ODWIEDZAJCIE 1D-ONE-STEP-TO-HELL.BLOGSPOT.COM

CZYLI MÓJ KOLEJNY BLOG Z OPOWIADANIEM O 1D!

ZAPRASZAM! ♥

piątek, 24 sierpnia 2012

Chapter 9

Doprawdy fascynujące, zabrali mnie na swoją próbę w jakimś podejrzanym studio. Chyba powinnam się cieszyć, w końcu nie każdy dostąpił takiej tortury. To znaczy: zaszczytu. Dobrze, że nie kazali mi zakrywać oczu czy zrobić coś równie niekonwencjonalnego (jak zażądanie wejściowego), tylko normalnie mnie tam wprowadzili. Zaczynam się przyzwyczajać do tej bandy, co nie wróży niczego dobrego. Studio było stosunkowo niewielkie. Nawet nie wiem, czy powinnam to nazwać "studio", a nie raczej "sala gimnastyczna z lustrami". Szykowała się więc próba taneczna. Choreograf powitał nas obojętnie, kazał mi usiąść pod ścianą i nie przeszkadzać. Danielle miała im pomagać, bo w końcu jest tancerką i się na tym zna. Przećwiczyli układy do 6 piosenek, a później chłopcy się znudzili i zaczęli pajacować. Choreograf się wkurzył i wyszedł, twierdząc, że potrzebuje herbaty z melisy (jaasne, herbaty), więc teraz już nikt nie powstrzymywał tych szajbusów, bo pokazali na co ich tak naprawdę stać. Chcieli mnie wciągnąć do ich zabawy w "kto lepiej zatańczy", ale stanowczo odmówiłam (robienie z siebie debila zostawię im), więc zostałam sędzią wraz z Danielle. Włączyli muzykę.  Na pierwszy ogień poszedł Harry (ruszał się, jakby miał kraby w spodniach), następnie Louis (który odwalił m.in. "spryskiwacza", "strzyżenie owiec" i "wycieraczki"), Liam (nie mam pojęcia co to było...), Zayn (przynajmniej wyczyścił podłogę), a na końcu Niall (nowa odmiana makareny połączona z dzikimi pląsami). Po tym dziwnym występie popadali zmęczeni. Przynajmniej będzie cicho (przez jakiś czas). Miałyśmy się obie naradzić, ale już na wstępie dziewczyna stwierdziła, że wygrać powinien Liam (to się nazywa obiektywne patrzenie). W końcu udało nam się znaleźć kompromis. Odwróciłyśmy się do chłopaków.
 - Po długich dyskusjach... - zaczęłam oficjalnym tonem komentatora sportowego - stwierdziłyśmy, że każda z nas wytypuje innego zwycięzcę.
 - Pierwszym wygranym jest... - Danielle budowała napięcie, choć wszyscy znali już werdykt. - Liam! - a potem był taniec zwycięstwa i gratulacje. Kiedy już się uspokoili, znowu musiałam zabrać głos.
 - Ja natomiast uważam, że wszyscy zasłużyliście na miano najlepszego. - powiedziałam. W końcu i nich mieszkam, nie? Trzeba trochę polukrować, żeby znowu nie spać na ławce w parku. Patrzyli na mnie otępiałym wzrokiem. Wtedy zrozumiałam, że popełniłam taktyczny błąd. Tylko Niall wyglądał, jakby mu to pasowało. Przynajmniej on.
 - To nie fair! - wydarł się na mnie Harry. - Musisz wybrać jedną osobę! - a gdy nie odpowiedziałam, zaczął skandować "sędzia kalosz!".
 - Dobra, więc według mnie wygrał Niall, lepiej? - słowa wypłynęły z moich ust, zanim je przemyślałam. Chyba brak mi połączenia między językiem a mózgiem. No, ale to dlatego wybrałam Nialla, bo... bo tylko on nie był na mnie zły za poprzedni werdykt. Tak, właśnie. Tylko dlatego. Całe szczęście reszta nie miała czasu na zemstę, czy tortury za to, że to nie oni wygrali, bo do sali wparowało kilka osób. Było to 4 chłopaków, na oko w moim wieku. Witali się ze wszystkimi jak starzy znajomi. W końcu Liam zauważył, że stoję jak słup soli i nie wiem, o co chodzi, więc uciszył towarzystwo i zaczął nas sobie przedstawiać. Oczywiście nie zapamiętałam większości imion, bo mówił strasznie szybko (a ja mam jeszcze drobne problemy z językiem angielskim), jednak przynajmniej wiem, że to ich ekipa muzyczna. Nie mam pojęcia, czemu tu przyszli, ale postanowiłam się nie wtrącać i stanęłam pod ścianą, obserwując wszystkich.
 - Siema, Louis wspominał, że potrzebujesz ładowarki do telefonu... -
 podszedł do mnie jakiś koleś. 
 - Ee.. No teoretycznie... - odpowiedziałam niezbyt elokwentnie. Louis mu powiedział? Dlaczego niby miałby się mną przejmować?
 - Więc zobacz, co dla ciebie mam! - wyciągnął z kieszeni jakąś paczuszkę. - Akurat miałem na zbyciu, więc kiedy Lou... - przerwał, bo popatrzyłam na niego z politowaniem. Uwaga, bo mu uwierzę, że "miał na zbyciu" ładowarkę do takiego przedpotopowego telefonu. Podziękowałam za podarunek. Więc zbliża się chwila rozmowy z rodzicami. Zaczęłam planować, co im powiem i przygotowywać się na ewentualne pytania. Pewnie dostanę karę i nakaz powrotu do domu, ale warto spróbować, w końcu jestem pełnoletnia. Zaczęliśmy się zbierać i chłopcy pożegnali ekipę. 

W drodze powrotnej dotarła do mnie groza sytuacji (i nie chodzi mi tu o podróż samochodem z tymi oszołomami). Nic nie mówiłam, tylko rozważałam z przerażeniem co raz to gorsze opcje rozmowy. Siedzieliśmy tak samo jak poprzednio, więc Louis próbował mnie rozśmieszyć, ale jakoś średnio mu to wychodziło. Natomiast Niall był jakiś nieobecny, co jest dziwne, bo zawsze był dość energiczny... Może jest głodny. Byłam tak pochłonięta myślami, że nawet nie miałam czasu zapytać, skąd Lou wiedział, jaki mam telefon i co go to w ogóle obchodzi. Kiedyś zapytam.

Gdy dojechaliśmy do domu, najpierw przygotowałam i podałam obiad, posprzątałam wszystko dokładnie, aż w końcu zabrakło mi zajęć. Westchnęłam i poszłam do swojego pokoju, uprzednio pożyczając od Liama laptopa. Trzeba się przygotować (po raz kolejny). Zaczęłam spisywać swój plan, który przedstawię mamie (nie poddam się bez walki). Podłączyłam telefon do ładowarki, ale go nie włączyłam. Była 17. (w Polsce 16.), więc rodzice  zdążyli już wrócić z pracy. Po 20 minutach byłam już uzbrojona w różne argumenty, więc wszystko powinno pójść dosyć gładko. Ale wcześniej postanowiłam oddać laptop. W salonie był tylko Louis.
 - Jeśli chcesz to mogę ci potowarzyszyć w trakcie rozmowy. - zaproponował z bananem na twarzy. 
 - Każde wsparcie się przyda. - powiedziałam z ulga i wróciliśmy do pokoju. Cóż, chłopak niewiele zrozumie z tego, co będę mówić po polsku, ale liczy się intencja. Włączyłam telefon. 2 SMSy z życzeniami urodzinowymi (od kuzyna i ciotki...), 20 nieodebranych połączeń od rodziców i jeden SMS od nieznanego nadawcy, datowany na przedwczoraj.
"Hejka, tu Maddie. Obiecałam, że napiszę. Daj znać jak będziesz mieć chwilę ;d" 
Prawie wypuściłam telefon, kiedy zawibrował mi w ręce. Mama. No tak, pewnie dostała cynk, że mój numer jest już aktywny w sieci. Patrzyłam osłupiała w ekran, a Louis jak gdyby nigdy nic podszedł do mnie i nacisnął zieloną słuchawkę. Podniosłam na niego spanikowane spojrzenie, ale nie było czasu na kłótnie.
 - Słucham? - mam nadzieję, że mój głos był taki piskliwy tylko w mojej głowie.
 - To raczej ja powinnam wysłuchać ciebie, młoda damo... - uh, powiało chłodem.
 - Ja...
 - Nie przerywaj mi! - nie będę doszukiwać się w tym logiki. - Czy ty wiesz, jak się o ciebie z ojcem martwiliśmy?! Znikasz w dniu swoich urodzin, wraz z większością rzeczy, nic nikomu nie mówisz, a później nie odbierasz telefonu. Wyjaśnisz mi to?
 - Mamo. Jestem już pełnoletnia i sama potrafię o siebie zadbać. - miałam ochotę walnąć się za to, że mój głos tak drżał. Poza tym, brzmię jak jakaś debilka, która tylko skończyła 18-stkę i już myśli, że jest dorosła i wszystko jej wolno. - Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i spełnić marzenia...
 - Spełnić marzenia! A co ze szkołą, ze studiami, co z nami?! Pomyślałaś choć przez chwilę, jak my się czujemy?!
- Tak, mamo, dlatego nie chcę być dla was ciężarem, ale jak widać ty nigdy nie zastanawiałaś się, co ja czuję. Zadzwoniłabym, ale padł mi telefon i...
- Padł jej telefon! Trzymajcie mnie, bo wyjdę z siebie! - Mama była coraz bardziej zdenerwowana. Usłyszałam, że ktoś zabiera jej słuchawkę. 
 - Cześć, kochanie. 
 - Cześć, tato. - powiedziałam z radością. Teraz łatwiej będzie to wyjaśnić, tata mnie rozumie i jest spokojniejszy.
 - Mama chyba wystarczająco na ciebie nakrzyczała, więc ja pominę ten fragment. Przejdźmy do konkretów. Gdzie jesteś? - opowiedziałam mu moją historię. Pominęłam tylko ten fakt, że mieszkam z piątką chłopaków, do tego sławnych. Mimo że mnie rozumie, to nadal jest mój ojciec.
 - I co teraz zamierzasz? - zapytał po moim słowotoku. 
 - Cóż... Do końca wakacji będę mieszkać u tych dziewczyn. - nikt nie musi wiedzieć, że to jednak chłopcy. - Chciałam złożyć tu podanie na studia, w końcu będzie drugi nabór w następnym tygodniu i jeśli dostałabym się na wydział fotografii, to znalazłabym jakieś małe mieszkanie i pracę.
 - Czyli nie wracasz do domu? - zapytał smutnym głosem.
 - Jeśli uda mi się zarobić, to przylecę was odwiedzić. 
 - Czy to jest to czego właśnie chcesz? Mieszkać i studiować w Londynie? - no takiego pytania się nie spodziewałam...
 - Tak, tato.
 - Jesteś szczęśliwa? - i kolejne niespodziewane pytanie. Zastanowiłam się chwilę. W sumie to...
 - Tak. - powtórzyłam.
 - Dobrze, w takim razie wierzę, że postępujesz dobrze. - to niewiarygodne!
 - Mam nadzieję. Moglibyście przysłać mi papiery potrzebne do podania na studia?
 - Oczywiście. Jaki adres? 
 - Chwila... - odwróciłam się do Louisa.
 - Lui..zjano, mogłabyś podać mi adres tego domu? - powiedziałam z naciskiem. Jestem mistrzem improwizowania imion. Chłopak skinął głową i wysokim głosem podał mi potrzebne dane, które przekazałam tacie. 
 - Dobrze, za kilka dni powinno dojść. Zadzwoń wkrótce, mama pewnie zdąży sobie wszystko przemyśleć. 
 - Nie ma sprawy. To... Do usłyszenia. 
 - Tak. I pozdrów Luizjanę. Na razie. - powiedział ze śmiechem i rozłączył się. Udało się! Chociaż pewnie tata wie, że Luizjana to chłopak. Odwaliłam taniec radości i podziękowałam Louisowi za wsparcie moralne. Następnie zadzwoniłam do Maddison i umówiłyśmy się za 20 minut w parku...
_________
Helooł!
Dziwię się, że chce Wam się czytać takiego szita i jeszcze komentować... Ale dzięki wielkie! Oczywiście doceniam każdy, nawet najkrótszy, komentarz i jaram się nim jak pojechana psychopatka normalna osoba.
Co do komentarzy, to wyjaśniam o co chodziło z tą apteką:
taki suuchar xD "gdzie jest najwięcej witamin? w aptece!". Bo tam sprzedają witaminy... Dobra, jednak nie umiem tłumaczyć.
W sumie to mam nadzieję, że jakoś Was do siebie nie zrażam pisząc takie głupoty. Nie będę naciągać tego opowiadania, skończę je, jak tylko dojdę do głównego wątku, który mam zaplanowany od samego początku (i zacznę pisać inne, mwahahaha!). Co do życia uczuciowego Vicky to... doobra, postaram się coś napisać specjalnie dla ForbiddenRose, bo chcesz o tym przeczytać, jesteś jednym z pierwszych obserwatorów, a w dodatku uwielbiam Twojego bloga... Ta, no więc coś będzie, chociaż niewiele, ale zawsze.
Ankiety nie skomentuję, żeby się czasem nie zdradzić xD
Ah, oczywiście dziękuję Domi za polecenie mojego bloga ^^ Odwdzięczę się tym samym. Więc ludziska wbijać na tego bloga, gdzie Niall traci pamięć, a bohaterka okazuje się być jego siostrą (co jest straszne, bo oni kręcili ze sobą xD). Ah, umiem opisywać...
Postanowiłam umieścić w górze zakładki, gdzie poczytacie sobie o mnie (i o mojej głupocie...), o blogu i możecie znaleźć blogi, które czytam i zareklamować tam swój. Raczej o żadnym blogu nie zapomniałam, ale kto wie.
Co do przyszłości, to... Notki będą się pojawiać pewnie w co drugą sobotę, bo wątpię, żebym dała radę robić to częściej. W końcu pierwsza klasa liceum to nie przelewki xD
Dobra, koniec tej chaotycznej notki.
Cieszcie się resztą wakacji! xxx

sobota, 11 sierpnia 2012

Chapter 8

Proszę, przeczytaj chociaż zieloną notkę pod rozdziałem. ;D
_________
Rano obudziły mnie jakieś hałasy, dochodzące z kuchni. Była 8. rano, przecież to niemożliwe, żeby chłopcy już wstali. Zwlokłam się z łóżka i powolnym krokiem ruszyłam zobaczyć, co oni wymyślili tym razem. U nich chyba jeden dzień bez żadnych rewelacji to dzień stracony. Stanęłam w drzwiach i wstępnie oceniłam sytuację:
Louis biegający we wszystkie możliwe strony z naręczem marchewek, Zayn cały w mące i mieszający coś w misce, Niall próbujący posprzątać rozlewające się ciągle mleko, paćka na patelni, która niebezpiecznie skwierczy i zaczyna śmierdzieć spalenizną; a na końcu Liam siedzący przy stole kuchennym i obserwujący całe to pobojowisko z obojętną miną. Czyli cudowny, spokojny poranek.
 - O rany, Mickey, obudziliśmy cię? - zapytał Niall, nadal męcząc się z posprzątaniem rozlanego płynu. Nie, nie obudziliście mnie, skąd ten pomysł? Szybko podeszłam do chłopaka, postawiłam przewrócony karton mleka, przyłożyłam rolkę ręczników papierowych do tej sporej kałuży, wyłączyłam patelnię i kazałam Zanowi się uspokoić, bo tak energicznie mieszał to niezidentyfikowane coś, że połowa znalazła się na szafkach i jego koszulce. Liam nadal siedział z podpartą głową, a kiedy podeszłam bliżej, zorientowałam się, że śpi. Z otwartymi oczami, jak jakiś koń (albo inne zwierzę, które śpi z otwartymi oczami). Reszta też to zauważyła, więc postanowili wyświadczyć mu przysługę i go obudzić. Zayn wziął kubek z wodą, Niall garnek i patelnię, a Louis nabrał powietrza w płuca, po czym wydarł się najgłośniej jak mógł:
 - Payne! Obudź się, bo cię łyżki zaatakują! - bardzo twórcze, nie powiem. W tym czasie Niall zaczął uderzą o siebie garnkiem i patelnią, a Zayn wylał zawartość kubka prosto w twarz zdezorientowanego Liama. Biedny chłopak tak się wystraszył, że wylądował na podłodze. Pomogłam mu wstać (maskując uśmiech), a reszta przybiła sobie piątki. Gorzej niż z dziećmi... A'propo.
 - Gdzie Harry? - zapytałam. Już dawno powinien był tu przybiec i ochrzanić nas wszystkich, że nie dajemy mu spać.
 - Nasz Harold jeszcze śpi, a to oznacza, że trzeba go obudzić... - zauważył inteligentnie Louis z podejrzanym błyskiem w oku. Zaczął zbierać różne przedmioty z szafek, ale go powstrzymałam.
 - Mam lepszy pomysł. - kazałam im iść za mną do pokoju Harry'ego. Dobrze, że byli cicho, bo mój plan by nie wyszedł. Otworzyłam drzwi, a chłopcy ustawili się tak, by mieć dobry widok, ale mi nie przeszkadzać. Przygotowałam się do swojej "roli". Szybko podbiegłam do łóżka chłopaka i zaczęłam nim tarmosić.
 - Harry! Harry! - krzyczałam spanikowanym głosem. - Obudź się!
 - Coo..? - mruknął zaspany, odwracając się do mnie plecami (żeby nie powiedzieć, że wypiął się tyłkiem).
 - Gdzie są klucze od czołgu?! Od tego zależy nasze życie! - Zawsze marzyłam by wykorzystać gdzieś ten stary tekst. Usiłowałam się nie zaśmiać, ale reszta zespołu mi to prawie uniemożliwiała (Niall nie wytrzymał i musiał szybko się oddalić, żeby nie zepsuć akcji). Tymczasem moja ofiara zerwała się z łóżka i zaczęła przeszukiwać kieszenie, krzycząc, że jest idiotą, bo chyba zgubił te klucze. A myślałam, że to ja jestem nieogarnięta rano. Chłopak był już na skraju rozpaczy, wyglądał jakby miał się zaraz popłakać. 
 - Styles, kretynie, nie masz czołgu! - krzyknął Louis i trzasnął kolegę po ryju, aż rozległo się głuche "plask!" (cóż za agresja...). Ten się zachwiał, rozejrzał i chyba zrozumiał co się działo. Nareszcie, Sherlocku. 
 - Ty... - odwrócił się i wskazał na mnie palcem. Nic więcej nie powiedział, tylko zaczął mnie gonić. Mój instynkt ofiary nakazał mi uciekać (chociaż zawsze mówią, że trzeba stać nieruchomo, albo udawać trupa. Ale to dotyczy psów, a nie obłąkańców), więc biegaliśmy po całym domu długi czas. Oczywiście nikt mi nie pomógł, woleli rozejść się do swoich zajęć. Zdrajcy. Musiałam radzić sobie sama, ale powoli zaczynałam się już męczyć. Ten oszołom nie odpuszczał. Gwałtownie skręciłam do kuchni i wylądowałam z twarzą na czyjejś klacie. Podniosłam wzrok i napotkałam wesołe spojrzenie Nialla. Chyba się zlitował, bo stanął przede mną tak, by Harry, który właśnie znalazł się w pomieszczeniu, nie miał do mnie dojścia. 
 - Niall... Odsuń się. - powiedział fałszywie miłym głosem.
 - Ani mi się śni. Nie skrzywdzisz jej, łotrze. - odezwał się blondyn wojowniczym tonem. "Łotrze"? No dobra...
 - Bawisz się w rycerza na białym koniu? - Harry zaczął podchodzić bliżej. 
 - Tak, więc nie pozwolę ci tknąć mojej księżniczki! - krzyknął i rzucił się na przeciwnika. Zaczęli tarzać się po podłodze i śmiać. Po chwili wstali.
 - Jeszcze cię dopadnę. - powiedział złowrogo Harry, po czym opuścił kuchnię. 
 - Dzięki za ratunek. - uśmiechnęłam się do Nialla.
 - Co dostanę w zamian? - zapytał, patrząc na mnie z ukosa. 
 - A co byś chciał? - popatrzyłam na niego podejrzliwie. Ten nic nie powiedział, tylko popukał się palcem w policzek. Chce, żebym przywaliła mu z lewego sierpowego? Propozycja dość kusząca, ale wolałabym się wyżyć na kimś innych. Takim Harrym na przykład... Przewróciłam oczami i podeszłam do chłopaka. Cmoknęłam go przelotnie (ileż mogę udawać, że nie wiem o co chodzi?), po czym skierowałam się do lodówki. Po chwili zbiegła się cała banda (oni mają jakieś czujniki czy jak?).
 - Dobra, co chcecie na śniadanie? - zapytałam.
 - O nie, nie. Dzisiaj to my mieliśmy robić śniadanie. - zaoponował Liam (ta, właśnie widziałam jak on "robił" śniadanie).
 - Może i tak, ale źle by się to skończyło... Więc co chcecie?
 - Marchewki! - odpowiedział natychmiast Louis. 
 - Serio? Niby czemu? - jego odpowiedź totalnie mnie zaskoczyła.
 - Bo są pomarańczowe i mają dużo witamin.  - inteligentna odpowiedź, brawo.
 - Wiesz gdzie jest jeszcze więcej witamin? - zaczął Niall.
 - No gdzie? - buntowniczo zapytał Lou. Broniłby chyba tych swoich marchewek do upadłego.
 - W aptece! - oznajmił chłopak i wszyscy, z wyjątkiem Louisa, Harry'ego i mnie, zaczęli się śmiać. Natychmiast po usłyszeniu odpowiedzi, w mojej głowie rozległo się ciche "da-bum, tsss" (nie żeby coś, ale kiedy Niall zobaczył, że się nie śmieję to zamilkł).
 - Nikt mnie nie rozumie... - oznajmił Lou po chwili.
 - Ja cię rozumiem, BooBear. -  Harry go przytulił. Stwierdziłam, że trzeba skończyć tę całą szopkę i zabrałam się za robinie kanapek.

- To jakie plany na dziś? - zapytałam, zbierając talerze ze stołu. O dziwo, podczas jedzenia było w miarę spokojnie. To podejrzane. 
 - Za 15 minut bądź gotowa, to się dowiesz. - powiedział tajemniczo Liam. Nic więcej nie chcieli mi zdradzić. Mam nadzieję, że mnie nigdzie nie wywiozą, ani nie będą mnie zmuszać do robienia nielegalnych rzeczy. Czy coś.
Przez ten wolny czas zdążyłam się odświeżyć i przygotować (czyli przeczesać włosy i ubrać buty), a chłopcy strasznie się guzdrali. Wreszcie mogliśmy jechać, po tym jak Louis upewnił się, że jego marchewki są bezpieczne (tak, bo czyha na nie stado królików, które chowają się w szafkach), Zayn poprawił swoją czuprynę, a Niall zjadł kanapkę (oficjalnie jedną, ale widziałam, że schował 2 do kieszeni). Ku mojej uciesze prowadził Liam, który był najbardziej zrównoważony z tej grupy. Ich auto było ośmioosobowe, siedziałam między Lou a Niallem, za nami Harry z Zayn'em, natomiast miejsce obok kierowcy pozostało wolne, bo mieliśmy po drodze wstąpić po Danielle, o której Liam opowiadał mi najróżniejsze rzeczy, kiedy tylko miałam czas (lub kiedy go nie miałam), chociaż poznałam ją kilka dni temu, gdy pożyczałam od niej piżamę. Wow, niby minęły dopiero 4 dni, a wydaje się jakby to były 4 miesiące. Przez całą drogę, razem z Danielle, słuchałyśmy opowieści chłopaków o tym, co właśnie mijaliśmy. Po podliczeniu tego wszystkiego, okazało się, że widzieliśmy 5 domów Marchewkowych Wróżek, 3 mieszkania irlandzkich skrzatów, które chowają garnki z jedzeniem, 6 tajnych baz Pogromców Łyżek (aha...), 4 lustrzane chaty (nie wiem na czym to polega, ale Zayn stwierdził, że jeśli mi powie to będzie musiał mnie zabić) i 12 Kocich Domków. Taak, widzę, że ktoś tu usiłuje brać przykład z Piotrusia Pana i pozostać wiecznie młodym. Kiedy powiedziałam na głos ten komentarz, chłopcy zaczęli śpiewać swoją wersję piosenki "Forever young" (mogłam się tego spodziewać). A potem byliśmy już na miejscu...
__________
No cześć ^^
Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale jednak wakacje robią swoje, więc staram się wykorzystywać ładą pogodę. Ta notka będzie o wiele dłuższa, bo mam do Was kilka spraw, więc jeśli nie chce Wam się czytać wszystkiego to przeczytajcie tylko to, co jest za zielono ;p


#1 Rozdział jest trochę głupawy, ale w następnym akcja trochę przyspieszy, bo to już 8 rozdziałów, a u Mickey minęły dopiero 4 dni. Mam jednak nadzieję, że Wam się podobał, bo trochę nad nim pracowałam. Dedykuję go Wam wszystkim razem i każdemu z osobna (:

#2
Po prawej pojawiła się ankieta. Bardzo jestem ciekawa Waszego zdania, więc zachęcam do odpowiedzi. Tylko oceńcie to obiektywnie i nie zaznaczajcie np. Zayna, tylko dlatego, że go lubicie. Popatrzcie na ich charaktery w moim opowiadaniu (i też w rzeczywistości, bo na nich się wzoruję. Wiecie o co chodzi ;p). I od razu zaznaczam, że ankieta nie ma wpływu na dalsze losy bloga, ale o tym za chwilę.


#3
W komentarzach czasami pojawiają się pytania, więc tutaj postaram się odpowiedzieć na to, co utkwiło mi w pamięci xD Może zacznę od opinii, żeby już do tego nie wracać. Cieszy mnie to, że czytanie tej historii sprawia Wam przyjemność. Staram się dać Vicky tyle z siebie, ile tylko mogę. Śmiesznie będzie nadal, bo właśnie na tym najbardziej mi zależy. Dużo jest poważnych blogów (czyli dramat, albo love story, ale nie żebym tego nie lubiła czytać), dlatego wolę się skupić na komedii. A pomysły jakoś tak same mi przychodzą do głowy xd. Dobra, dalej. Życie uczuciowe Vic. No, to jest zagadka. Mogę Wam powiedzieć, że powoli zaczyna kiełkować, ale nie zdradzę jaki będzie finał. Ale łatwo nie będzie. Nie będzie też zbyt wielu "romantycznych" momentów, bo nie umiem tego pisać i się do tego nie nadaję. Wątek Harry'ego... Planuję dla niego pewien epizod, ale nie będzie tego bardzo dużo, bo mówiąc krótko - ja za nim nie przepadam (tak, tak, zlinczujcie mnie xD). Ah, i zachęcam do obczajenia Cody'ego Simpsona, tych, którzy jeszcze o nim nie słyszeli ;]
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to po prawej macie mojego Twittera i GG.


#4 Komentarze. Oczywiście po raz milionowy dziękuję, że ktokolwiek to komentuje i docenia moją pracę. Poświęcam na każdy odcinek jakieś 5-6 godzin (bo wszystko najpierw piszę ręcznie, potem sprawdzam po 10 razy i robię poprawki, aż w końcu wprowadzam na blogspota), dlatego chciałabym, by każdy kto czyta, napisał choć jedno zdanie, co sądzi o tej historii. Zajmie ci to niecałą minutę, ale dla mnie znaczy bardzo wiele. Mile widziane propozycje, sugestie, uwagi, itd. W tym miejscu mam do Was prośbę. Mogłybyście polecić mojego bloga? Mi jest ciężko znaleźć czytelników, bo nie znam wielu Directioners. Proszę i z góry dziękuję (:

Huh, the end. Dzięki, jeśli to przeczytaliście i przepraszam, że tyle tego jest, ale czasami to konieczność.

Miłych wakacji xxx

PS. Niech wieszaki będą z Wami xD
EDIT: Dla tych, którzy nie czają z tymi wieszakami to Harry ponoć wytatuował sobie wieszak nad gwiazdką, a ja mam z tego polew (czasami trzeba ignorować to co ja piszę) xD