Włączcie sobie muzykę dla efektu.
I czytajcie notkę pod postem ;)
____________
Minęło 6 lat.
Skończyłam studia rok temu, uzyskując tym samym magistrat. Byłam z siebie niesamowicie dumna. Od roku znowu mieszkam w Polsce, w moim małym rodzinnym domku, mam pracę na stanowisku kierownika działu fotografii w miejskiej gazecie. Niby nic wielkiego, ale jest to dosyć satysfakcjonujące. Jeśli chodzi o Nialla... Rozstaliśmy się po 4 latach związku. Nasze drogi po prostu się rozeszły; on miał coraz aktywniejsze życie w miarę jak zespół zyskiwał popularność, a ja uczyłam się, rozbudowywałam portfolio, itd. W końcu zrozumieliśmy, że już się wcale nie widujemy, a związek zaczynał ranić nas oboje. Rozstanie było naszą wspólną decyzją podjętą po przemyśleniu i przedyskutowaniu. Może zwyczajnie nie byliśmy sobie pisani. Natomiast Maddie nadal jest z Zaynem. Zrezygnowała dla niego ze studiów i podróżowała z całym One Direction po świecie. Cieszę się, że im się udało. Kiedy byłam w Londynie, rozmawialiśmy z Niallem (najczęściej przez Skype) prawie codziennie, nawet po rozstaniu. Jednak im więcej czasu mijało, tym nasz kontakt bardziej się ograniczał. Teraz to były tylko krótkie rozmowy raz na 2 tygodnie lub rzadziej. Czasami dostałam pocztówkę z pozdrowieniami. W końcu któregoś dnia zadzwoniła moja mama i poprosiła, bym wróciła, ponieważ tata zachorował, a on nie dawała już sobie rady z utrzymaniem domu. Przez telefon nie chciała nic zdradzić, ale wyczułam, że to coś poważnego, bo inaczej nigdy by mnie nie poprosiła o zrezygnowanie z marzeń i tego całego wielkomiejskiego życia. Dobrze się złożyło, że został mi tydzień do ukończenia studiów. Gdy tylko odebrałam dyplom, natychmiast się spakowałam i kupiłam bilet na najbliższy lot do Polski. Chciałam wcześniej poinformować o tym chłopaków i przyjaciółkę, ale nikt nie odpowiadał na moje telefony. Kiedy tylko przekroczyłam próg rodzinnego domu, mama wpadła mi w ramiona. Ciągle płakała i wypowiadała niezrozumiałe słowa. Dopiero po paru minutach uspokoiła się na tyle, by być w stanie opowiedzieć mi, co się dokładnie wydarzyło. Okazało się, że jakieś 5 miesięcy wcześniej u taty wykryto złośliwą odmianę guza mózgu. Zmiany postępowały w umiarkowanym tempie, ale gdy tata został prawie całkowicie sparaliżowany, mama postanowiła zadzwonić po mnie. W dzień poprzedzający mój przyjazd tata został zabrany do szpitala, ponieważ zaczęły się problemy z oddychaniem.
Kiedy opowieść dobiegła końca, byłam równie zapłakana jak moja mama. Postanowiłyśmy pojechać do szpitala, by sprawdzić, jak miewa się tata. Mama wyznała, że czekała z tym na mnie, ponieważ sama nie byłaby w stanie (kontaktowała się telefonicznie z lekarzem prowadzącym).
Doskonale ją rozumiałam.
Na miejscu lekarz poinformował nas, że są przerzuty w większości organów wewnętrznych i już raczej nie da się z tym nic zrobić.
Dał tacie maksymalnie 2 tygodnie życia.
Mama już nie była w stanie nawet płakać. Po prostu usiadła na szpitalnym krześle w poczekalni i tępo wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Później jej przeszło, nawet uśmiechnęła się, gdy tata na chwilę odzyskał przytomność. Otaczałyśmy go cierpliwą opieką przez cały czas; praktycznie mieszkałyśmy w szpitalu. W międzyczasie próbowałam dodzwonić się do Maddie- mojej jedynej przyjaciółki- ale nadal nikt nie odbierał...
Miesiąc później tata zmarł.
Dzień przed pogrzebem wreszcie zadzwoniła Maddie. Kiedy tylko usłyszałam jej głos, rozpłakałam się, mimo że obiecałam sobie, że będę silna. Oczywiście wszyscy bardzo przejęli się moją sytuacją, chociaż niewiele mogli zrobić. Jednak dobrze było wiedzieć, że nadal mam w nich wsparcie.
Dzień pogrzebu był straszny.
Każda utrata bliskiej osoby jest bardzo wstrząsającym przeżyciem, a co dopiero kiedy umiera ktoś tak ważny jak ojciec. Starałam się być silna, głównie ze względu na mamę. Podczas mszy jakoś sobie poradziłyśmy, jednak na cmentarzu, kiedy trumna była spuszczana w głęboki dół... w mamie coś pękło. Zaczęła przeraźliwie szlochać i wykrzykiwać imię taty. A ja stałam obok, całkiem bezradna.
Ogarnęła mnie okropna pustka.
Moja babcia- matka taty- podeszła do mojej mamy i mocno ją przytuliła. Teraz płakały we dwie. Poczułam, że ktoś położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla wraz z Maddie. Mieli smutne i współczujące miny. Na ich widok puściły wszelkie bariery. Przytuliłam ich oboje i nawet nie zwróciłam uwagi na moment, gdy łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Tak wiele mieszanych uczuć przetoczyło się przez moją głowę, że sama nie wiedziałam, jak mam się czuć. Była to rozpacz, tęsknota, ból i smutek spowodowane odejściem ojca,, ale też radość i szczęście, że po tak długim czasie moi przyjaciele przyjechali tylko po to, by mnie wesprzeć w tak trudnej chwili. Pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo pomogła mi ich obecność. Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała tam stać przez cały czas sama, z mamą rozpaczającą zaraz obok. Niewykluczone, że załamałabym się całkowicie. Jednak dzięki obecności Maddie i Niallera dałam radę, znalazłam w sobie dość siły, by jednak żyć dalej. To tylko ich zasługa.
Nie zostawiłam mamy po stracie ojca.
Zamieszkałam na stałe w Polsce, tak jak powinno być. Nastoletni wybryk w pogoni za marzeniami całkowicie odmienił moje życie. Dziwny zbieg wydarzeń na pewno nie był przypadkiem.
Nie wierzę w przypadki.
Spotkanie One Direction widać było mi pisane, jednak w jakim celu- nie mam pojęcia. Mogę jedynie zgadywać, że było to związane z poznaniem mocy prawdziwej przyjaźni. Ale to tylko moje gdybanie. Może kiedyś się tego dowiem. Moja niewiarygodna przygoda z Londynem trwała 5 lat. Skłamałabym, jeśli bym powiedziała, że żałuję podjętych decyzji. Dzięki temu zdobyłam najlepszych przyjaciół na świecie, z którymi mam co prawda ograniczony kontakt, ale co jakiś czas dostaję przynajmniej kartkę z pozdrowieniami z różnych stron świata i długi list. Kto wie, może kiedyś przyjmę wreszcie jedno z zaproszeń i odwiedzę chłopaków w jakimś egzotycznym miejscu. Przyszłości nie da się przewidzieć i chyba nawet nie chcę tego robić. Jest tylko jedna rzecz, której jestem pewna- ta przyjaźń ma szansę trwać wiecznie i wszystkich nas uszczęśliwiać. A na razie- w ramach zapełnienia cichej pustki- idziemy z mamą przygarnąć jakiegoś uroczego kotka.
Ewentualnie dwa.
THE END.
_______
Hiya.
Sorry za opóźnienie, ale w szkole do ostatnich dni mam coś do roboty. Jeszcze tydzień.
Też macie wrażenie, że Epilog jest najlepszym, co do tej pory napisałam? HUH.
Dedykacja dla ostatniego postu na tym blogu leci do mojej najukochańszej i niezastąpionej TINY, która miała w dodatku urodziny 17.06 (taki mój spóźniony prezent)! Dziękuję za wszystko! <3 Zwłaszcza za to, że dzięki Tobie usłyszałam Green Day na żywo! *_____*
Wam również - mojej najlepszej publiczności - dziękuję za wsparcie i miłe słowa. Cieszę się, że w choć małym stopniu podobały Wam się moje wypociny.
Cóż, nie wiem, co mogę jeszcze napisać... Wiele zawdzięczam temu blogowi. Dzięki niemu poznałam wiele wartościowych osób i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Ale nie poznałabym One Direction, gdyby nie Emma, więc czytajcie ludzie jej bloga (mimo że ona nie czyta mojego, ale co tam i tak ją kocham xD).
Aha, dla tych których być może to interesuje- wycieczka do UK udała się i było przezajefajnie! Mam nadzieję, że każda z Was kiedyś zobaczy Londyn <3
Teraz bardzo proszę, żeby kaaaażdy, kto kiedykolwiek czytał mojego bloga zostawił jakiś komentarz, nawet krótki. Tak na pożegnanie, co? Napiszcie, czy podobała Wam się dziwna historia stworzona przez takiego szajbusa jakim jestem ja. Proszę ♥
Jeszcze raz dziękuję za czytanie! Jesteście najlepsi :D
Cheers xxx