krótkie "uuuu"), bo zaczynają napływać pierwsi goście. W sumie wychodzi, że na Wigilii jest 25 osób plus dwa psy, które grzecznie siedzą pod stołem, licząc na jakieś prezenty. Niall siedzi naprzeciwko Vicky (mam wrażenie, że Lou maczał w tym palce), ale ani razu się do siebie nie odzywają. Oh błagam, tę chemią między nimi czuć na kilometr. Tak, tak, nie moja sprawa. Panuje luźna atmosfera, wszyscy najpierw podzielili się opłatkiem (oprócz Zayna- on tylko składał życzenia), później jedli, śpiewali świąteczne piosenki, a po paru godzinach goście zaczęli się rozchodzić do domów. Kiedy wychodzi mama Harry'ego (która jest ostatnią osobą), domownicy zaczynają zbierać naczynia. Vicky i Maddie myją talerze, a chłopcy nie przeszkadzają. Później wszyscy siadają przy choince. Światło rzuca jedynie ogień z kominka i lampki choinkowe.
 - Czas na prezenty! - ogłasza Liam i wszyscy zaczynają wymieniać się podarkami. Liam dostaje zapas widelców, koszulę w kratę, jakąś książkę  szalik, figurki z Toy Story i film na DVD (też Toy Story). Louis otrzymuje marchewki, nowe szelki, płytę z najnowszymi hitami, portfel, czapkę i jakiś dezodorant (aluzja?). Zayn dostaje grzebień, różowe lusterko, żel do włosów, zabawkowy pistolet, jednorazowy aparat fotograficzny i poduszkę ze swoją podobizną. Harry'emu dają pluszowego kota, dużą paczkę żelek, patelnię, rękawiczki, notes z kalendarzem i kubek z rysunkiem pantery. Niall otrzymuje świąteczną płytę Biebera, książkę kucharską, ogromną flagę Irlandii, kubek z koniczyną i skrzatem, skarbonkę-ślimaka i grube skarpetki. Vicky dostaje zdjęcie wszystkich chłopaków w ramce (z autografami i dedykacją, oczywiście), pluszową koniczynkę i bransoletkę z imieniem. Maddie dostaje bransoletki i kolorowe chusty od wszystkich, co wprawia ich najpierw w zakłopotanie, ale potem wszyscy zaczynają się śmiać. Ostatnią atrakcją jest oglądanie Kevina samego w domu, a potem cała siódemka (Maddie u nich zostaje, najwidoczniej) grzecznie idzie spać, tam gdzie siedzieli. Może nie cała siódemka. Louis upewnia się, że reszta śpi, a potem przenosi Vicky (strasznie stękając) na kanapę, zaraz obok Nialla. Zadowolony z własnej roboty, układa się na fotelu, a po chwili już chrapie.

________
* oczywiście cytat naszego kochanego Justysia z piosenki Mistletoe
_________
Hoł, hoł, hoł!
Jeden z moich dłuższych one-shotów, no no... Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Tak czy siak, z tego miejsca chciałabym złożyć Wam życzenia, więc słuchajcie XD
Życzę Wam, żeby wasze marzenia się spełniły, żeby w waszym życiu nie brakło powodów do śmiechu, wszelkie niepowodzenia zostały szybko zażegnane, żebyście zawsze mieli przy sobie dobrych znajomych, którzy chętnie wam pomogą. Żebyście z łatwością osiągali cele, które sobie postawicie i podejmowali wyzwania stawiane na waszej drodze. No i ogółem: wszystkiego najlepszego z okazji wesołych świąt! <3 A teraz macie moją osobistą kartkę dla każdego. Wiem, że artysta ze mnie marny, ale co tam, liczy się gest :D
No i na zakończenie świąteczny Nialler :)


Czymajcie się, poziomki! ♥

sobota, 15 grudnia 2012

Chapter 17

- Ej... Gdzie jest Harry? - zapytał podejrzliwie Louis. Super, jechaliśmy przecież taksówką, a ten gnojek ma czelność znikać pod samym domem? Akurat kiedy Lou zdążył już przedstawić najgorsze możliwe scenariusze (a ja z Niallem musiałam stać pod drzwiami i wysłuchiwać jego lamentów), z oddali zaczęła zbliżać się jakaś ciemna postać. Gdy owy osobnik podszedł bliżej, zrozpaczony Louis rzucił się na niego i nie chciał puścić.
 - Raany, buta wiązałem, a wy nawet nie słyszeliście, jak was prosiłem, żebyście poczekali. - powiedział urażony Harry. Nie przypominam sobie, żeby on mówił coś podczas naszej krótkiej drogi od taksówki do drzwi, ale niech mu będzie. Weszłam do domu jak najszybciej, bo może i było lato, ale wieczory w Londynie były naprawdę chłodne. Oznajmiłam chłopakom, że idę spać (Zayna i Liama jeszcze nie było, nawet nie chcę wiedzieć, gdzie się szlajają), ale wcześniej poszłam jeszcze do kuchni, by zrobić obiecane kanapki Niallowi. Oczywiście moja wizja z London Eye powróciła i poczułam się jak ostatnia idiotka.

Rano, zamiast budzika, usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Która miernota ma czelność dzwonić do mnie tak wcześnie rano? Popatrzyłam na ekran: Maddie. Czy ta dziewczyna nie zna pojęcia snu?
 - Taaak? - elokwentne powitanie, Wiktorio.
 - Witaj moja ulubiona przyjaciółko!
 - Stało się coś? - jeżeli powie mi, że chce porozmawiać o jakichś błahych sprawach, to ją zamorduję.
 - Oczywiście, że się stało! Dzisiaj o 6. rano opublikowano oficjalne i OSTATECZNE listy przyjętych na studia w całym mieście! - to mnie od razu ożywiło. Chciałam wstać, ale zaplątałam się w kołdrę i wylądowałam z impetem na podłodze. Szybko się pozbierałam i pobiegłam do jedynego wolnego komputera, który był w salonie. Maddison nawijała mi do słuchawki przez cały ten czas.
 - ...więc wychodzi na to, że za parę lat, kiedy skończę studia, będę najbardziej rozchwytywaną projektantką i dekoratorką wnętrz w całym Londynie! A może i na świecie... - słuchałam jej jednym uchem, cały czas próbując uruchomić system i sprawdzić e-mail. Wreszcie się udało. W skrzynce pocztowej, wśród dużej ilości spamu, znajdował się jeden list z nazwą uczelni.
 - No i co? - ponaglała mnie przyjaciółka.
 - Chwila, czytam... - mruknęłam.
 - Czytaj na głos, bo nie wytrzymam! - ale się dziewczyna podekscytowała.
 - Uprzejmie informujemy, bla, bla, bla... O Matko! Maddie, przyjęli mnie! - obie zaczęłyśmy piszczeć (to było silniejsze ode mnie). Dopiero po chwili zorientowałam się, że mogę obudzić chłopaków, więc się zamknęłam. Kiedy trochę ochłonęłyśmy, Maddison znowu się odezwała.
 - Słuchaj... Muszę ci coś powiedzieć, bo nie wytrzymam. Ale nie przez telefon. Spotkamy się dzisiaj?
 - Pewnie; gdzie i kiedy?
 - Mogę wpaść do was o 12.? - zaproponowała. Wiedziałam, że będzie chciała tu przyjść, ale nie przeszkadzało mi to.
 - Okej, to do zobaczenia. - pożegnała się i przerwała połączenie. Czyli wychodzi na to, że dostałam się na studia. Będę mogła doskonalić swoją pasję, jaką jest fotografowanie. Jednak marzenia naprawdę się spełniają. Cóż... Może nie do końca. Ale przecież nikt nie mówił, że ten staż we Włoszech miał się udać. A gdyby nie ten "malutki" przekręt, to nigdy nie poznałabym Maddie i chłopaków. Nie poznałabym Nialla... Miałam o tym nie myśleć! Poszłam do kuchni i zaczęłam robić śniadanie. Muszę ogarnąć myśli, bo mogę zacząć nieświadomie wypowiadać je na głos, a wtedy będę ugotowana.
 - U, co dzisiaj jemy? - cześć, Harry, u mnie wszystko dobrze, fajnie mi się spało, dzięki, że pytasz, dostałam się na studia, widzę, że się cieszysz. A, nie, ciebie obchodzi tylko twoje żarcie.
 - Jedzenie. - chłopak zaczął się śmiać.
 - Jakaś ty zabawna od rana. A na serio, to co dla nas przygotowałaś, kochana?
 - Jak skończę, to się dowiesz, a teraz cierpliwie czekaj i nie przeszkadzaj.
 - Pomóc ci w czymś? - zaproponował. No tu mnie zaskoczył, plus dla niego. Kazałam mu nakryć do stołu.
 - Pamiętasz o ślubie mojej siostry, który jest za nieco ponad tydzień i ty na niego też idziesz, prawda? - odezwał się po chwili. Kurczę, na śmierć zapomniałam. W tym czasie do kuchni przyszli pozostali. Kiedy powiedziałam Harry'emu, że nie mam sukienki (nigdy nie miałam żadnej sukienki, bo ich nie znoszę), Liam zaproponował, że jego dziewczyna może mi pomóc, nawet dzisiaj. Dodajmy do tego Maddie... Myślę, że dzisiaj szykuje się nam duży szoping.
 - W końcu Dan też musi kupić sobie kieckę. - dodał po chwili. Wychodzi na to, że Liam idzie z Danielle, Zayn z "kimś specjalnym" (to pewnie z nią tyle ostatnio sms-ował), a Lou stwierdził, że idzie z Harrym. Taak... Szybko zmieniłam temat. Jeszcze zmusiliby Nialla, żeby szedł ze mną, a może on tego nie chce? Jak będzie chciał, to sam to zaproponuje. Mam nadzieję.

Dziewczyny zjawiły się punktualnie o 12. Trochę wahałam się, bo chłopaki znowu wcisnęli mi swoją kartę kredytową. A to mi o czymś przypomniało. Kiedy byłyśmy już w drodze do centrum (tym razem jechałyśmy samochodem Danielle), zaczęłam rozmowę z Maddie.
 - Gdzie zamierzasz mieszkać? - zapytałam, mając na myśli jej studenckie życie.
 - Rodzice powiedzieli, że mogę wynająć małe mieszkanie, jeśli sama na nie zarobię. Taki mam zamiar, ale przydałaby mi się jakaś współlokatorka. - wyszczerzyłam się do niej, a ona natychmiast załapała.
 - Vicky, chciałabyś? - zapytała dla pewności.
 - No pewnie!
 - Teraz tylko powiedz to chłopakom... - odezwała się Danielle, zatrzymując auto na parkingu. No tak. To mam "mały" problem...
___________
Hejoł.
Ja pisze jednoparty? Serio? Oh, wow. A na serio, będzie coś ze mnie i mojego pisania, czy powinnam zostawić przygodę z literaturą daleko i zająć się czymś innym?

Taaak, dzięki za komentarze. 36 obserwatorów, a tutaj nawet 10 opinii nie ma. Echhhh. Mówi się trudno.
A tak. Rozdział jest dla... *werble* Tiny! <3

Wiecie, że Wiki-Miki założyła sobie Tłitera? Szajbuska. Ale sama Wam o tym opowie. A co do tego TT, to osoba, która go będzie prowadzić, nie chce się ujawnić. Niech jej będzie. Oddaję jej głos.

Hej, więc jestem Wiki. Pewnie się domyśliliście, ale chciałam się oficjalnie przedstawić. Na twitterze mam zamiar pisać coś od siebie, może jakieś ciekawostki z życia "przed Londynem". Z chęcią odpowiadam na pytania odnośnie mnie lub może TheSimpsonizer? Pewnie mnie za to zabije, bo tego nie było w umowie, ale cóż, jej problem. Aha. Może na pewno dodam trochę spojlerów do opowiadania. To jak? Follow me -> @Glitter__Moon. <-Papa!


next: jakoś po świętach

czwartek, 6 grudnia 2012

"Meet&Greet" - ONE-SHOT

16. rozdział został dodany 2.12 (niedziela), szukajcie w archiwum.
btw, nikogo nie obrażam, wszystko na potrzeby tekstu.
________
- Mam dla ciebie urodzinową niespodziankę! - krzyknęła moja przyjaciółka, kiedy tylko przekroczyła próg mojego pokoju.

 - Co to takiego? - zapytałam z entuzjazmem. Urodziny miałam jutro, ale to nie znaczy, że pogardzę prezentem, który otrzymam dzień wcześniej.
 - Coś, co bardzo ci się spodoba... - Tak! Tylko żeby to nie był jakiś kubek, bo zabiję. Kubków to ja mam już... po dziurki w nosie.
 - 2 bilety na jutrzejszy koncert w Londynie! - oznajmiła i zaczęła wyciągać jakąś kopertę z torebki. Pozostało pytanie: czyj to koncert? Skoro obie miałyśmy n niego iść (innej opcji nie widzę), a ona tak się tym jara... O NIE.
 - Juls, przecież my słuchamy całkiem innej muzyki. Czyj to koncert? - zapytałam podejrzliwie.
 - Uhm... One Direction... - już miałam coś powiedzieć, ale nie dała mi dojść do głosu. - Meg, nie udawaj, że ich nie lubisz. Widziałam ich piosenki w twoim telefonie. W dodatku bilety są już kupione. Mam nawet wejściówki dla VIP-ów... - przewróciłam oczami. Miałam ich JEDNĄ piosenkę, w dodatku cover, więc już nic nie rozumiem. Z uwagi na Julię, nie mówiłam na nich nic złego, bo ona ich ubóstwia, ale gdybym mogła, to miałabym wiele do powiedzenia.
 - No proszę, zrób to dla mnie... - zaczęła mnie prosić. Dobra, wiem, że to jej wielkie marzenie, żeby zobaczyć piątkę tych oszołomów, więc zgoda.
 - Ostatni raz tak się dla ciebie poświęcam. - rzuciła się na mnie i zaczęła przytulać. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle.

***
Następnego dnia, 15:30, Londyn

Koncert miał zacząć się za godzinę, a my stałyśmy w korku. Całe szczęście, że już nie siedziałyśmy w pociągu. Miałyśmy 5 godzin jazdy za sobą, więc londyńska taksówka to nic.

Przed wejściem było mnóstwo dziewczyn z plakatami i kolorowymi koszulkami. Doprawdy, to żałosne. Nie pasuję to z moimi czarnymi ubraniami, glanami i mocnym makijażem. Specjalnie się tak ubrałam, żeby żadnemu z tych słitaśnych chłopaczków nie przyszło do głowy się do mnie odezwać. Przedarłyśmy się przez tłum, aż pod samą scenę. Po jakimś czasie koncert się zaczął. Było głośno i duszno, te wariatki darły się jak opętane i ciągle na mnie napierały. Wiele z nich nawet płakało. No to to nie jest normalne. Do tego jeszcze oni... Ubrani w rurki i urocze koszulki, z tymi swoimi nażelowanymi fryzurami. I to mają być faceci? A to ich zawodzenie, błędnie nazywane śpiewaniem, to już w ogóle jakiś żart.

Skończyli po 3 godzinach. Widziałam, że od czasu do czasu się na mnie patrzyli. Ta, ciekawe, co mogli myśleć? Przyszła taka z mordem w oczach, ma miejsce w VIPach, a bardziej interesuje ją jej telefon. Najgorsze jest to, że jeszcze muszę iść za kulisy, bo Julia nie da mi żyć. Zaciągnęła mnie do jakiegoś pomieszczenia i ustawiłyśmy się w kolejce. Fajnie wchodzę w dorosłość, 18 lat, a ja czekam na autograf od jakże cudownych gwiazdeczek. Wreszcie nadeszła nasze kolej. Super, aż zgubiłam buty z tej radości. Podeszłyśmy do stołu, gdzie siedzieli ci debile. Z bliska byli jeszcze brzydsi niż na zdjęciach, którymi bombardowała mnie Juls. Tylko wziąć maczugę, walnąć ich w te ryje, a potem wrzucić do studni. Wyciągnęłam kartkę na autografy. W końcu będę mogła je sprzedać, kasa zawsze się przyda.
 - Hej, co tam? - rzucił Liam (przeklinam się za to, że znam ich imiona), podpisując się.
 - Będzie lepiej, kiedy stąd wyjdę. - odpowiedziałam chłodnym tonem, a on się zaśmiał, myśląc, że to żart. Kretyn. Przesunęłam się w bok. Farbowana Barbie, łuhuh.
 - Widziałem cię ze sceny... Nie bawiłaś dobrze na naszym koncercie?
 - Nie, no co ty, zdawało ci się. - odetchnęła z ulgą, a wtedy ja dodałam - Bawiłam się FATALNIE. - uśmiech zszedł mu z twarzy i popatrzył na mnie podejrzliwie, ale ja podchodziłam już do tego turka- Zayna.
 - Nie lubisz nas. - powiedział tylko, ale dał mi swój autograf.
 - Jesteś mądrzejszy niż na to wyglądasz. - uśmiechnęłam się sztucznie i odeszłam. Teraz Louis.
 - Co robiłaś na tym koncercie, skoro nas nie lubisz? - zapytał.
 - Pisałam SMS-y?
 - Nie, chodzi mi o to: po co tu przyszłaś? - czyżby się zirytował? Nie moja wina, że nie umie precyzować pytań.
 - Obchodzę swoją osiemnastkę.
 - Ooo, wszystkiego najlepszego! - wstał mi mnie przytulił. Zesztywniałam.
 - Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Dotykaj. - powiedziałam, na co on natychmiast mnie puścił. Teraz został mi już tylko mój ulubieniec - Haaarry. Jego najbardziej nie lubię. Wziął ode mnie kartkę, "przypadkowo" dotykając przy tym moją dłoń. Popatrzył na mnie "zalotnie" (czyli jakby usiadł na kaktusie) i wyszczerzył się. Miałam ochotę dać mu w ryj.
 - Twój tata musi być złodziejem. - uniosłam tylko brwi. - Bo ukradł wszystkie gwiazdy i zamknął je w twoich oczach. - o błagam.
 - A twój tata musi być piekarzem. - zaczęłam.
 - Czemu..? - zapytał ostrożnie, oddając mi kartkę.
 - Bo upiekł takiego suchara. - trafiony- zatopiony! Zostawiłam go z osłupiałą miną i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Fajne urodziny, nie ma co.
______
Macie prezencik na Mikołajki, hoł hoł hoł.

Pozdrawiam osoby, które zaznaczyły, żebym nie dodawała jednoparta. Upsik, dodałam. Co teraz?
Taaaa... Pewnie i tak będzie mało komentarzy, bo po co odwdzięczać się Ivy za to, że się motywuje i dodaje to dla Was. Jakoś to przeżyję.

A normalnych notek na blogu nie będę dodawać częściej, bo nie mam czasu. Albo wybaczycie i będziecie czekać, albo żegnam, nikt nie zmusza Was do czytania.
+ macie focie, czujcie magię świąt.


PS. Sorry, że jestem taka marudna i chamska, ale jestem chora po raz milionowy w tym roku szkolnym i jeszcze szkoła mnie ostatecznie dobija i.. wgl. Co Wam się będę żalić.

niedziela, 2 grudnia 2012

Chapter 16

Miasto było ogromne i piękne, mimo że zachmurzone. Do tego głośne. Wszyscy się gdzieś spieszyli, na ulicach było pełno samochodów, taksówek i czerwonych autobusów. Wokół nas pełno sklepów i sklepików (i restauracji - Niall od razu zaczął nas namawiać do wejścia do którejś z nich). Liam robił za przewodnika. Trochę kiepsko mu to szło, bo ciągle musiał się powtarzać, gdyż mój angielski był jeszcze trochę ograniczony (wolno się uczę), a on mówił strasznie szybko (to jest jedyny powód. Nie ma znaczenia, że Niall szedł obok i strasznie głośno rozmawiał z resztą. Właśnie. To wszystko jego wina, on mnie rozpraszał.). Mój "przewodnik" ze stoickim spokojem mówił kilka razy to samo, za co byłam mu wdzięczna, bo chciałam poznać miasto. Później do pokazywania różnych miejsc włączyli się pozostali. Zawędrowaliśmy najpierw pod pałac Buckingham. Na żywo jest jeszcze ładniejszy niż na zdjęciach. Jednak to nie on był główną atrakcją, tylko gwardziści. Louis i Niall postanowili sprawdzić, czy uda im się ich rozśmieszyć. Robili najgłupsze rzeczy, jakie przyszły im do głowy; Niall opowiadał dowcipy, jednak tamci ani drgnęli. W końcu Lou znowu założył maskę konia, wylądował na 4 "łapach" i kazał Niallowi usiąść sobie na grzbiecie. Następnie zaczął prychać i wydawać dźwięki, które nawet nie były bliskie koniom (np. muczenie krowy), a Nialler krzyczał na cały głos "Siedzę na koniu!". Po paru minutach tego przedstawienia, "koń" stracił siłę i runęli na chodnik. Strażnicy tylko popatrzyli na nich z litością (zawsze to jakieś emocje). Musieli odpuścić, bo jeszcze ktoś zadzwoniłby po ludzi z psychiatryka i skończyłaby się zabawa.

Odwiedziliśmy jakieś muzeum, które według Liama było "niezwykle interesujące", ale chyba tylko on tak sądził.  Następny cel: Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud (nie wiedziałam, że muzea wliczają się w "zwiedzania MIASTA", no ale dobre i to). Zrobiliśmy sobie zdjęcia ze wszystkimi osobistościami i gwiazdami show-biznesu, sportowcami i bohaterami kreskówek. Niall uparł się, żeby najwięcej fotek zrobić Justinowi Bieberowi i Barack'owi Obamie, natomiast Liam chciał szczególne zdjęcia z figurkami z Toy Story. Reszta nie miała specjalnych wymagań, w tym czasie kręcili się wśród woskowych podobizn kobiet, dziewczyn i wszystkich innych samic i sprawdzali "jakość wykonania". Po zmacaniu wszystkich postaci, zaczęli chować się wśród figur, a kiedy ktoś przechodził, wyskakiwali wydając z siebie dziwne dźwięki. Spędziliśmy w tym muzeum ponad 2 godziny, więc po wyjściu Niall zażądał (chłopak strasznie dużo chce), by teraz pójść coś zjeść. Liam oznajmił, że musi iść do Danielle (niczym ten Romeo na rączym rumaku, ale przecież nikt nie stanie na przeszkodzie prawdziwej miłości), więc zostaliśmy w piątkę. Wszyscy szliśmy za Horanem, który prowadził nas w tylko sobie znanym kierunku (mam nadzieję, że znał drogę, a nie szedł, próbując wywęszyć jakąś knajpę). W pewnym momencie Zayn zaliczył bliskie spotkanie z latarnią (tak to jest, jak się ciągle patrzy w telefon).
 - Oh, przepraszam panią. - powiedział nieprzytomny, rozejrzał się wokół, po czym z wielkim uśmiechem zaczął wykonywać jakiś taniec- połamaniec. Musiał walnąć w słup bardzo mocno. Kiedy już opadły mu emocje, zmienił wyraz twarzy.
 - Ja... tego, no, muszę iść. - powiedział i już go nie było. Nasza grupka coraz bardziej się wykrusza. Jeszcze wyjdzie na to, że nim dojdziemy do tej restauracji, zostanę sama z Niallem, a to by oznaczało... totalną kompromitację w moim wykonaniu. Jeżeli Louis albo Harry nas teraz opuszczą, to osobiście ogolę im głowy i narysuję wąsy milorda niezmywalnym markerem.

Mimo moich obaw dotarliśmy w całości do.. Milkshake City. No tak, po co nam wartościowe posiłki, wpychajmy w siebie same fast foody. Weszliśmy do środka. Różowe ściany, stoliki i krzesła. Na ścianach krowie portrety (Krowa Lisa, Krowa z łasiczką, itd.). Sceneria jak z jakiegoś japońskiego horroru. Chyba tylko ja czułam się tutaj nieswojo, bo chłopcy nawet się nie rozglądnęli (Harry się rozglądał, ale za kelnerkami w krowich uniformach). Nasze zamówienie zostało zrealizowane w ekspresowym tempie, więc nie musiałam dłużej patrzeć na ponure spojrzenia krów ze zdjęć (nadal czułam ich wzrok na sobie, to mućki- mordercy, mogę się założyć). Kiedy skończyliśmy nasze niezwykle pożywne jedzenie, czekaliśmy jeszcze chwilę (albo dwie) na Nialla, a później poszliśmy w kilka innych miejsc do zwiedzenia, aż w końcu zaczęło robić się ciemno.
- To teraz czas na ostatnią atrakcję, a później wracamy do domu. - oznajmił Louis i teraz to on prowadził, tylko nie chciał powiedzieć gdzie. Po 20 minutach drogi stanęliśmy w kolejce do London Eye.
 - Chyba żartujecie. Ja do tego nie wejdę, mam lęk wysokości! - powiedziałam z przestrachem, jednak nikt mnie nie słuchał. Nie było duzo ludzi (bo jak to mówię: głupi ma zawsze szczęście, ale nie żeby coś), więc po chwili nadeszła nasze kolej. Niall wszedł pierwszy, za nim ja... i to tyle.
 - Ej, a wy? - skierowałam pytanie do Lou i Hazzy.
 - Tylko 2 osoby, skarbie. - odezwał się Harry.
 - Co? Niby jak 2 osoby, skoro w poprzednim zmieściło się co najmniej 7?
 - Dwie osoby i bez dyskusji. Paa! - pomachali nam, kiedy drzwi wagonika się zamknęły. Widziałam jeszcze, jak przybili sobie piątkę. Ja im dam! Podłe karykatury. Niech no ja się dowiem, czyj to był pomysł. Zostawić mnie samą, razem z moim niewyparzonym językiem i Niallem. Brawo.

Kiedy znaleźliśmy się już na dosyć dużej wysokości, mocniej ścisnęłam poręcz i przymknęłam oczy.
 - Hej, spokojnie, wygniesz metal. - odezwał się wreszcie blondyn.
 - Taki mam zamiar. Widzisz jak wysoko jesteśmy?!- Gratulacje. Oczywiście, że on nie widzi wysokości, bo jest ślepym idiotą. Na szczęście uznał to za żart, ale i tak, jakbym mogła, to zamknęłabym sobie buzię własnym trampkiem. To się nie może udać. Chłopak starał się prowadzić jakąś rozmowę, ale ja tylko potakiwałam lub mówiłam pojedyncze wyrazy, żeby nie palnąć jakiejś głupoty, po raz kolejny.
Po chwili chłopak podszedł bliżej, złapał mnie za rękę i popatrzył mi głęboko w oczy.
 - Wiesz... Odkąd tylko cię zobaczyłem po raz pierwszy, wiedziałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Może to głupio zabrzmi, ale czy chciałabyś już zawsze być ze mną razem i żyć w krainie niebieskich jednorożców i tęczy? - Oh. OH WOW.
 - Tak, oczywiście, że tak! - prawie wykrzyczałam mu to w twarz.
 - To super, bo jestem już głodny. - Chwila, co?
 - Hę? Możesz powtórzyć pytanie?
 - Pytałem, czy mogę liczyć na jakąś kolację. - powtórzył, dziwnie mi się przyglądając.
 - Ah. Spoko, nie ma problemu. - mało się nie rozpłakałam, kiedy zauważyłam, że on wcale nie stał koło mnie, tylko po drugiej stronie wagonika i patrzył za okno. Jestem. Totalnym. Zerem. Odwróciłam się do szyby i nawet nie odczułam zawrotów głowy. Czekałam tylko, aż znajdziemy się w domu.

Kiedy London Eye wreszcie zrobiło pełne okrążenie, wreszcie mogliśmy wyjść. Starałam się stwarzać pozory normalności, jakby moja wyobraźnia przed chwilą wcale nie zrobiła sobie ze mnie okrutnie sadystycznego żartu. Czekaliśmy chwilę na Lou i Harry'ego, którzy wysiedli dumni z siebie jak pawie. Zignorowałam ich. Do domu wróciliśmy taksówką (dla "bezpieczeństwa", ale ja wiem, że oni się po prostu boją ciemności). Pod drzwiami była jakaś podejrzana cisza.
 - Ej... Gdzie jest Harry?
____________
Siema.
Po prawej macie ankietę, głosujcie, bo jak nie będzie 8 głosów na jakiś jednopart, to nic nie dodam, mwahah xD
No, wydało się, Ivy pisze one-shoty. Trolol.
Ahh, ale was zrobiłam w jajo, Nialler wcale nie wyznał tej paranoiczce miłości :D
Sorry za błędy, jeśli chodzi o praktykę, totalnie nie znam Londynu i nie wiem, co gdzie leży i w jakiej odległości.
Dzięki za komentarze:D
Jak widzicie.. HARRY ZNIKNĄŁ. To peeeeech... Nie ma już dla niego ratunku, KAPUTT. xD

Pozdrawiam, ściskam i wgl kocham was xxxx

TUTAJ OD PARU ODCINKÓW PISZĘ, KIEDY BĘDZIE NEXT, WIĘC NIE ZADAWAĆ TAKICH PYTAŃ! ♥

next: 15-16.12 + 6.12 one-shot mejbi.

sobota, 17 listopada 2012

Chapter 15

O 8:30 skończyliśmy oglądać wszystkie 3 części tej genialnej bajki. Oczywiście żadne z nas nie zasnęło, ciągle mówiliśmy na przemian dialogi. Jeszcze z nikim tak dobrze mi się nie oglądało żadnego filmu. Niall mało się nie popłakał na fragmencie, gdzie Mufasa umiera. Jeśli to nie jest przeznaczenie, to może mnie zabić jednorożec. Szkoda tylko, że Niall o tym nie wie (o przeznaczeniu, nie o jednorożcu). Wyłączyłam odtwarzacz i ruszyłam do kuchni zrobić chłopakom śniadanie. Niall natomiast poszedł ich wszystkich pobudzić (stanął przy schodach i krzyknął, że jeśli kogoś nie będzie na dole za 10 minut, to zrobi najgorszą rzecz jaką tylko można). Kiedy wszystko było już na stole,  stwierdziliśmy z Niallem, że nie będziemy czekać na resztę. Dzięki temu zjemy naleśniki w spokoju. 
Skończyłam jeść, a ich nadal nie było. Nie pojawili się, nawet kiedy Niall skończył jeść. Dochodziła już 9:30, więc jeśli nie chcą się spóźnić, to powinni już dawno tu być. Niall postanowił dotrzymać obietnicy i poszedł obudzić kolegów. Tym razem ja się do tego nie brałam, bo znowu bym kogoś wkurzyła i mogłoby się to gorzej skończyć niż ostatnio (Harry mnie gonił i nie wiem, co by mi zrobił, gdyby nie Niall). Dlatego też czekałam cierpliwie na dole. Z góry słychać było już krzyki i groźby. Po chwili blondyn zbiegł na dół, a za nim pozostała czwórka. Byli cali mokrzy. Aleś się wysilił, Horan, Ja wymyśliłam czołg, a on wziął zwykłe wiadro z wodą? Kto tu jest mało kreatywny? Wkurzeni chłopcy zaczęli jeść śniadanie. Oczywiście robili to wszystko w podwojonym tempie, jednak na nic to się nie zdało, gdyż z domu wyjechali grubo po 10. Było do przewidzenia, że się spóźnią.

Z braku innego zajęcia zaczęłam sprzątać, jednak przed śmiercią na monotonię wybawiła mnie Maddie. Zadzwoniła do mnie i oświadczyła, że będzie za 5 min.
Nie robiłyśmy nic konkretnego, rozmawiałyśmy, wygłupiałyśmy się, oglądałyśmy telewizję... "Mimochodem" zapytałam ją, co się stało, kiedy Zayn ją odprowadził, bo przecież nie wrócił wtedy z wyszczerzem bez powodu. Jednak moja koleżanka powiedziała, że nie ma pojęcia, czemu był w takim nastroju, bo przecież nic się nie wydarzyło (ale widziałam po jej minie, że schlebiło jej to, że Malik był wesoły po tym spacerku). Zrobiłyśmy jeszcze razem obiad, po czym Maddison musiała iść (z ogromnym żalem - myślałam, że się rozpłacze), bo znalazła sobie dorywczą pracę, jako opiekunka do dzieci i zaczynała dyżur po południu. Cóż, podziwiam, ja bym te dzieci pewnie po 30 minutach spaliła na stosie. 


Kiedy chłopcy wrócili, na dworze robiło się już ciemno. Byli zmęczeni i cisi, miałam wątpliwości, czy to na pewno oni. Jednak kiedy rzucili się na jedzenie (dobra, kiedy Niall rzucił się na jedzenie), moje obawy zostały rozwiane.
 - Ciężki dzień? - zapytałam, kiedy wszyscy byli już przy stole.
 - Bywało gorzej. - odpowiedział mi Zayn, a potem jeden przez drugiego zaczęli mi opowiadać o tym, co dzisiaj musieli zrobić i co zniszczyli (lampę, szybę, plastikowy mikrofon i dwa krzesła. Nie wnikam, co się tam działo). Następnie zapowiedzieli, że idą spać, bo chcą mieć siły na jutrzejszy dzień. 
 - A co jest jutro? - oczywiście moja niezawodna pamięć zawsze jest w gotowości (żeby zapominać lub w ogóle nie przyswajać informacji).
 - No jak to co? Pokazujemy ci Londyn! - krzyknął Harry. No tak. Jakże mogłam przeoczyć takie wydarzenie.

Rano standardowo wstałam pierwsza, więc mogłam w spokoju przygotować się psychicznie na dzisiejszy wypad (coś mi mówi, że nie będzie to zwykłe, nudne zwiedzanie). Chłopcy oczywiście mieli lekkie opóźnienie (nie żebyśmy umawiali się na konkretną godzinę, po prostu oni zawsze się spóźniają). Żeby nie rzucać się w oczy, kazali założyć mi czarne okulary (bo to ja jestem gwiazdą z milionem fanek) i bluzę z kapturem. Oni sami chcieli się ubrać na czarno i być jak ninja (wcale by nie zwracali na siebie uwagi), ale wyperswadowałam im ten pomysł. I tak pewnie ktoś ich rozpozna, w końcu chłopcy są dość... charakterystyczni. Wyszliśmy na naszą wycieczkę stosunkowo późno (mieliśmy zacząć rano, a dochodziła 14.). Pojechaliśmy metrem do centrum. Dla mnie to w sumie nic nowego, w Polsce ciągle jeździłam autobusami, ale chłopcy chyba przeżyli traumę. Panował okropny ścisk (atrakcja nr 1- poczuj się jak sardynka w puszce), ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale to pewnie dlatego, że Louis założył na twarz maskę imitującą koński ryj, a Harry ciągle powtarzał, że wszyscy zginiemy i prawie płakał przytulając się do Liama (amator). Postanowiłam udawać, że ich nie znam (prawo dżungli nadal obowiązuje), ale ludzie chyba nie dali się na to nabrać (przez Nialla, który na każdej stacji pytał "Mickey, wysiadamy już?", a kiedy zaprzeczałam, robił oburzoną minę i wyzywał co popadło - najczęściej drzwi i sam pociąg). Jedynie Zayn zachował honor, ponieważ siedział cicho i zawzięcie z kimś sms-ował. Za każdym razem, kiedy jego telefon wydawał dźwięk wiadomości (ćwierkanie ptaków - bardzo męskie), uśmiechał się głupkowato. Wreszcie byliśmy na miejscu, chociaż gdyby nie ja, to chłopcy pojechaliby dalej. Czekając wcześniej na metro, przestudiowałam plan przystanków, bo oni może i mieszkali w Londynie, ale wszędzie jeździli samochodem. Dobrze, że chociaż wiedzieli, że w mieście funkcjonuje metro. Wyszliśmy na powierzchnię i mogliśmy zaczynać. Tak więc moja mała wielka przygoda właśnie się rozpoczęła...
___________
Dobry :D
WOW. Jak chcecie, to potraficie komentować. No coś takiego. Czyli rozumiem, że żeby zdobyć +15 komentarzy muszę kogoś zabić? Spoko, uwielbiam to robić. Co wy na to, żeby w następnym odcinku Harry na serio wpadł pod pociąg? (Żartowałam, zabiję go, jak nie będzie 15 komentów. Podejmujecie wyzwanie? xD)
Ale dzięki za komenty i nowych obserwatorów! :)
Trololol, odcinek byłby wcześniej, gdyby ten pomiot patologii mi nie przeszkadzał. Podziękować dreamsx33 xD
A ja Wam się pochwalę ;D W czerwcu na 99% cisnę na szkolną wycieczkę... do Londynu! Mam zamiar porwać Horana, a dreamsx33 mi pomoże :D Mwahah! Rozwalimy to miasto xD
Wgl to czuję się zaszczycona, że czytają to osoby, które nie są fanami. Kurde, na serio aż tak Wam się to podoba? <3

Dobra, to teraz trochę komercji.
Wbijać tu => historia-malej.pinger.pl, blog Zuzy ♥
I tu, jeśli mało Wam komedii. Serio. => i-hope-it-gives-you-hell.blogspot.com

Aha, zapraszam na mojego Twittera, szerzę patologię, ale co tam. Ja jestem otwarta, szukam przyjaciół, więc każdemu odpisuję ^^ Więc follow me, poziomki! => @_TheSimpsonizer

Adijos.


next: 1-2.12.12

sobota, 3 listopada 2012

Chapter 14

Trochę to smutne, że tak mało osób zastosowało się do mojej prośby o komentarze. Sądziłam, że mam więcej czytelników, no ale cóż... Enjoy.
_______
Rano, kiedy się obudziłam, było już dosyć późno. Z cichą nadzieję, że chłopcy jeszcze śpią, zeszłam na dół. Niestety, wszyscy byli już w salonie, jednak siedzieli w głuchej ciszy i patrzyli na siebie nawzajem z poważnym wyrazem twarzy. Coś przegapiłam?
 - Czeeść... - przywitałam się niepewnie, stając w drzwiach. Rozejrzałam się. Kogoś brakowało.
 - Gdzie Harry?
 - Też chcielibyśmy wiedzieć. - odpowiedział mi Zayn. Popatrzyłam pytająco na resztę.
 - Zniknął. Rano go nigdzie nie było, ale wszystkie jego rzeczy zostały. Nawet telefon! - powiedział Liam grobowym tonem. Czemu się tak martwią? Może chłopak chciał spróbować porannego joggingu, albo poszedł do sklepu po bułki?  Cóż, chyba tylko ja nie rozumiem powagi sytuacji, jednak żeby się nie skompromitować, przybrałam zatroskany wyraz twarzy.
 - Jejku, więc co się mogło stać? - rzuciłam pytanie w próżnię. Mało się przy tym nie roześmiałam. Już dawno wiedziałam, że jestem marną aktorką. Nikt mi jednak nie udzielił odpowiedzi; wszyscy byli pogrążeni we własnych myślach. Chwilę później ktoś zadzwonił do drzwi. Chłopcy zerwali się, by je otworzyć, przez co stratowali mnie w przejściu. Teraz będę mieć pełno siniaków i będę wyglądać jak biedronka. Poszłam za nimi, żeby zobaczyć, kim jest nasz gość. Liczyłam, że zastanę scenkę łzawego powitania z Harry'm, który postanowił jednak wrócić (i ma te bułki, bo wtedy nie będę musiała iść do sklepu). Niestety to nie był on. Nie było nikogo, tylko jakiś liścik pod samymi drzwiami. Czyżby ktoś tu miał cichego wielbiciela?
 - Niall, podnieś to. - poprosił Louis.
 - Nie, ty podnieś. - Niall popatrzył na Zayna błagalnym wzrokiem.
 - Ja tego nie dotknę, niech Liam to zrobi. - i spojrzenia wszystkich skierowały się na Liama. Przepchnęłam się między nimi.
 - Ja to zrobię, tchórze. Mogę wam to też przeczytać, jeśli tak bardzo boicie się jednego listu. - Weszliśmy do domu i skierowaliśmy z powrotem do salonu. Rozpakowałam kopertę i wyciągnęłam pojedynczą kartkę. Litery nie były pisane ręcznie, tylko powycinane z różnych gazet i poprzyklejane. Ktoś ma wyobraźnię. Zaczęłam czytać.
 - Najukochańsze One Direction. - milusi wstęp, tylko rzygnąć tęczą. - Nie martwcie się o swojego kolegę, ponieważ my się nim zaopiekowaliśmy. Wieczorem do was wróci. Iks o, iks o. - zakończyłam. Teraz pytanie: co to może znaczyć? Czyżby Harry wreszcie znalazł sobie jakichś znajomych? Niemożliwe staje się możliwe. Popatrzyłam na resztę; mieli sceptyczne miny, jakby ten uroczy list ich nie przekonał, że z ich kumplem wszystko w porządku. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam robić różne rzeczy w domu.
Wieczorem usłyszeliśmy serię dzwonków do drzwi. Tym razem to ja otworzyłam (prześcignęłam wszystkich, żądam pucharu!).
 - Polecony. - oznajmił gostek w czerwonej czapce i poprosił mnie o autograf (kazał potwierdzić odbiór, ale ja żyje marzeniami), po czym wrócił do swojego firmowego busa. Paczka była duża - sięgała mi do bioder - i ciężka. Chłopcy stwierdzili, że jej nie uniosą, więc ją potoczyli (kwadratowe pudło, no brawo). W salonie zaczęli ją otwierać, mimo że wieczko było z boku. Stwierdzili, że to nie problem, bo niby co może stamtąd wysypać? Tak więc wzięli ogromny nóż (ale chyba tylko ja poczułam się zagrożona) i powoli zaczęli rozpakowywać przesyłkę. Następnie otworzyli karton. W środku było... drugie pudełko, podpisane: WRÓCIŁ. Je również otworzyli. Gapiliśmy się w otępieniu na zawartość. Malik nie wytrzymał i puścił pawia za kanapę. Reszta nie była zdolna do jakiegokolwiek ruchu. W kartonie... były zwłoki. Rozczłonkowane zwłoki. Widać było wyraźnie kędzierzawą czuprynę i długie palce u rąk. Harry. W pewnym momencie z pudła wypadła jakaś mała biała kulka, wylądowała z plaskiem na podłodze i zaczęła się powoli toczyć w stronę moich butów, zostawiając za sobą mokry ślad. Chwila, czy to jest oko? Przyjrzałam się uważniej: tak, to definitywnie było oko, z zieloną tęczówką i rozszerzoną (może ze strachu?) źrenicą. Nie wiem czemu, ale ten widok niesamowicie mnie rozbawił. Reszta śledziła w napięciu drogę oka Harry'ego, a ja rechotałam w najlepsze. W pewnym momencie Niall zerwał się z miejsca.
- Słodki ziemniaku, toż to cukierek lodowy w polewie! - i rzucił się na kulkę. Wszyscy jak na komendę krzyknęli przeraźliwe: "NIE!", które zabrzmiało trochę jak okrzyk cheerleaderek na meczu. Jednakże było już za późno- Niall żuł już w najlepsze swojego "cukierka". Zayn ponownie wypuścił na wolność zawartość swojego żołądka. Louis położył się na podłodze i płakał, wymachując pięściami, a Liam dopingował Nialla, krzycząc ciągle: "Żryj, Horan!". Natomiast ja zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej. Śmiałam się i śmiałam i śmiałam...

Otworzyłam oczy i usiadłam wyprostowana na łóżku. Spojrzałam na zegarek: czwarta rano. Rozejrzałam się wokół siebie, po czym opadłam bezwładnie na poduszki.
 - To tylko sen... Tylko sen... - powtarzałam te słowa niczym zaklęcie, ale wcale nie pomagały uspokoić galopującego tętna. Już nigdy więcej nie zjem rewelacji kulinarnych Harry'ego, zwłaszcza na wieczór. Wcisnął mi pomidory w czekoladzie po raz ostatni. Cóż, przynajmniej się na nim zemściłam w pewien sposób. Stwierdziłam, że już nie zasnę, więc postanowiłam wykorzystać chwile spokoju i obejrzeć jakiś film. Zrobiłam sobie herbatę i zaczęłam przeszukiwać płyty. Tyle ciekawych filmów, a tak mało czasu...
 - Czemu nie śpisz? - podrzuciłam w górę trzymane płyty, kiedy usłyszałam to pytanie. Puls ponownie mi przyspieszył (i płyty wylądowały na mojej głowie...). Mówiłam, że przez niego kiedyś dostanę zawału. Jednak Niall zdawał się tego nie widzieć. Podszedł bliżej. Starałam się wyrzucić z głowy scenę, kiedy konsumuje Stylesowe oko.
 - Mogłabym zapytać o to samo ciebie. - odparłam. Mam nadzieję, że nie usłyszał, jak bardzo drży mi głos. Wybrałam film animowany, który widziałam tysiące razy. Niall nie odpowiedział mi na pytanie, ale zaoferował się, że potowarzyszy mi w trakcie seansu. Odpaliłam odtwarzacz i usiadłam na kanapie, na której on już siedział. Rozbrzmiała piosenka na wstęp.
 - Król lew? - zapytał, na co ja przytaknęłam. - Super, uwielbiam to! - oznajmił rozentuzjazmowany i rozsiadł się wygodniej. Niall... gdzieś ty był całe moje życie?!
_________
Yoł!
KOCHAM ten odcinek. Mam nadzieję, że Wam też się podoba ;D. Taki trochę Halloweenowy. Kto się bał? ;> xD Ogólny pomysł podsunęła mi dreamsx33, więc brawa dla niej, poziomki!

Dobra, trochę się zawiodłam.. 9 komentarzy? A 30 obserwatorów + kilka osób, które nie obserwują, ale czytają. DZIĘKI BARDZO 
-.- (ale szczere podziękowania dla komentujących ♥). Nawet nie wiem, czy powinnam publikować teraz ten rozdział, bo jest dzień wcześniej, mimo mojego postanowienia. Ale ja Was tak lubię... ;]
No, ale mówi się trudno. Liczy się jakość, prawda?
Ile komentarzy dla tego odcinka? No proszę Was, zróbcie mi miły prezent na zakończenie długiego weekendu ;c

Rock me, rock me!
Hit the pedal, heavy metal, show me you care!
<= kocham ten fragment xD

Cheers xxx

next: 17-18.11 ;)

niedziela, 21 października 2012

Chapter 13

- Nie zgadniecie, co się stało... - powiedział tylko, po czym zamilkł. W pokoju zapadła pełna napięcia cisza. Co mogło się stać? Harry miał taką minę, jakby nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy załamać.
 - Twoja kotka ma małe kociaki? - zapytał Niall, a oczy mu rozbłysły. Hola, on nie wie, że mimo że małe kociaki są słodkie, to ich się nie je? Ten tylko pokręcił powoli głową i dalej wpatrywał się w przestrzeń.
 - Któraś z twoich byłych jest w ciąży? - wypalił Louis, ale zaraz został zabity wzrokiem przez kolegów. To sprawiło, że Harry wrócił na ziemię.
 - Moja siostra wychodzi za mąż. - oznajmił. - Za 2 tygodnie. Wszyscy jesteśmy zaproszeni. - opadł zrezygnowany na fotel. Tylko czemu jest smutny? Nie ma garnituru, czy jak?
 - Będzie żarcie! - ucieszył się Niall i przybił "piątkę" sam ze sobą.
 - Właściwie to czemu jesteś taki załamany? - zapytałam go. On tylko na mnie popatrzył smutnym wzrokiem.
 - Bo nawet nie znam jej wybranka. A teraz będziemy spędzać ze sobą jeszcze mniej czasu. Aż w końcu Gemma o mnie zapomni...
 - Hazz, znamy twoją siostrę i mogę cię zapewnić, że nadal będziesz dla niej bardzo ważny. - pocieszył go Liam.
 - A póki co możesz cieszyć się jej szczęściem. - dodał Zayn i zrobili zbiorowego miśka. Usunęłam się z salonu, żeby dać im trochę czasu. To przypomniało mi, że w końcu muszę znaleźć tu jakieś mieszkanie. Skierowałam się do kuchni, żeby zagotować wodę na herbatę, a potem trzeba kłaść się spać.
 - Ty też jesteś zaproszona. - podskoczyła na dźwięk głosu Harry'ego (mało nie oblałam się wrzątkiem, dzięki Styles). Skrada się jak ninja, nawet go nie usłyszałam. 
 - Ja? A czemu? Przecież twoja siostra mnie nie zna. - odpowiedziałam zalewając torebkę z herbatą.
 - Więc musi cię poznać! Przecież jesteś już praktycznie częścią naszej rodziny, poza tym nie zniósł bym myśli, że my dobrze się bawimy, a ty nudzisz się sama w domu. - zakończył swój monolog.
 - Sama nie wiem... - przecież tam będą... ludzie!
 - No chodź, bez ciebie nie będzie tak fajnie. Zrób to dla mnie...
 - Dobra. - odpowiedziałam. - Skoro tak bardzo tego chcesz. - trochę w to wątpiłam, przecież jego siostra może nie życzyć sobie obcych na swoim weselu  . Ale w razie czego zwalę całą winę na Harry'ego, który bardzo mnie prosił o obecność (czy to nie podejrzane? Albo mam całkowitą paranoję).

Następnego dnia rano przyszła przesyłka z Polski. Wszystkie moje papiery, które są potrzebne, żeby przyjęto mnie na studia. Do tego list od mamy, w którym pisze, że ma nadzieję, że mój wybór jest słuszny i że będę często dzwonić. Cóż, przynajmniej mi wybaczyła (mam nadzieję). Wykorzystując ciszę (chłopcy pojechali na kolejną próbę, ale tym razem nie dałam się zaciągnąć), zadzwoniłam do rodziców. Było dosyć wcześnie, więc jeszcze nie byli w pracy. Podziękowałam za przesyłkę i wysłuchałam, co mnie ominęło w rodzinnym mieście. W końcu są wakacje. Był jakiś festyn z okazji Dnia Ziemniaka. Ponoć była ostra jazda (słowa mojego taty). Domyślam się, w końcu takie imprezy gromadzą wszystkie mohery z okolic. 

Po południu wrócili chłopcy. Od razu rzucili się na przygotowany wcześniej przeze mnie obiad. Wykorzystałam sytuację, że wszyscy są w jednym miejscu i zabrałam głos.
 - Słuchajcie, chciałabym złożyć papiery na uczelnię, ale nie wiem, gdzie ona jest i... - zaczęłam.
 - Nie znasz Londynu! - bardziej stwierdził niż zapytał Harry.
 - Trzeba to natychmiast zmienić! - Louis już wstawał i chyba chciał wychodzić na wycieczkę pokazową, ale został z powrotem ściągnięty w dół i posadzony na krześle przez Zayna.
 - Przecież obiecaliśmy, ze zrobimy dzisiaj twitcama dla fanów. - przypomniał mu. 
 - W takim razie dzisiaj któryś z nas zawiezie cię na uczelnię, a po jutrze pokażemy ci miasto. - zaplanował Liam. Do zawiezienia jako pierwszy zaoferował się Louis, ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam, godząc się na to. Patrząc na jego stosunek do wszystkiego, to ta podróż może być moją ostatnią...

Zrobiłam porządek po obiedzie i poszłam do salonu po Louisa. Zostawił kolegów w trakcie gry w Fifę. W sumie to Liam, Harry i Zayn grali, Niall siedział na fotelu i majstrował przy gitarze. Podniósł wzrok i zauważył, że się na niego patrzę (gapię jak Gargamel na smerfy). Wyszczerzył się, a ja pewnie spaliłabym buraka, gdyby Louis nie wyciągnął mnie z pokoju. Rzuciłam krótkie pożegnanie reszcie (odpowiedzieli mi "żegnaj") i wyszłam.
 - Czemu tak się tym ekscytujesz? - zapytałam chłopaka, który z radości prawie podskakiwał na siedzeniu.
 - Chłopcy nie pozwalają mi prowadzić, odkąd wpakowałem nasz wóz w pastwisko krów i mućki nie chciały nas wypuścić. - ale nagle dali mu auto. Chcą się mnie pozbyć, czy jak? Teraz pewnie tarzają się ze śmiechu, bo istnieje ryzyko, że nam też może się coś przytrafić. Dojrzałe zachowanie, dlaczego nikt mnie nie ostrzegł?!

Udało nam się w miarę bezpiecznie wrócić do domu (mimo że jechaliśmy pod prąd, prawie potrąciliśmy rowerzystę, dwa razy jechaliśmy za szybko, przez co skasowaliśmy znak z... ograniczeniem prędkości). Moje podanie zostało przyjęte, a to najważniejsze (i przeżyłam!). Kiedy samochód zatrzymał się pod domem, wręcz się z niego wyczołgałam i padłam twarzą na trawę, nie mogąc się ruszyć. To było dla mnie za wiele.
 - Nie przesadzaj, nie było tak źle. - powiedział Louis i wszedł do budynku. Usłyszałam szczęknięcie zamka. Podeszłam, by to sprawdzić. Zamknięte. Spróbowałam otworzyć drzwi, ale usłyszałam tylko czyjś śmiech. Zaczynało robić się ciemno, a on nie wpuści mnie teraz do domu?! Co za marna komedia. Na szczęście ktoś zaczął się o to kłócić z Louisem (oczywiście natychmiast rozpoznałam ten głos), a po chwili mogłam już wejść, dzięki Niallowi. Po raz kolejny mnie wybawia i pojawia się wtedy, gdy go potrzebuję. Mam nadzieję, że to jakiś znak (albo los zrobił sobie ze mnie zabawkę).
_______________
Hola, amigos xD
To tak na szybko. Kto się domyślał, że chodzi o ślub Gemmy? Ale... Wreszcie będą sceny, na które cały czas czekam :D
Okay, rozdział chciałabym zadedykować dwóm wspaniałym czytelniczkom, które uwielbiam (: Amelii Pommeblue i Emmie. Kocham wasze blogi 1, 2 (wszystkie, wybaczcie, że daję po jednym linku) i Was. Mam nadzieję, że to nie problem, że jest podwójny dedyk? Nie wiedziałam, którą mam wybrać jako pierwszą, więc jest razem ♥

Dobra, a teraz tak ogółem... Wiecie, przykro mi, że tak mało osób komentuje...  Ja na serio się poświęcam (bo nie muszę tego publikować. Ja wiem jak to się zakończy i co się będzie działo), a w zamian dostaję kilka opinii. Wiem, wiem, pomyślicie, że jestem pazerna na komenty, ale te osoby, które same piszą, będą wiedziały, o czym mówię. Nawet krótka opinia potrafi dać mi takiego kopa, że powstaje spory kawałek rozdziału. Ale chyba najbardziej boli mnie fakt, że osoby, które komentowały na początku, teraz już chyba przestały czytać mojego bloga... Bo to oznacza, że się pogorszył. Nie zostawiajcie mnie tak, ja jestem otwarta na sugestie i rady, dajcie mi szansę. O nic więcej nie proszę, w końcu nie będę nikogo zmuszać do czytania.
Ze względu na to next pojawi się standardowo za 2 tygodnie (ale może wcześniej, bo jest wolne ^^), ale jeżeli będzie 13 komentarzy. Bo jest 13 rozdział. Tak, tak, Ivy wzięła się za szantażowanie ]:-> Mogę liczyć na jakieś polecenia na Waszych blogach? Jeśli chcecie to piszcie do mnie na Twittera lub gadu, to też polecę Wasze blogi, dla mnie nie problem ;D

Aha! Jeśli macie jakieś pytania to po prawej macie mojego aska. Możecie zadawać pytania bohaterom (tzw. character ask) tylko dopisujcie takie #askvicky (jeśli pytanie ma być do Vicky), #askniall (jeśli do Nialla) itd. czy coś xD

Cheers xxx

PS. Wybaczcie, że tak późno dodałam, ale pisałam wypracowanie na polski i kompletnie zapomniałam o rozdziale... Jeszcze zamieszanie z bierzmowaniem (które miałam w piątek, woho!) (:

sobota, 6 października 2012

Chapter 12

 - Maddison... Poznaj moich współlokatorów...
W tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły. 
 - Mamy żarcie! - wydarł się Niall na wstępie, unosząc do góry reklamówki z Nandos. Następnie weszli pozostali chłopcy. Uważnie obserwowałam reakcje Maddie. Na początku szeroko otworzyła oczy. Później walnęła się z liścia w twarz, a w efekcie końcowym prawie upadła, ale dzięki niebywałemu refleksowi Zayna, udało jej się uniknąć bliskiego spotkania z podłogą. 
 - Czy ona zemdlała? - zapytał jakże inteligentnie Harry. Pokręciłam tylko głową i kazałam Zayn'owi położyć dziewczynę na kanapie. Wszyscy stłoczyli się wokół mojej koleżanki.
 - Wow. Ale tu czysto. - zauważył Liam. - Zdążyłaś to wszystko ogarnąć?
 - Jak widać.- odparłam tylko. Wolałabym nie wracać do tematu ich wczorajszej popijawy (bo to była popijawa, a nie żaden podstęp, na szczęście), ze względu na to, co się z tym wiązało. Pewnie któryś zapytałby mnie, jak znaleźli się w swoich pokojach (jeżeli Louis jeszcze im nie powiedział), a później (znając moje skłonności do słowotoków) wspomniałabym mimochodem o tym, że Niall mnie przygniótł (a potem z rozpędu przedstawiłabym im swoje przemyślenia na ten temat). A tego nie chcę.
 - Ej, cicho, budzi się! - krzyknął Zayn i kazał wszystkim wyjść. Oh, jakiś ty opiekuńczy, Malik. Zostałam z Maddie w salonie, ale wiedziałam, ze reszta stoi za drzwiami i podsłuchuje.
 - Czemu ja tu leżę? - zapytała podejrzliwie.
 - No więc, tak jakby... - zaczęłam, ale mi przerwała.
 - Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że byłam w twoim domu, a po chwili wparowało całe One Direction i...
 - To nie był sen. - tym razem to ja się wtrąciłam.
 - Serio? To niby gdzie są teraz?
 - Za drzwiami. Mogę ich zawołać, jeśli jesteś pewna, że tym razem nie zemdlejesz. - prychnęła pod nosem, po czym usiadła na kanapie i popatrzyła na mnie wyczekująco. Zawołałam chłopaków i już po chwili wszyscy znowu stali w salonie. Maddison oniemiała.
 - Czemu nic nie mówiłaś? - zapytała z wyrzutem, ciągle patrząc na chłopaków, którzy stali jak kołki i nie wiedzieli, co zrobić.
- Bo znamy się krótko? - odpowiedziałam pytająco i zaczęłam przedstawianie ich sobie nawzajem (mimo że Maddie oczywiście wszystkich znała). Następnie zapadła głucha cisza (cykanie świerszczy). Maddison się na nich patrzyła, oni gapili się na siebie, a ja próbowałam przerwać ten niezręczny moment, ale nic - oprócz krzyknięcia "Pali się!" - nie przychodziło mi do głowy. Kiedy miałam zrobić z siebie kretynkę, udając, że widzę pająka, wybawił mnie Niall. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
 - Opowiedzieć wam dowcip? - chciałam go wyściskać za to, że to nie ja zrobię z siebie teraz idiotę. Maddison ochoczo pokiwała głową (nie wie, na co się pisze, biedaczka...). Zachęcony chłopak kontynuował.
 - Dowcip, dowcip, dowcip. Który był najśmieszniejszy? - zapytał, śmiejąc się.
 - Drugi! - wypaliła Maddie bez namysłu. Reszta słuchała w milczeniu.
 - Nie, bo pierwszy. Reszta się powtarza! - spuentował Niall i zaczął rechotać jeszcze głośniej. Razem z nim pozostali, bo mało kto wytrzymuje bez śmiania się, kiedy chłopak jest w pobliżu. Później poszło już z górki, było jedzenie i kolejne żarty Nialla (które mało kto rozumiał, ale i tak było wesoło). Moja koleżanka była oczarowana chłopakami i mam przeczucie, że chyba będzie nas często odwiedzać. Jak widać, chłopcy nie mają nic przeciwko temu, więc nic nie stoi na przeszkodzie.

Koło 22. Maddison zorientowała się, że powinna już być dawno w domu. Nie wierzę, że czas tak szybko nam minął, zwłaszcza, że nie robiliśmy niczego specjalnego. 
 - Odprowadzę cię. - zaoferował się Zayn, gdy Maddie już wychodziła. No no, zwykła uprzejmość, czy coś więcej? Spodziewałabym się, gdyby Liam zaproponował, że ją podwiezie, ale cóż, widać, życie jest pełne niespodzianek. Kiedy wyszli, zabrałam się za sprzątanie, po raz kolejny tego dnia. Oczywiście cała reszta nagle miała jakieś sprawy niecierpiące zwłoki i nie mogli mi pomóc. Tylko Louis się zlitował i zaczął ogarniać ten syf razem ze mną. Głownie to ja latałam ze szczotą, a on opowiadał o różnych rzeczach, które przydarzyły się zespołowi. Później (gdy wszędzie było już na powrót czysto) wszyscy, oprócz Zayna, ponownie znaleźli się w salonie i zaczęli oglądać jakieś teleturnieje. W tym czasie Niall poszedł do kuchni i robił sobie coś do jedzenia. A bynajmniej próbował, bo po kilku sekundach usłyszałam jego dziki wrzask i dźwięk tłuczonego szkła. Reszta chłopaków to zignorowała, ale ja poszłam sprawdzić, co się stało. Okazało się, że Niall rozwalił 2 szklanki i talerz. Nawet nie chcę zgadywać, co próbował z tym robić. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i poprosił o pomoc. Żeby sobie kanapki nie zrobić? To trzeba być całkowitym anty-talentem. Ale ja z jakichś niewiadomych przyczyn nawet nie próbowałam mu odmówić. 

Kilka minut później chłopak wyszedł z kuchni z kanapką (uprzednio wylewnie mi za to dziękując. On mnie kiedyś zabije...). Następnie otworzyły się drzwi wejściowe i stanął w nich Zayn. Niby normalnie się zachowywał, ale radość w jego oczach biła na kilometr, aż można by się opalać w jej blasku. Poza tym uśmiechał się szeroko. Miałam wrażenie, że w środku chłopak skacze niczym mała sarna na łące.
 - No i co się tak szczerzysz? - zagadnęłam go od razu. Popatrzył na mnie zaskoczony i wzruszył ramionami. Oczywiście nie dałam się zwieść.
 - Odprowadziłeś Maddison? - zapytałam mimochodem, na co entuzjastycznie pokiwał głową. Ha! Wiedziałam! Zdradziły go rumieńce. Coś się kroi... Trochę to dziwne, bo widział ją dwa razy, a rozmawiał tylko raz, ale co tam. Nie pytałam o nic więcej. Razem udaliśmy się do salonu, gdzie Harry rozmawiał przez telefon. W pewnym momencie podniósł głos, więc wszyscy wszystko słyszeli.
 - Co takiego?! - wydarł się do słuchawki. - I kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?! - jego oczy robiły się coraz większe. - Tak... Nie, nie będę... To naprawdę konieczne? Tak... Oczywiście... Nie, nie mam, ale to nie problem... Dobra, to do usłyszenia. - zakończył rozmowę i popatrzył na nas przerażonym wzrokiem.
 - Nie zgadniecie, co się stało... - powiedział przybity.
___________
Hello!
Woah, udało mi się! Jak myślicie, co się stało u Harry'ego?
Ten rozdział jest trochę nijaki, ale ważne, że jest. Ogólnie to cały blog stoi pod znakiem zapytania, ale jakoś nie mam serca go zawieszać... To chyba jedyna skuteczna odskocznia od szkoły (a mam już pałę z niemieckiego. Patriotycznie xD).
Dziękuję za komentarze i wgl za wszystko co dla mnie robicie ^^ Jeśli chcecie to piszcie do mnie na TT (i GG i cokolwiek- macie po prawej i "o autorce"), chętnie odpowiadam na pytania (ale bez przesady) - @_TheSimpsonizer.
Nooo... I polecam wszystkie piosenki z najnowszej płyty Cody'ego Simpsona - Paradise! (to Hello na początku to jedna z nich). Dać mu szansę!
A na pożegnanie macie fotkę Kasztanrekszyn. Dzisiaj przez pół dnia robiłam je z przyjaciółką. Hope u like it ;]



Kasztaniaki zapraszają do komentowania i polecania!
Cheers xxx

niedziela, 23 września 2012

Chapter 11

Przezabawny widok to był, ale tylko przez pierwszą sekundę. Później już nie było tak wesoło. W całym pokoju porozrzucane były puszki po coli (i nie tylko), przeróżne papiery i okruszki. Sprawcy tego wydarzenia również znajdowali się w pomieszczeniu. Liam, Zayn i Niall spali na kanapie opierając się o siebie (czy raczej: przygniatając) i... dziwnie to wyglądało; Harry leżał rozwalony na fotelu i przytulał pluszowego kota, a Louis stał koło mnie z miną niewiniątka. Zaproponowałam, żeby obudzić chłopaków, na co Lou się zgodził, jednak po kilku nieudanych próbach stwierdziłam, że to nie ma sensu.
 - To może ich poprzenosimy? - zapytał Louis. No pewnie, bo on jest takim strongmanem, że da radę przenieść ich wszystkich.
 - Warto spróbować. - odpowiedziałam. Tylko po jaką choinkę ja ich chciałam w ogóle stąd zabierać? Jakby nie mogli kisić się we czwórkę w tym pokoju do rana. Zawsze tak jest - myślę jedno, a robię drugie. Witam w moim świecie. 


Na pierwszy ogień poszedł Harry, bo wyglądał na najlżejszego (wierzcie mi - to tylko pozory). Louis trzymał go za ręce, a ja za nogi. Raz lub dwa go upuściliśmy, ale on nadal spał. Wyczuwam w tym jakiś spisek. Ostawiliśmy go do jego pokoju; ja zeszłam na dół i czekałam na Lou, który strasznie długo był w pokoju kolegi. Nie wiem, co tam robił - przykrywał kołdrą, całował na dobranoc czy przebierał w piżamę - ale spokojnie przeżyję bez tej informacji. 
Jako drugi transportowany był Zayn, który przez cały czas robił dziwne miny. Zaczynam się go bać. Jego mimika twarzy jest zabójcza. On również się nie obudził (mimo że Louis raz zarył jego głową o schody). Dobra, idę o zakład, że oni coś knują. Albo się upili. 
 - Tak właściwie to czemu ty nie spałeś? - zapytałam podejrzliwie, gdy zabieraliśmy Liama (Niall był na samym dole, przygniatany dwójką kolegów, więc został na sam koniec). Liam... Taki rozważny, a dał się im wciągnąć do "zabawy". Siła woli, chłopie!
 - Czekałem na ciebie, w każdej chwili gotowy przyjść z odsieczą! - oburzył się w odpowiedzi i prawie upuścił kumpla. 
 - A to niby dlaczego? - ja i moja chora ciekawość. W tym czasie zdążyliśmy odstawić Liama i zacząć dźwigać Nialla, kolesia, który je najwięcej i... który chyba był z nich najlżejszy. Jeden wielki paradoks. 
 - Jak to: dlaczego? Jesteś dla mnie jak siostra: młodsza i wymagająca nadzoru - wyszczerzył się. Nie no, zna mnie od paru dni, a już mnie traktuje jak siostrę. Nie skomentuję. Pod drzwiami do królestwa Nialla, Louis puścił kolegę.
 - Ja tam nie wchodzę. Ten Bieber z plakatu mnie przeraża i dziwnie się patrzy. - oświadczył stanowczo.
 - Zostawisz mnie - swoją młodszą siostrę - samą?! - zapytałam spanikowana, ale on już zniknął w łazience. No super. Przecież nie zostawię Nialla śpiącego u wrót własnego pokoju. Przeziębi się chłopak i co będzie? Mogłabym go przeturlać po podłodze, w końcu to niewielka odległość. W końcu postanowiłam przeciągnąć go, trzymając za ręce. Gdyby jeszcze tak się nie miotał... Zdyszana dociągnęłam tego kloca do łóżka. Pozostaje kwestia umieszczenia na nim chłopaka. Podciągnęłam najpierw jego górną część (w senie Nialla, nie łóżka), a potem dół (przy okazji mało mnie te karateka nie kopnął w twarz). Już miałam się wyprostować, dumna ze swego wyczynu, kiedy Niall się odwrócił na bok, w moją stronę, robiąc przy tym taki zamach ręką, że mnie nią przygniótł. Bardzo, ale to bardzo niefajna sytuacja (i wcale nie powtarzam tego, by przekonać samą siebie). Byłam zgięta w pół, miażdżona tymi jego chuderlawymi ramionkami (kto by się spodziewał, że on jest taki silny?) i w dodatku zmęczona. Jeszcze trochę, a właduję mu się do wyra i zasnę. Chwila. Nie wierzę, że o czymś takim pomyślałam. Gwałtownie się wyprostowałam. Coś tu nie gra... Tak, nie opuściłam żaluzji. Naprawiłam swój błąd i wyszłam nie patrząc w stronę chłopaka. Muszę być wyczerpana, skoro nie panuję nad własną wyobraźnią. Poszłam do łazienki i stosunkowo szybko przygotowałam się do snu.

Musiałam wstać wcześnie rano, żeby przyszykować chłopakom śniadanie. Dzisiaj mieli jakieś podpisywanie płyt, koncert i masę innych rzeczy, więc musieli szybko się zebrać. Powoli wszyscy się schodzili. Dzięki informacjom od Maddie wiedziałam jakich dań mam nie robić i który z chłopaków co lubi. No właśnie, a propo Maddison... Poczekałam, aż zbierze się cała piątka.
 - Mielibyście coś przeciwko... - zaczęłam. Trochę peszyły mnie ich spojrzenia, wszystkie skupione na mnie. - gdyby moja koleżanka wpadła tu dzisiaj? Jest waszą wielką fanką, a w dodatku bardzo ją polubiłam, więc chciałabym spełnić jej marzenie. Więc co wy na to? - nadzieja w moim głosie była zbyt oczywista. Rano długo myślałam nad tą decyzją, ale skoro mam możliwość spełnić marzenie mojej - być może - przyszłej przyjaciółki, to czemu miałabym nie spróbować? Po krótkiej chwili odezwał się Harry.
 - Chcesz tu przyprowadzić... dziewczynę? - zapytał z błyskiem w oku. Oho.
 - Nie, Harry, szympansa jeżdżącego na wrotkach. No pewnie, że dziewczynę. - przewróciłam oczami. Zastanawiałam się, czy zauważył, że ja też jestem dziewczyną. Chociaż to w sumie nie jest specjalnie istotne.
 - W takim razie zgadzam się! - krzyknął, a reszta go poparła. 

Gdy chłopcy wyszli (żegnając się ze mną, jakby szli na wojnę), zadzwoniłam do Maddie. Zgodziła się przyjść (trochę marudziła, że chce iść na meet & greet z One Direction, ale jakoś ją przekonałam).
 - Oby ten twój prezent był wart mojego poświęcenia. - powiedziała tylko, więc podałam jej adres i umówiłyśmy się za 3 godziny. Postanowiłam w tym czasie posprzątać w salonie po wczorajszym patry hard. Nim się obejrzałam, Maddison zadzwoniła do drzwi.
 - Wow... - tylko tyle powiedziała, gdy wpuściłam ją do środka. Zdziwił ją pewnie rozmiar i wyposażenie domu, ale przywyknie. Oczywiście nie powiedziałam jej z kim mieszkam i czyja to chata. Dowie się, gdy zespół wróci z "pracy". Będzie miała dziewczyna niespodziankę...
W oczekiwaniu na powrót chłopaków, zdążyłyśmy obejrzeć dwa filmy ("Drive" i "Porwanie") i trochę pogadać. W końcu usłyszałam podjeżdżający samochód i głosy coraz bliżej drzwi.
 - Maddison... Poznaj moich współlokatorów...
_______ 
Taak... Mam nadzieję, że się podoba, bo pisałam go wczoraj, a jestem chora i moje IQ zostało wyżarte przez bakterie. Ale chyba nie jest tak tragicznie?
I... Taka jedna, jedyna prośba. Komentujcie. W tym tygodniu miałam mały kryzys jeśli chodzi o kontynuowanie opowiadania, a komentarzy nie przybywało ... Oczywiście rozumiem, że jest szkoła itd, ale komentarz zajmuje kilka chwil, a sądząc po wejściach nadal blog jest czytany. Więc o co chodzi?
Dobra, nie truję więcej, ale dziękuję tym, którzy nadal wytrwale komentują (: To głównie dzięki Wam opublikowałam dzisiaj ten rozdział.

I zapraszam jeszcze na tego bloga. Wzięłam tam ślub! xD

Miłego tygodnia! xxx

PS. Jakby kogoś to jednak interesowało to zdałam egzamin do bierzmowania ;D

niedziela, 9 września 2012

Chapter 10

Uzbroiłam się w dokładną instrukcję, jak dojść do parku (nie było daleko i już tam byłam, ale z moimi umiejętnościami mogłabym się zgubić nawet przechodząc na drugą stronę ulicy). Udało mi się dotrzeć na czas, mimo że 2 razy skręciłam nie tam gdzie trzeba. Z daleka zobaczyłam Maddison i mogłam dokładnie się jej przyjrzeć. Rude kręcone włosy sięgały jej do połowy pleców. Ubrana była dosyć ekscentrycznie (jak dla mnie) - długa spódnica w kolorowe wzorki, do tego rzemykowe sandały i luźna bluzka. Na rękach miała mnóstwo sznurkowych bransoletek. Cóż, wtedy w galerii mniej rzucała się w oczy. Kiedy mnie zauważyła, zaczęła machać ręką jak szalona. Pokonałam ostatnie dzielące nas metry, a wtedy ona uścisnęła mnie na powitanie (nie ma co, wylewna dziewczyna). Oczywiście od razu zasypała mnie różnymi pytaniami, zaczynając od tych standardowych (czyli co lubię jeść), po te najtrudniejsze (np. jaki jest mój ulubiony "rodzaj" drzew). Cierpliwie zaspokajałam jej ciekawość, opowiadając o spaghetti, tulipanach, brzozach, soku porzeczkowym, itd. W końcu wyszło na to, że opowiedziałam jej okrojoną wersję mojej historii. Polubiłam tę dziewczynę, chociaż jest dosyć energiczną hipiską i indywidualistką. W końcu wyczerpały jej się pomysły na pytania (choć myślałam, że to niemożliwe), więc teraz przyszła moja kolej. W sumie wyszło na to, że  lubimy prawie to samo. W jakiś pokręcony i niezrozumiały sposób pasujemy do siebie i się dopełniamy. O ile można to stwierdzić po dwóch spotkaniach (może to przyjaźń od pierwszego wejrzenia?). Maddie czyta książki i lubi podróżować. Idzie teraz na studia i chce być dekoratorką ogrodów. Kocha zwierzęta, rośliny i... One Direction. No tak, jak mogłam zapomnieć. Ale... To dobry sposób, by się czegoś o nich dowiedzieć (mój synu...).
 - A co możesz mi powiedzieć o chłopakach z tego twojego zespołu? - zapytałam, a ona przez chwilę się zastanawiała. To szykuje się wykład. Kiedy zaczęła mówić, starałam się nie wyłączyć, ale wśród "istotnych" informacji było dużo wstawek, typu: uroczy, słodcy, idealni, itp. Ale było też kilka rzeczy, które postanowiłam zapamiętać. Jak to, że Liam boi się łyżek (19 lat i boi się sztućców... Ciekawe czym je zupę. Wciąga słomką?), ale jest najrozważniejszy z całej grupy (coś o tym wiem), Niall lubił jeść i podobno jeśli się z tobą podzieli, to musi cię lubić, ale ogólnie jest jeszcze wrażliwy i kocha grać na gitarze. Zayn boi się wody, ale uwielbia przeglądać się w lustrze i ma bzika na punkcie swoich włosów. Louis często się wygłupia i jest najstarszy w zespole (ciekawe, bo nie zachowuje się tak), kocha marchewki. A Harry to ten najmłodszy, który ma rzekomo najwięcej fanek (to przez te dołeczki...), a także lubi koty.
 - Chciałabym ich kiedyś spotkać i poznać... - zakończyła swój monolog.
 - Um... Przecież poznałaś Zayna. - zauważyłam.
 - No tak, ale to było strasznie krótkie i nawet nie porozmawiałam z nim, bo gdzieś się spieszył. Chodzi mi o takie normalne poznanie... - trzeba szybko zmienić temat, zanim jej powiem to, czego nie powinnam.
 - To... Może powiesz mi jaki kraj chciałabyś odwiedzić? Albo jakie jest twoje marzenie? - jestem mistrzem improwizacji, pewnie się nie zorientowała. No błagam, stać mnie na więcej.
 - Chciałabym odwiedzić Francję. - tak, dziwne by było, gdyby chciała pojechać do Polski. - A moje marzenie... Oczywiście spotkać One Direction. - mogłam się tego spodziewać! Teraz będę mieć wyrzuty sumienia, bo mogę spełnić jej marzenie...
 - O rany, jest już ciemno! Mama mnie zabije, miałam do niej zadzwonić, a nie mm przy sobie telefonu. Kiedy się znowu zobaczymy? - Maddie zaczęła się już oddalać.
 - Napiszę ci. To do zobaczenia! - powiedziałam i zaczęłam wracać do domu. Tak, chyba mogę to nazywać domem. Przynajmniej na jakiś czas. Przez całą drogę oglądałam się za siebie. W pewnym momencie coś zaszeleściło między drzewami, ale potem ujrzałam zwykłą sowę (w środku Londynu. Wow.). Bez paniki. Nałożyłam kaptur na głowę i zaczęłam iść jak facet, ale wypadło to dosyć żałośnie. W dodatku stanęłam na rozstaju dróg i nie wiedziałam gdzie iść. Oczywiście, jak zawsze u mnie w takich momentach, zamiast sobie odtworzyć drogę w pamięci, ja przypomniałam sobie wers starej jak świat piosenki zespołu Feel, tak odnośnie mojej obecnej sytuacji. "Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, On wskaże ci drogę...". No jasne. Poszłam w lewo, bo mi raczej drogi nikt nie wskaże. Było już grubo po 22, gdy stanęłam pod drzwiami właściwego budynku. Strasznie długo rozmawiałyśmy z Maddie, a później jeszcze droga powrotna, podczas której trochę pobłądziłam, ale metodą prób i błędów wreszcie trafiłam tam gdzie trzeba. Weszłam, skradając się, jakbym była żółwiem ninja, ale potknęłam się o stojak na parasole, robiąc przy tym trochę hałasu. Zwiedziony podejrzanym dźwiękiem, w korytarzu pojawił się Louis i gdy mnie zobaczył, dosłownie rzucił się na mnie.
 - Vicky, tak strasznie się martwiłem! Nie mówiłaś, że nie będzie cię tak długo! - zrobił minę bezbronnego kociaka i zaprowadził mnie do salonu, gdzie ujrzałam przezabawny widok...
____________
G'day!
Przepraszam, że tak późno.
Wyjątkowo krótki rozdział... W dodatku chyba za dużo Feel'a dałam. Nie mogę go słuchać i pisać w tym samym czasie xD
Dedykuję ten rozdział... Niallerowi, który ma urodziny 13.09 xD Ta, ale on tego nie przeczyta, więc dedyk leci do... dreamsx33, która ma urodziny 12.09. Masz, ciesz się, jednokierunkowcu xD
Ankieta zamknięta! Było 59 głosów:

Harry
  16 (27%)
Zayn
  10 (16%)
Louis
  5 (8%)
Liam
  2 (3%)
Niall
  26 (44%)
Cóż, nadal nic nie zdradzę, co do przyszłości xD
Dobra, chyba nic więcej mądrego nie przychodzi mi do głowy, oprócz tego, że kocham Was i wasze komentarze, gdyby nie one to chyba dzisiaj bym tego nexta nie dodała...
A co do następnej notki to powinna się pojawić 22.09, ale nie obiecuję, bo mam egzamin do bierzmowania ;c
A jak Wam idzie w szkole? Mam nadzieję, że lepiej niż mi ;]
Miłego tygodnia. xxx