ODWIEDZAJCIE 1D-ONE-STEP-TO-HELL.BLOGSPOT.COM

CZYLI MÓJ KOLEJNY BLOG Z OPOWIADANIEM O 1D!

ZAPRASZAM! ♥

sobota, 12 maja 2012

Chapter 1

 - Nigdzie nie pojedziesz! - po raz setny krzyknęła moja mama. Toczymy tę wojnę od dwóch lat.
 - Ale to tylko 2 miesiące, w dodatku są przecież wakacje! - powtórzyłam stały argument.
 - Jesteś jeszcze dzieckiem, podróż do Włoch to zbyt duże ryzyko.
 - Jakim dzieckiem? Za dwa dni kończę 18 lat! Chcę pojechać na staż do sławnego fotografa, a nie do międzynarodowego burdelu, zrozum to wreszcie! - tym razem dałam jej do myślenia, ale to i tak nic nie da. Już rok temu zrozumiałam, że mama mnie nie puści. Tata nie miał nic przeciwko, ale ona... Nie rozumiała, że ten staż to spełnienie moich marzeń. Sama za wszystko bym zapłaciła, w dodatku przecież nie było tak daleko. Przelot z Polski do Włoch mógłby zająć góra 3 godziny, jednak do mojej mamy nic nie trafia. Ze szkołą też nie ma problemu, bo dzięki temu, że miałam indywidualne nauczanie, ukończyłam liceum rok wcześniej, czyli teraz. Dlatego też czas zadbać o swoją przyszłość i mam już nawet plan jak to zrobić. Przez rok zbierałam pieniądze. Nawet załatwiłam sobie odbiór dowodu osobistego dzień przed urodzinami. Mam zamiar zawalczyć o swoje marzenia. Mama będzie mieć niespodziankę, gdy za 2 dni przyjdzie mnie obudzić, a zastanie tylko puste łóżko. Skończę 18 lat, będę pełnoletnia, więc mogą sobie co najwyżej nagwizdać. To jest plan doskonały. Nic nie może się nie udać. 

 - Nigdzie nie jedziesz i bez dyskusji. - powiedziała mama i wróciła do sprzątania kuchni. Zamknęłam się w swoim pokoju i dopisałam parę drobiazgów do mojej listy. Jutro czeka mnie wycieczka do urzędu miasta po dokumenty, więc przy okazji wybiorę resztę pieniędzy ze swojego konta w banku. Brałam wcześniej w małych ilościach, tak, by nikt się nie zorientował. I tak mam zamiar znaleźć jakąś pracę, nawet jako kelnerka na pół etatu (jeśli pieniądze ze stażu nie wystarczą).

Następnego dnia bez przeszkód zrealizowałam swoje cele. Jutro wielki dzień. Poradzę sobie, mimo swojej chorobliwej nieśmiałości.
Wieczorem, jak gdyby nigdy nic oglądałam jakiś film w telewizji, ale głowę miałam zbyt zaprzątniętą udoskonalaniem "ucieczki", żeby przejmować się fabułą. Około północy zamknęłam się w swoim królestwie. Rodzice już spali, więc pakowałam się bardzo cicho. Za oknem przeturlał się jakiś samochód, słyszałam tylko postukiwanie mechanizmów, gdy wjeżdżał na dziurę. A tych było pełno, typowa polska droga. Zaklęłam cicho pod nosem, gdy przenosząc stertę ciuchów do walizki, potknęłam się o szafkę i przewróciłam lampkę, która z hukiem wylądowała na podłodze. Tak, genialne posunięcie, mogę zostać ninja. Pakowałam się przez dwie godziny. Starałam się wziąć jak najmniej rzeczy, żeby mieć ze sobą tylko jedną walizkę. Uznałam, że śniadanie zjem w jakiejś lotniskowej kawiarni i będę jeść regularnie, najpierw w samolocie, a później już na miejscu. Ubrałam się na drogę w ciekną bluzkę z długim rękawem, dżinsy i trampki. Tegoroczne lato jest dość chłodne, ale we Włoszech jest przecież znacznie cieplej. Zapakowałam tylko jeden grubszy sweter, tak na wszelki wypadek. 

O 5. rano cicho wyniosłam walizkę przed dom i zadzwoniłam po taksówkę. Kierowca był tak "uprzejmy", że nawet nie raczył otworzyć mi bagażnika, nie mówiąc już o wrzuceniu tam walizki. Ah, ci kochani rodacy. Piętnaście minut później byłam już na lotnisku. Korków nie było, bo jest w końcu sobota. Podeszłam do kasy.
 - Eee... dzień dobry. - przywitałam się z pustym okienkiem. Nie było nigdzie tabliczki "zamknięte", więc nie mogłam się pomylić. Po chwili spod lady wyłoniła się kobieta z bardzo wyrazistym makijażem. Oczy miała otoczone grubymi czarnymi kreskami. Wyczuwam inspirację nawiedzonym szopem praczem.
 - Słucham? - odezwała się znużonym głosem.
 - Poproszę bilet w jedną stronę do Mediolanu. - powiedziałam najmilszym głosem na jaki było mnie stać. Kobieta-szop popatrzyła na mnie dziwnie i zażądała dokumentu tożsamości. Podałam jej dowód i uśmiechnęłam się triumfująco. Nie miała się do czego przyczepić. Prychnęła pod nosem i zaczęła coś wpisywać do komputera. Trwało to tak długo, że nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że w międzyczasie układała pasjansa. Wreszcie podała mi mój bilet, a zaraz potem znowu zniknęła mi z oczu. Odprawę miałam za godzinę, więc postanowiłam, że pójdę coś zjeść. Ruch na lotnisku dopiero się zaczynał, więc było dosyć spokojnie. 


Po wspaniałym śniadaniu, składającym się z dwóch "7-daysów" i herbaty z automatu, poszłam do kantoru, by wymienić pieniądze na euro. Niewiele tego wyszło, ale przecież mam zamiar znaleźć tam jakąś pracę. 

Dopiero w samolocie poczułam się naprawdę wolna. Wyciągnęłam z torebki książkę i, dzięki czytaniu, lot minął mi bardzo szybko. Gdy samolot wylądował, a ja znalazłam się w budynku wraz z walizką, zaczęłam rozglądać się za kimś, kto trzymałby tabliczkę z moim nazwiskiem. Wszystko było już dawno z góry ustalone i ktoś musiał po mnie przyjechać. Po kilku minutach namierzyłam niewysokiego faceta w garniturze, który trzymał napis "Wiktoria Gelp". Szybko do niego podeszłam. Okazało się, że typ nie mówi po polsku, więc dogadywaliśmy się łamaną angielszczyzną i na migi. Głównie gestykulowaliśmy, ale ważne, że się udało. Facet miał na imię Paulo i miał mnie zawieźć od razu do studia fotograficznego. Gdy tylko wyszliśmy z budynku, uderzyło mnie ciepłe, wilgotne powietrze. Zaciągnęłam się nim kilka razy, a później wsiadłam do auta. I to nie byle jakiego auta, tylko czarnego Audi R8. Droga była krótka, ale przez popołudniowe korki strasznie się dłużyła. 

Mój szef miał na imię Antonio i był pół-Włochem, a pół-Polakiem, więc nie mieliśmy problemu z komunikacją. Zaczął od oprowadzenia mnie po różnych pomieszczeniach oraz zapoznania mnie ze wszystkimi ludzimi, których imion i tak nie zapamiętam. Na końcu pokazał mi samo studio i wszystkie sprzęty. Pozwolił mi nawet wypróbować jedną z lustrzanek. 

Po 3 godzinach kazał mi odejść i stawić się tu następnego dnia o 7. rano. Paulo zaprowadził mnie do pobliskiego hotelu. Pokój przekroczył moje oczekiwania. Był cudowny. Sądziłam, że skoro wyróżniono mnie w konkursie fotograficznym, to nie dadzą mi tak luksusowego pokoju. Całe szczęście, że pozwolili mi wybrać termin stażu. Co do samego Antonia, to miałam mieszane uczucia. Coś mi się w nim nie podobało, ale sama nie wiem co. Może mam po prostu paranoję.

*
Przez tydzień tego tak zwanego "stażu" od 7:00 do 17:30 głównie załatwiałam sprawy szefa i przynosiłam kawę dla całego zespołu. Fajna nauka, nie ma co.
Gdy zbierałam się do wyjścia, dzisiaj wyjątkowo późno, chociaż był piątek i wszyscy już dawno się zmyli, Antonio zawołał mnie do siebie. 
 - Stwierdziliśmy, że szkoda marnować twojego potencjału, dlatego też, jutro polecisz do mojego dobrego znajomego. Ma tam większe studio i wszystko inne. To własnie on wypłaci ci całą pensję za ten tydzień. - wręczył mi małą karteczkę. - Tu jest adres hotelu, do którego masz się udać i nazwisko mojego przyjaciela. Wszystko powinno być dobrze, a rano ktoś po ciebie przyjdzie. Lot masz o 15:30. - już miał odejść, ale w ostatniej chwili mój wadliwy umysł przypomniał sobie, że przecież nawet nie wiem, gdzie lecę. A co jeśli on chce mnie wysłać gdzieś do Mongolii? Wolałabym się przygotować, np. uzbierać wystarczająco dużo argumentów, że nie mogę tam jechać, bo Antonio nie przeżyje bez mojej kawy. W ostateczności mogę zaoferować, że będę służyć za statyw do aparatu.
 - A gdzie mnie wysyłasz? - zapytałam podejrzliwym tonem.
 - Do Londynu. - powiedział, dał mi bilet i zniknął w swoim gabinecie, a ja stałam w miejscu przez 10 minut, oniemiała. Mam lecieć na drugi koniec kontynentu? Ten facet chce się mnie perfidnie pozbyć. Jednak z drugiej strony... Jadę do Londynu. Tak. Do Londynu. Do miasta czerwonych budek telefonicznych, piętrowych autobusów i kraju królowej Elżbiety. Jadę do Londynu!
____________
Witam Was w ten piękny dzień.
Postanowiłam założyć tego bloga, bo mam dość dużo pomysłów do wykorzystania i za dużo czasu xD
Póki co nie dzieje się zbyt wiele, ale to dopiero początek. Mam nadzieję, że Was nie zraziłam xD Jeśli chcecie być powiadamiani to na górze macie wszystko podane, w rubryczce "o autorce". Rozdziały będą przeważnie takiej długości. Aha, będę je dodawać co 2 tygodnie w weekendy, częściej raczej nie, kończę jeszcze jednego bloga, to wiecie ;]
Dodam tylko, że dedykuję pierwszy rozdział Kasi, bez której nie ruszyłabym chyba z miejsca, przez pewien dylemat xD

Liczę na szczere komentarze i opinie, to jest dla mnie naprawdę ważne. xx

8 komentarzy:

  1. Ajajjam, dziękujem <3 Moje zdanie znasz, ale powiem/napiszę to ponownie. Podoba mi się :D you know, informuj mnie xd
    I_Love_Harry_

    OdpowiedzUsuń
  2. zakochałam się , POwoli, ale przecież ;D Czkam na kolejny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. a więc przeczytam kolejny odcinek, gdyż aż zapowiada się ciekawie oraz także i chcę wiedzieć co będzie dalej chociaż się domyślam, milord się odmeldowuje xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie się zapowiada, ja osobiście zdaje się nie czytałam nigdy nic Twojego, ale to mi się spodobało ;) Masz świetny styl pisania, szkoda tylko, że następny będzie dopiero za 2 tygodnie, ale będę musiała wytrzymać :)
    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do mnie.

    wannasaveyourheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam twoje opowiadania, a to już chyba wiesz. Rozdział świetny i nie mogę się doczekać kolejnego. Xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładnie piszesz. Nie powtarzasz wyrazów, fajnie łączysz zdania i w ogóle :) Takie blogi lubię czytać.
    Widzę że wiesz do czego zmierzasz, a ja nie mogę się doczekać kolejnego wpisu :D
    Av. x

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział :) Muszę przeczytać resztę :D
    Na prawdę bardzo ciekawy .

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej:)Dopiero odkryłam Twojego bloga,ale wystarczył pierwszy rozdział,żeby mnie wciągnęło. Lecę czytać następne posty!Czy mogłabyś powiadamiać mnie na gg o nowościach? GG: 43556909

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za poświęcenie swojego niezwykle cennego czasu na przeczytanie moich wypocin i zostawienie komentarza. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo uszczęśliwiają mnie nawet krótkie słowa i opinie. MASSIVE THANKS ♥